Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olkusz. Członkowie grupy O-Pal nie boją się ognia [WIDEO]

Katarzyna Ponikowska
Archiwum Grupy O-Pal
Połykanie ognia, podpalanie, deszcze iskier to tylko niektóre z atrakcji podczas fireshow. Członków Grupy Ogniowej O-Pal fascynuje ogień. Potrafią z nim zrobić praktycznie wszystko. Oswajają z nim nawet dzieci. Poza trickami z ogniem potrafią żonglować, chodzić na szczudłach i robić zwierzaki z balonów.

Autor: Katarzyna Ponikowska, Gazeta Krakowska

- Bez ognia nie ma dobrej zabawy - podkreśla Tomek Drozdowski, członek Grupy Ogniowej O-Pal, którego żywioł zafascynował kilka lat temu zupełnie przypadkiem. To było jakieś osiem lat temu. Razem z bratem Krzysztofem i znajomymi z Anglii pojechał na rozpoczęcie sezonu wspinaczkowego. Znajomi mieli ze sobą sprzęt do żonglowania ogniem. - Pomyślałem, że to bardzo fajne i spytałem, czy mogę spróbować - wspomina Tomek. Tak się wszystko zaczęło...

Kuglarskie spotkania
Bartek Ciszek jakieś siedem lat temu zaczął żonglować. Bez ognia. Zafascynowany „Gwiezdnymi wojnami” zaczął zabawę kijami, odwzorowując tricki mieczy świetlnych. Ćwiczył co niedzielę w krakowskim parku Jordana. Odbywały się tam też spotkania kuglarzy. - Pierwszy raz zakręciłem ogniem na rynku w Krakowie. I w sumie nie było trudniej, wręcz tak samo jak bez ognia - mówi Bartek. Zaczął ćwiczyć „zabawy” z ogniem, bo bardzo mu się to spodobało.

Jakieś sześć lat temu na zakończenie turnieju rycerskiego w Rabsztynie miał się odbywać fireshow. - Pomyślałem, że pójdę tam ze swoją pochodnią i jak się da, to dołączę do pokazu - wspomina Bartek. O tym samym pomyśleli bracia Tomek i Krzysztof. I tam się właśnie w trójkę spotkali. Pokazali, co potrafią, a potem wymienili się numerami telefonów. - Wcześniej mieliśmy w cztery osoby, razem z Krzyśkiem nieformalną grupę, z którą robiliśmy pokazy fireshow. Ale to nie było to - zauważa Tomek. Z Bartkiem od razu złapali wspólny język. Zaczęli razem występować.

„Perełka” w grupie
Grupa O-Pal działa od trzech lat. Trzon imprezy to w tym momencie Bartek i Tomek (Krzysiek z czasem odłączył się od grupy) oraz Asia, która dołączyła do chłopaków jakieś dwa lata temu. - Od dziecka miałam marzenie, żeby robić tricki z ogniem. Raz włożyłam palec do ognia na palącej się kuchence, bo chciałam wiedzieć, jakie to uczucie - wspomina ze śmiechem Joanna Kajda.

Podstawowych tricków na poi (łańcuchy, które na końcach mają kule), jeszcze bez ognia nauczyła ją starsza siostra. Dwa lata temu dowiedziała się, że istnieje Grupa O-Pal. - Z reguły jestem nieśmiała, ale wtedy przemogłam się w sobie i napisałam na Facebooku do Bartka, czy mogłabym przyjść na ich trening. Zgodził się - opowiada Asia. Od razu, jeszcze przed pierwszym spotkaniem zamówiła kij treningowy. - Bartek chyba się na początku trochę przestraszył, że wszystko tak szybko się dzieje - śmieje się dziewczyna.

Ekipa jednak przekonała się, że Asia to cenny nabytek dla grupy. Bartek i Tomek nazywają ją „perełką”. - Często mamy osoby, które uczymy, ale one z czasem odchodzą od nas. Wyjeżdżają na studia, znajdują pracę poza Olkuszem. Asia z nami została - mówi Bartek. Obecnie dziewczyna studiuje teologię na Śląsku, ale zawsze znajduje czas na treningi. Zresztą tak samo jak pozostali z grupy. Bartek, olkuszanin pracuje w banku. Pochodzący z Krzeszowic Tomek jest stolarzem przy przedszkolu w Krakowie. Odpowiada więc za scenografię podczas występów. W grupie jest też Jakub Bargiel i Szymon Kurdziel oraz ok. 10 innych osób, które uczą się i trenują pod okiem doświadczonych kolegów.

Popaleni po pokazach
Treningi odbywają się zwykle trzy razy w tygodniu, po jakieś trzy godziny. Choć czasem jak grupę poniesie, potrafią ćwiczyć dłużej. Jeśli pogoda dopisuje, spotykają się na boisku w Witeradowie (gm. Olkusz). Zimą wynajmują salę w szkole. Każdy ma jakąś swoją specjalizację, choć zwykle jest tak, że dziewczyny są lepsze w trickach z poi, bo konieczny jest tu bardziej taneczny ruch, a chłopaki z kijami. - W pokazach fireshow ważna jest koordynacja wzrokowo-ruchowa - podkreślają członkowie grupy.

Bartek ostro trenuje teraz połykanie ognia i podpalanie, czyli pocieranie płonącą pochodnią np. ręki. Jak podkreśla, kontakt z ogniem bywa niebezpieczny, ale duża część tricków oparta jest na iluzji. Mimo to bez ran, blizn i wypadków się nie obywa. - To sport dla osób, które lubią przygody - podkreśla Bartek. Kiedyś na występie nawdychał się chemicznych oparów i puls skoczył mu trzykrotnie. Nawet lekarzy zadziwił, że jeszcze żyje. Tomek podczas tricku „deszcz iskier” dostał w oko. Mógł je stracić. Ma też na rękach pełno blizn, każda z innego występu. Asi nieraz nadpaliły się włosy i brwi.

Przełamać swój strach
To nie zraża ich do tego, co robią. - Mamy takie powiedzenie, że pokaz nie jest udany, jeśli nic nikomu się nie stało - śmieje się Tomek. Jak mówią, podczas trików z ogniem działają wszystkie zmysły: czuć zapach, ciepło, słychać dźwięk, czasem nawet czuć smak. - Wystarczy, że wezmę ogień do rąk i od razu czuję adrenalinę. Nie odczuwa się gorąca, jest się za bardzo skupionym na tym, co się robi - tłumaczy Asia.

- Ludzie z reguły boją się ognia. Trzeba przełamać pierwotny instynkt. Bo tak naprawdę, jeśli się ogień oswoi, jeśli wie się, jak z nim postępować, to on przestaje być groźny. Ogień nie parzy... - mówi Tomek. - Tak mocno! - dodaje ze śmiechem nasz rozmówca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska