Czy cisza wyborcza zostanie zniesiona?

Nick Cave & The Bad Seeds „Wild God”, PIAS, 2024
Kiedy przyjechał na początku lat 80. z Australii do Anglii z kolegami z zespołu The Birthday Party, wydawało się, że ich muzyka jest zbyt brzydka i hałaśliwa, by zdobyć popularność. Tymczasem stało się inaczej: piosenki pełne potępieńczych wrzasków Nicka Cave’a stały się hymnami ówczesnych gotów. Muzykę tę napędzały mocne narkotyki – i piosenkarz nie wytrzymał długo tego ciśnienia. Rozpoczął więc solową karierę z zespołem The Bad Seeds, nagrywając z roku na rok coraz bardziej spokojne i łagodne ballady. To one przyniosły mu światową sławę.
Nowa płyta Cave’a zebrała wprost entuzjastyczne recenzje. Wszystkim jej słuchaczom udzieliła się nieziemska radość płynąca z tych nagrań. Australijski piosenkarz przeszedł niedawno przez piekło: pogrzebał dwóch swych synów. Teraz jednak znów odnalazł to, co w naszym życiu najważniejsze: wiarę, nadzieję i miłość. I ten nastrój ma na płycie idealne odzwierciedlenie w postaci chóru gospel. Stąd piosenki z „Wild God” brzmią jak uduchowione hymny na cześć Boga, który podnosi człowieka z dna rozpaczy. Piękny to album – muzycznie i tekstowo.
David Gilmour „Luck & Strange”, Sony, 2024
Brytyjski wokalista i gitarzysta od lat mierzy się ze schedą swego legendarnego zespołu. Pierwszą płytę solową wydał już w 1978 roku – i wtedy przyćmiła ją premiera słynnego „The Wall”. Drugi krążek Gilmoura pojawił się w 1984 roku i wówczas muzyk musiał się też liczyć z porównywaniem swych piosenek z piosenkami swego kolegi z Pink Floyd – Rogera Watersa. Być może dlatego zrobił sobie potem długą przerwę i powrócił do solowej działalności dopiero w 2006 roku. W efekcie „Luck & Strange” to zaledwie jego piąty solowy album.
Podobnie jak na poprzednich krążkach Gilmour nie ucieka od tego, co najbardziej charakterystyczne dla jego muzyki – głosu i brzmienia gitary. I nikt tego tak naprawdę by nie chciał. Dzięki temu w nowych piosenkach artysty wciąż słychać echa floydowskiej psychodelii. Tym razem mają one wyjątkowo rozbudowane brzmienie o orkiestrę i chór. Odpowiada to tekstom, które napisała żona Gilmoura, dotyczącym spraw ostatecznych: starości i śmierci. W głosie muzyka jest smutna nuta, która sprawia, iż zdajemy sobie sprawę, że Gilmour właściwie żegna się z nami. Jest jednak pogodzony z tą koleją rzeczy, stąd „Luck & Strange” niesie spokój i ukojenie.
The The „Ensoulment”, PIAS, 2024
Kiedy Matt Johnson zaczynał swą karierę pod koniec lat 80. zamieścił w „New Musical Expressie” dwa ogłoszenia o poszukiwaniu muzyków do swego zespołu. W pierwszym za inspirację podał The Velvet Underground, a w drugim – Throbbing Gristle. I taka była też początkowo muzyka jego projektu. Trzy pierwsze płyty The The oscylowały wokół rozedrganego synth-popu flirtującego z industrialem. Prawdziwy sukces Brytyjczyk osiągnął jednak, dopiero kiedy wygładził brzmienie. W efekcie płyty „Soul Mining” i „Infected” z połowy lat 80. stały się bestsellerami. Od tamtej pory Johnson regularnie raczy nas płytami, które od początku lat 90. mają już bardzo klasyczne brzmienie.
To też przypadek tej najnowszej – „Ensoulment”. Ósmy album The The zgodnie z tytułem oddaje hołd „czarnej” muzyce – stąd w nowych piosenkach tyle bluesowych nut i soulowych zaśpiewów. Wszystko to wpisane jest jednak w formułę klasycznej popowej piosenki, osadzonej przede wszystkim w gitarowych brzmieniach. Słucha się tego przyjemnie, szczególnie, kiedy rozumiemy teksty Johnsona. Brytyjczyk ma lekkie pióro, nie boi się jednak podejmować trudnych tematów, chętnie sięga po ironię i sarkazm. I właśnie na tym polega urok jego twórczości, która zawsze cieszyła się większym uznaniem w ojczyźnie artysty niż w innych krajach.
Michael Schenker „My Years With UFO”, Mystic, 2024
Kiedy w latach 70. muzyczne mody dyktował Piotr Kaczkowski z radiowej Trójki, młodzi ludzie z Peerelu słuchali przede wszystkim hard rocka. Jednym z zespołów, którego płyty słynny prezenter grał w swoich audycjach, był brytyjski zespół UFO. Największe sukcesy odnosił on jednak, kiedy jego gitarzystą został Michael Schenker. Choć młody i utalentowany Niemiec zabawił w UFO tylko pięć lat i został wyrzucony za pijaństwo, wszyscy fani hard rocka najbardziej cenią płyty zespołu nagrane z nim w składzie.
Teraz po wielu latach Schenker wraca na solowej płycie do repertuaru stworzonego z Anglikami. W międzyczasie zyskał miano jednego z najlepszych gitarzystów w historii rocka. Nic więc dziwnego, że w tej podróży dołączają do niego świetni muzycy - Derek Sherinian, Brian Tichy i Barry Sparks - oraz w roli gości elita dzisiejszej sceny hard rockowej: Axl Rose, Slash, Roger Glover, Joey Tempest, Biff Byford, Dee Snider, Joe Lynn Turner czy Carmine Appice. W efekcie dostajemy takie hity, jak „Doctor, Doctor” czy „Mother Mary” w mocniejszych wersjach od oryginałów, brzmiących teraz na miarę XXI wieku.