FLESZ - Jest porozumienie z kontrolerami lotów

Mariusz Kowal (zgodził się na ujawnienie swojego wizerunku) przez jedenaście lat pracował w Zakładzie Karnym przy ul. Konarskiego w Tarnowie. Zaczynał jako strażnik działu ochrony, a następnie jako bramowy, który odpowiada za sprawdzanie osób wchodzących do więzienia i opuszczających jego mury.
- Bardzo lubiłem tę pracę, sprawiała mi satysfakcję. Swoje zadania zawsze wypełniałem w prawidłowy sposób, zgodnie z przepisami - opowiada 43-latek, który z mundurem musiał pożegnać się jednak pod koniec 2020 roku.
Rok wcześniej został oskarżony przez dwie pracownice cywilne i jedną funkcjonariuszkę o molestowanie. Przez dwanaście miesięcy był zawieszony w czynnościach służbowych, a następnie decyzją dyrektora został zwolniony z pracy.
Poważne oskarżenia wobec funkcjonariusza ZK w Tarnowie
Według aktu oskarżenia sprawa miała swój początek w połowie 2018 roku. Dwie cywilne pracownice więzienia poskarżyły się na sierżanta Mariusza Kowala do dyrekcji ZK w Tarnowie. Informowały, że funkcjonariusz kieruje w ich stronę drobne złośliwości i utrudnia pracę. W związku z tym zgłoszeniem powołano wewnętrzną komisję antymobbingową, która miała wyjaśnić sytuację.
Tymczasem w lutym 2019 roku kobiety przekazały komisji, że Mariusz Kowal dopuszczał się wobec nich również molestowania. Relacjonowały, że bramowy miał m.in. stawać przy nich w taki sposób, który wymuszał otarcie się o niego, miał także dotykać ich biustu oraz nóg, dociskać swoim ciałem do ściany albo proponować im wyjmowanie ze swojej kieszeni spodni kluczy do szafek z telefonami komórkowymi. Podobne zachowania miały dotyczyć także jednej z funkcjonariuszek, która dziś już nie pracuje w zakładzie karnym.
W kwietniu 2019 roku sprawę zgłoszono do Prokuratury Rejonowej w Tarnowie. Pół roku później strażnikowi przedstawiono zarzuty nadużycia uprawnień i doprowadzenia kobiet do "poddania się innej czynności seksualnej". Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Tarnowie.
Strażnik się nie przyznaje. To zemsta?
Mariusz Kowal od początku do końca nie przyznawał się do winy. Twierdzi, że oskarżenia ze strony kobiet to forma zemsty na nim. Za co? Twierdzi, że kilka razy miał ujawnić niedozwolone rzeczy, które jedna z pracownic próbowała wnosić na teren zakładu. Konkretnie chodziło m.in. o... kotlety schabowe i kurczaki i inne artykuły spożywcze, o czym sierżant Kowal poinformował kierownictwo.
- W mojej ocenie sprawę zamieciono pod dywan i nikt nie poniósł konsekwencji. Później ta kobieta śmiała mi się w twarz i mówiła żebym poluzował kontrolę i nie robił jej tak skrupulatnie, bo i tak nic nie wskóram - twierdzi 43-letni były funkcjonariusz.
W tarnowskim więzieniu miał "łatkę" służbisty, który do obowiązków podchodzi bez taryfy ulgowej. Potwierdzają to mundurowi, którzy pracowali z Kowalem.
- Nigdy nie było do niego zastrzeżeń. Nie chce mi się wierzyć, żeby miał kogokolwiek molestować. Do uwodziciela mu daleko, to nie w jego stylu - mówi nam jeden z "klawiszy", który chce pozostać anonimowy.
Sąd nie wierzy "klawiszowi"
Tarnowski sąd nie dał jednak wiary wyjaśnieniom Kowala i 25 kwietnia skazał go na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.
- To skandaliczny wyrok - komentuje były strażnik.
Uważa, że nie wzięto pod uwagę wszystkich dowodów, które świadczyłyby o jego niewinności. Twierdzi, że nie zabezpieczono zapisu z kamer monitorujących pracę na bramie i nie przesłuchano niektórych świadków, którzy mogliby potwierdzić jego wersję wydarzeń.
Temida w uzasadnieniu przyznała, że były funkcjonariusz co prawda rzetelnie wypełniał swoje obowiązki, ale jednak uznał, że dopuścił się molestowania pokrzywdzonych kobiet.
- Sąd przeanalizował bardzo dokładnie zeznania samych pokrzywdzonych jak i świadków - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Małgorzata Adamczyk.
Nie dała wiary, że oskarżenia o molestowanie były formą zemsty. Podkreśliła, że oprócz dwóch pracownic cywilnych wśród pokrzywdzonych znalazła się także funkcjonariuszka straży więziennej.
- Strażniczka była dobrą znajomą tych pań i myślę, że stąd wzięły się te oskarżenia - komentuje skazany.
Związek zawodowy staje w obronie zwolnionego strażnika
Zapowiada apelację od wyroku Sądu Rejonowego w Tarnowie. Może liczyć na wsparcie związków zawodowych. Związkowcy też uważają, że 43-latek jest ofiarą, której zniszczono karierę zawodową.
- Miesiącami na bramie, a więc w miejscu ogólnodostępnym, kręci się afera seksualna, wszyscy na to patrzą i nikt nie reaguje? Rozmawiałem z funkcjonariuszami z Tarnowa i wiem, że Mariusz to był rzetelny pracownik, nie ulegał presji i nie poddawał się sugestiom. Ja bym właśnie takich ludzi oczekiwał przy wejściu do jednostki, ale ktoś chyba zbyt pochopnie ocenił całą sytuację - mówi Robert Moskal z NSZZ „Solidarność” Funkcjonariuszy i Pracowników Więziennictwa.