W Pana książce znajdujemy wszystkie gatunki ptaków Podhala. Nie pomylę się jeśli powiem, że ptaki to już część Pana życia?
Zawsze interesowała mnie przyroda. Jako mały chłopiec miałem wielką ambicję, żeby poznać dosłownie wszystko. Pamiętam, jak w siódmej klasie rywalizowaliśmy z kolegą o to, kto spisze więcej różnych gatunków ptaków. Małe wtedy mieliśmy pojęcie o tym, co właściwie oznacza słowo „gatunek”, ale to było bez znaczenia. Poszukiwaliśmy na przykład nazw, które nas interesowały, w starych książkach. Nie pamiętam już kto wygrał, ale za to na długo zapamiętałem nazwy dużej liczby różnorodnych ptaków. Mój kolega zajął się genetyką zwierząt, a ja wolałem przyglądać się im z zewnątrz. I rzeczywiście tak mnie zafascynowały ptaki, że zacząłem myśleć o nich na poważnie.
Dlatego zdecydował się Pan zamieszkać w sercu Tatr?
W pewnym sensie postanowiłem podporządkować swoje życie zainteresowaniom. Zamieszkanie w Zakopanym było podyktowane sytuacją życiową, ale liczyło się dla mnie to, że będę blisko natury. No i urzekła mnie przyroda Tatr i Podtatrza. Zacząłem pracę w Tatrzańskim Parku Narodowym i dzięki temu miałem dostęp do różnych informacji o historii ptaków tego rejonu - takich, o których wcześniej nie miałem bladego pojęcia. Prawie od razu po przeprowadzce w góry przywitał mnie... pomurnik, bardzo rzadko występujący gatunek.
Teraz nie zamieniłby Pan tego miejsca na inne?
Lubię tę ciszę i spokój. Tatry są urzekające, zwłaszcza tam, gdzie są puste. Wtedy uwielbiam ich nasłuchiwać. Wchodząc do Doliny Kościeliskiej, w okolicach potoku, widzę pluszcze, które żerują pod wodą, a potem szybko, ze zdobytym pokarmem, wyskakują na kamień. Kawałek dalej słyszę pliszkę górską, drozdy… Gdyby na chwilę przysiąść i zaobserwować niebo, można by zobaczyć też orła. Lubię więc siadać na Hali Pisanej i ich wyczekiwać. Te miejsca mają wiele do zaoferowania, ale nie zawsze potrafimy z tego korzystać.
Bo nie wiemy czego się spodziewać i nie znamy wielu gatunków?
Tak. Nie do końca wiemy, gdzie patrzeć i czego nasłuchiwać. A wiele z ptaków jest wyjątkowych właśnie dzięki temu, jak śpiewają. Wśród nich są również te, których nie spotkamy nigdzie indziej, np. pomurnik, płochacz halny czy podróżniczek. Trudniej jest zaobserwować niektóre ptaki leśne ze względu na miejsce, w którym przebywają. Ale pluszcze, które tutaj mają największą populację - i siwerniaka, którego najwięcej jest właśnie w Tatrach, możemy łatwo zauważyć na przykład podczas spaceru dolinkami.
I nie przeszkadzają im turyści?
Oczywiście idealnie by było, gdyby ludzka ciekawość kończyła się na podziwianiu tych ptaków z daleka. Z małżonką nieraz zatrzymujemy się na ścieżce turystycznej i nasłuchujemy cietrzewie, które pięknie śpiewają. To dopiero przyjemność! Nie mam potrzeby zbliżania się do nich bardziej, czy satysfakcji z dotknięcia ich. Wystarcza mi wiedza na ich temat i widok z bezpiecznej odległości. Chodzi przecież o to, aby mogły zachowywać się w naturalny sposób, bo to interesuje nas najbardziej. Ale nie zawsze na to ptakom pozwalamy.
To znaczy?
Kiedyś spacerując po podtatrzańskiej wsi można było znaleźć zastawione na drapieżne ptaki pułapki. Było to nagminne jeszcze 10 lat temu. Na cietrzewie polowali młodzi chłopcy, by potem do kapelusza móc sobie przypiąć piórko z ich ogonów. Dziś, na szczęście, coraz więcej ludzi traktuje je dużo lepiej i coraz rzadziej spotyka się tego typu zasadzki. Ale problem pojawia się też, kiedy zawieje halny, który zburzy idealny porządek lasu. Na ziemi będą leżeć połamane drzewa, w których szybko zadomowiłyby się pewne gatunki ptaków. Ale nie mają na to szans, ponieważ człowiek chce to szybko posprzątać. Natura tak nie działa, ona potrzebuje różnorodnych warunków, aby zapewnić całe bogactwo gatunków.
Liczebność ptaków w polskich Tatrach bardzo zmieniała się na przestrzeni lat?
