Sezon 2016/2017 dla polskich skoczków układał się jak dotąd perfekcyjnie. Biało-czerwoni prowadzą w indywidualnej i drużynowej klasyfikacji PŚ, a także zdominowali rywalizację w Turnieju Czterech Skoczni. Nic dziwnego, że podopieczni Stefana Horngachera na czele z Kamilem Stochem byli faworytami do medali podczas mistrzostw świata w Lahti. I wciąż nimi są, choć po pierwszym z trzech konkursów muszą obejść się smakiem.
Naszą wyobraźnię rozbudziły zwłaszcza kwalifikacje, w których Polacy spisali się znakomicie. Raz jeszcze jednak zobaczyliśmy, że próby nie zawsze przekładają się w pełni na skoki w konkursie. W piątek Stoch pobił rekord skoczni, ale w sobotę ani razu nie udało mu się przekroczyć granicy 100 metrów. Zbliżył się do niej w drugim skoku (99 m), ale w pierwszym uzyskał tylko 96,5 m i to głównie dlatego nie udało mu się sięgnąć po medal.
Równo i solidnie skakał Maciej Kot. Zabrakło jednak błysku, który pozwolił mu na zwycięstwa w Sapporo i Pjongczangu – 95 i 95,5m wystarczyły na zaklęte dla zakopiańczyka piąte miejsce. Po pierwszej serii mogliśmy mieć nadzieję, że wszystkich zaskoczy Dawid Kubacki. Zawodnik z Nowego Targu uzyskał 96,5m i tracił zaledwie 1,6pkt do podium, ale w drugiej próbie nie wytrzymał ciśnienia i spadł na ósmą lokatę. Dla obu zawodników to najlepsze miejsca w MŚ w karierze. To daje obraz tego, jak szybko i ogromnie urosły oczekiwania wobec wyników polskich skoczków.
Najsłabiej wśród biało-czerwonych spisał się Piotr Żyła, któremu tym razem nie udało się awansować do czołowej dziesiątki. Po skokach na 91,5 i 94 m wiślanin zajął 19. miejsce.
Stochowi tym razem nie udało się odpowiedzieć na rewelacyjne skoki Stefana Krafta. Austriak uzyskał 99,5 oraz 98 metrów i utrzymał swoją przewagę z pierwszej serii mimo agresywnego ataku ze strony Niemców w drugiej części konkursu. Zarówno Andreas Wellinger jak i Markus Eisenbichler przekroczyli granicę 100 metrów i to oni uzupełnili skład podium. Do tego drugiego Stochowi zabrakło zaledwie 1,1 punktu.
Brak polskiego medalu na normalnej skoczni to lekkie rozczarowanie, ale jeszcze nic straconego. Przed nami dwa konkursy na dużym obiekcie (indywidualny i drużynowy), w których biało-czerwoni znów powalczą o najwyższe miejsca. Skoczkowie wrócą do rywalizacji w środę, kiedy odbędą się kwalifikacje do czwartkowych zawodów.