Sądeckie Pogotowie Ratunkowe dysponuje obecnie czternastoma karetkami. W trzynastu z nich jeździ załoga trzyosobowa (dwóch ratowników medycznych i kierowca-ratownik) lub dwóch ratowników medycznych i lekarz. Jedynie w Starym Sączu jeździ jedna karetka dwuosobowa. W większości jednostek ratowniczych w Polsce są dwuosobowe załogi, które dopuszcza Ustawa o ratownictwie medycznym.
Według niedawnej decyzji dyrektora pogotowia od 1 września w trzech podstacjach w Rytrze, Piwnicznej-Zdroju i Jasiennej miały stacjonować dwuosobowe zespoły ratownicze. Józef Zygmunt tłumaczył swój zamiar względami ekonomicznymi, dodając, że w większości stacji pogotowia w Polsce karetki mają po dwóch ratowników, z których jeden jest też kierowcą karetki.
- To przeczy wytycznym, które stosuje się w ratownictwie. Łatwo jest sobie wyobrazić, co może zrobić jedna osoba, będąca przy pacjencie, w trakcie ratowania życia w drodze do szpitala. Walczymy o komfort pacjenta i jego zdrowie, ale także i swoje miejsca pracy - argumentował Marcin Siedlarz, wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych, który dodaje, że aktualnie trwają prace nad zmianą w Ustawie o ratownictwie medycznym. Mają w niej zostać zwarte reguły o obowiązkowych trzyosobowych załogach.
- Tylko to długi proces - uważa. Siedlarz zaznacza, że w samodzielnych jednostkach finansowanie w zupełności wystarcza na utrzymanie trzyosobowych załóg karetek.
- Nigdy nie mówiłem, że dwóch ratowników w karetce jest lepszych od trzech. Bardzo mi zależy na utrzymaniu na trzech ratownikach, ale to kwestia pieniędzy - odpowiada dyrektor Józef Zygmunt.
Pogotowie w kampanii
Pierwsza na decyzję dyrektora pogotowia zareagowała Platforma Obywatelska.
- Zostaje kierowca i ratownik, bo de facto do tego się to sprowadza. Każdy, kto ma wyobraźnię, wie, co może się wówczas dziać w sytuacji ratowania życia - zaznacza Leszek Zegzda i dodaje, że minęły ponad cztery lata od czasu, gdy poseł Arkadiusz Mularczyk zebrał kilkanaście tysięcy podpisów za przywróceniem dyspozytorni do Nowego Sącza. Dyspozytorni dalej nie ma, mimo że zmieniła się władza. - Dzisiaj siedzi się cichutko i nic w tej sprawie nie mówi - komentuje Zegzda.
Zarówno kandydat Leszek Zegzda jak i później kandydatka na prezydenta Nowego Sącza Iwona Mularczyk, która napisała w tej sprawie do szefa pogotowia, błędnie odczytali plany Zygmunta. Nagłaśniając problem w mediach, byli przekonani, że zmiany będą dotyczyć wszystkich karetek, a chodziło tylko o cztery z czternastu zespołów.
Trudny kompromis
Po rozmowach ze starostą i związkami zawodowymi Józef Zygmunt wycofał się jednak ze swoich planów.
- Stało się to wszystko niepotrzebnie częścią gry wyborczej i tematem sporów kandydatów na prezydenta miasta. Podjąłem więc decyzję, że to najgorszy czas dla dyskusji na ten temat - zaznacza Zygmunt, ale nie ukrywa, że wkrótce trzeba do tematu wrócić, jeśli nie zwiększy się finansowanie, to w sądeckim pogotowiu część karetek będzie musiała mieć zredukowaną załogę. - Na razie szukamy innych rozwiązań, które obniżą koszty.
- Dyrektor zmienił zdanie i to jest najlepsza decyzja jaką mógł podjąć. Zdajemy sobie sprawę, że takie rozmowy wrócą, ale w tym wypadku każdy miesiąc zwłoki to przede wszystkim bezpieczeństwo dla pacjentów - dodaje ratownik-związkowiec Marcin Siedlarz.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Superbakteria atakuje! Polscy lekarze są bezradni