Natura jest zawsze dynamiczna i nie można powiedzieć, że ptaków w Tatrach było mniej lub więcej. Zmieniały się ich gatunki i kiedy jedne znikały, na ich miejsce przylatywały nowe. Podtatrze było jednym z nielicznych miejsc, gdzie lęgły się wszystkie gatunki błotniaków, dziś zostały tylko dwie pary. Natomiast dużo więcej jest bocianów. Ludzie tu są otwarci na nie, przygotowują im słupy z gniazdami, może dlatego, że ponoć bociany przynoszą szczęście.
Na Podhalu popularne są takie zwyczaje i wyobrażenia...
Tak, choć nie jest to nagminne. Obraz ptaka, oprócz wizerunków orła na fajkach czy spinkach, jest zawsze przedstawiany tak samo, bez wyróżnienia konkretnych gatunków. To pokazuje, że Podhalanie jednak nie przywiązują do tego dużej uwagi. Za to znacznie większym zainteresowaniem cieszą się przysłowia ludowe, przepowiednie dotyczące pogody. Bo jeśli wrony odzywają się na Agaty, to każdy wie, że ma padać deszcz.
A jeśli w zimie gęsi stoją na jednej nodze, to będzie mróz.
Dokładnie. Obserwacje zachowań ptaków pozwalały zauważyć pewne prawidłowości w pogodzie. Oprócz tego, wśród ludzi mieszkających blisko przyrody, naturalnie wykształcały się wyobrażenia na temat życia ptaków. Według jednego z nich, jaskółki w trakcie zimy przebywają na dnie jeziora i na wiosnę wylatują z wody. Istniała też teoria powstania mysikrólika. Opowiadano sobie, że niegdyś był królikiem, ale gdy zaczynał się wyścig ptaków o tytuł króla przestworzy, to schował się w skrzydłach orła, i gdy byli już wysoko, wzbił się wyżej. Ptaki jednak były oburzone jego zachowaniem i na pośmiewisko nazwały go właśnie mysikrólikiem. To typowo regionalne historie, tak jak przesądy o tym, że ten kto w danym roku usłyszy kukułkę będzie miał szczęście, pod warunkiem, że w tym momencie będzie miał przy sobie pieniądze.
Czy to nie świadczy o tym, że Podhalanie szczególną sympatią darzą ptaki?
Ptaki są wielkim bogactwem górali, ale nie zawsze docenianym, a jeśli już, to przez środowiska artystyczne. Bo są bardziej znane wśród malarzy i rzeźbiarzy, pojawią się w haftach. Oczywiście jest wiele takich osób, które naprawdę dbają o to, by nie zakłócać ich naturalnego środowiska. Ale z drugiej strony pojawiają się sytuacje, gdy wycina się duże fragmenty lasu, bo - na przykład - powstają nowe wyciągi narciarskie. To są bardzo gwałtowne i nieodwracalne, niestety, zmiany. Bez rzetelnych badań takiego terenu, z przyrodniczego punktu widzenia, nie wiemy, co straciliśmy.
Ale natura dostosuje się do warunków...
Tak, kiedy wycinane są lasy, w to miejsce przylatują ptaki, które nie są leśne. A tam gdzie jest starszy drzewostan, momentalnie pojawiają się te gatunki, które wykorzystują stare drzewa. Są to przede wszystkim dzięcioły: czarny i trójpalczasty, ale przylatują też drozdy. Natomiast kiedy drzewa zaczynają obumierać, pod nimi rośnie już szczotka nowego pokolenia. Po 10 latach zaczynają przylatywać tam ptaki takie jak pokrzywnica, które zajmują krzaczaste miejsca i wtedy to one zaczynają tam dominować. Jest to ruch zupełnie prawidłowy. W naturalnych warunkach nie ma pustki w przyrodzie.
Można powiedzieć, że Pana książka jest formą apelu o szacunek dla przyrody?
Oczywiście, chciałbym, żeby zachęciła ona do chwili refleksji i spojrzenia na naturę pod trochę innym kątem. Idąc w góry, najczęściej myślimy o kozicach albo niedźwiedziach. Może dzięki książce łatwiej nam będzie przyglądnąć się temu, co żyje wśród drzew, posłuchać, że coś tam śpiewa. Bo w przyrodzie zawsze coś się dzieje, ale żeby móc to docenić i przeżyć, musimy ją najpierw poznać.
Włodzimierz Cichocki, przyrodnik, ornitolog, kierownik Działu Przyrodniczego Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem. Od 40 lat monitoruje populację podtatrzańskich bocianów, a od 30 lat tatrzańską populację pluszcza i pliszki górskiej. Prowadzi badania nad głuszcem i cietrzewiem. Autor licznych prac naukowych oraz popularnonaukowych, w tym „Polskiego nazewnictwa ptaków świata”.
Ptaki Tatr i Podtatrza. Książka jest zbiorem opisów prawie 300 gatunków ptaków występujących na tym terenie.