Jeśli doświadczenie jest rzeczywiście szkołą życia, to pewnie można! Zresztą mam przykład. Myślałem o tym niedawno, gdy premier Tusk został prezydentem Europy - i usłyszeliśmy, jak w Polakach natychmiast ujawnił się mechanizm, pytanie - co my z tego będziemy mieć? Bo przecież "on" tam po to jedzie, żeby coś załatwić dla Polski. Już wiadomo, że za kilka miesięcy będą mieć do niego pretensje, że "nie załatwił", a może nawet będą go z tego "rozliczać"?
W minimalnej skali - też takie rzeczy przeżywałem.
Pamiętam, był rok 1983, stan wojenny w pełni, i nagle generał Jaruzelski daje paszporty trzem instytucjom. Są to paszporty do Argentyny: dla "Mazowsza", dla "Sinfonietty Varsovia" i dla Starego Teatru.
Cel propagandowy widoczny gołym okiem: proszę bardzo, niech świat widzi, że w naszym kraju nic się nie stało, polskie zespoły jeżdżą… Wszystkie instytucje z tych paszportów skorzystały. Bo wiadomo było, że Pagart, któremu w czasach socjalizmu zawsze trzeba było paszport oddawać, nie będzie mógł nam tego paszportu nie dać ponownie, zwłaszcza że zawsze przywoziło się dla takich instytucji pieniądze.
Gdy dostałem już ten paszport ponownie i pracowałem w teatrze w Trieście, grając w szwajcarskiej sztuce, napisanej przez Niemca - to czy miałem Polsce coś załatwiać? Czy nie wystarczyło, że dawałem tam swój talent, umiejętności?
A takie było oczekiwanie. Bo na jakimś spotkaniu w Instytucie Kultury w Rzymie zapytano mnie wówczas, czy mogą, korzystając z tego, że jestem w teatrze w Trieście, napisać, że to jest inicjatywa rządu polskiego? A ja na to: Ależ przecież wyście mi tego nie załatwili! Ja sobie sam to załatwiłem, a wyście mi łaskawie dali paszport i jeszcze bierzecie od tego 20 procent! Powiedziałem, że to byłoby nielojalnie w stosunku do moich pracodawców w Trieście.
Natychmiast usłyszałem, jak o mnie się mówi w tych kręgach: "prezzemolo bene per tutto": czyli "pietruszka dobra do wszystkiego". Że ja jestem taki, który dla Polski nic nie chce zrobić. Przypomniała mi się ta sytuacja teraz, naturalnie "toutes proportions gardee" - że od pana premiera już się wymaga, choć on jeszcze nie zaczął swojego nowego urzędowania.
To jest nasze myślenie, że Zachodowi trzeba wyszarpnąć ile się da, bo "oni i tak mają", a nam się przyda. Takie właśnie myślenie, strasznie zaściankowe, strasznie prowincjonalne ujawnia się zawsze. I nawet tu się ujawniło. Choć... lider partii opozycyjnej potrafi powiedzieć "A niech go sobie biorą" . A więc domyślne: jacyś "Oni", niech go biorą, bo przecież on się i tak im sprzedał! A inni narzekają jeszcze inaczej: że ustawiony do końca życia, albo, że jedzie tam leniuchować! Ale nawet "leniuchując" - niech "załatwia"!
Bardzo mnie to rozsierdza, bo widzę ciągły strach Polski przed Zachodem, a z drugiej strony pogardę dla Zachodu. To się miesza z kompleksem historycznym, że oni nas kiedyś zdradzili, że oni nas sprzedali… Więc nie wolno im wierzyć, ale trzeba od nich ciągnąć. Lęk przed obcym trwa od pokoleń. Czy te kompleksy można wyprostować? Zawsze, gdy o tym myślę, widzę konieczność powrotu do Mrożka, choćby do jego "Emigrantów". Zawsze się sprawdza!
Notowała Maria Malatyńska
Co wiesz o Krakowie? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!