Dzieje się tak, kiedy jedna ze stron jest zbyt pewna siebie i patrzy na drugą stronę z pozycji wyższości. Wówczas przypisuje sobie osiągnięcia, zapominając o Bogu, który jest początkiem i końcem wszystkiego.
W takiej perspektywie zadziwienie światem ulega dewaluacji, a przeważa „formalne przestrzeganie zasad, naszych schematów myślowych. Zadziwienie zanika, zaczynamy wierzyć, że możemy sobie dać radę sami, że to my jesteśmy bohaterami”. Łatwo się wtedy osądza bliźnich, a jeszcze łatwiej usprawiedliwia się siebie. Tymczasem kontemplowanie miłosierdzia Bożego jest drogą pokornych.
Franciszek przypomina, że u podstaw zapominania o postawie miłosierdzia znajduje się miłość własna. Przyjmuje ona postać przyjemności, troski o własne interesy i zabiegania o zaszczyty w połączeniu z pragnieniem bogactw i władzy.
W taki sposób rozwija się pycha, która rozgrzesza siebie, ale nie rozgrzesza innych. Dlatego papież twierdzi: „czasem zaskakiwała mnie myśl, że niektórym bardzo surowym osobom dobrze zrobiłoby poślizgnięcie, ponieważ w ten sposób, uznawszy siebie za grzeszników, spotkaliby Jezusa”.
Chodzi o to, że miłosierdzie - prowadzące do jedności nie jest uczuciem przelotnym. Jest syntezą Dobrej Nowiny i wyborem tych, „którzy chcą mieć uczucia Serca Jezusa, osób, które poważnie chcą naśladować Pana, proszącego nas: »Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny«”. Z tej racji być miłosiernym oznacza nieustannie się nawracać i rewidować swoje sumienie.
Papież zauważa, że chrześcijanie często uważają się za ludzi, którzy są „w porządku” i nie potrzebują się zmieniać. Takie postrzeganie siebie tym bardziej zobowiązuje do nawrócenia, gdyż wychodzenie z założenia, że „jest dobrze”, staje się założeniem błędnym i prowadzącym do stagnacji. Nawrócenie podpowiada uczniom Jezusa, że należy zabiegać nie o chwałę własną, lecz o chwałę Boga. Papieskie podejście do miłosierdzia staje się zachętą do budowania jedności, nowego sposobu rozmawiania i prowadzenia dialogu, w duchu miłosierdzia i pokory.