Prokurator nie ma wątpliwości - jego zdaniem 59-letnia Elżbieta J., mieszkanka Bochni, doprowadziła do śmierci swojego 86-letniego ojca. Oskarżona o zabójstwo kobieta w trakcie pierwszej rozprawy, która odbyła się tuż przed świętami w tarnowskim sądzie, nie przyznała się do winy. Nieustannie płakała. Sąd Okręgowy w Tarnowie postanowił zwolnić ją z aresztu, w którym spędziła niemal dziewięć miesięcy. Bochnianka pozostaje pod dozorem policji i będzie odpowiadać w procesie z wolnej stopy.
Tragedia rozegrała się na początku marca w Bochni. 59-letnia Elżbieta J. mieszkała wspólnie ze swoim schorowanym ojcem. Stan zdrowia Kazimierza G. od pewnego czasu się pogarszał.
WIDEO: Zostawiła ojca bez opieki i wyjechała na urlop. Odpowie jak za zabójstwo
Źródło: TVN24, X-News
Niezdolny do egzystencji
Według śledczych, 86-latek miewał zaburzenia osobowości, świadomości, popadał w stany głębokiego otępienia.
- Zaliczany był do grona osób o znacznym stopniu niepełnosprawności - podkreśla prokurator Tomasz Gurdak. - Wymagał stałej opieki w związku z brakiem możliwości samodzielnej egzystencji - dodaje.
Tymczasem 28 lutego jego córka postanowiła nagle opuścić schorowanego ojca. Wraz ze znajomym wyjechała do Sopotu.
- Przewidując możliwość pozbawienia życia swojego ojca i godząc się na to, wbrew obowiązkowi opieki nad nim, porzuciła go, pozostawiając własnemu losowi - mówi prokurator Gurdak.
Śmierć pod kluczem
Wyjeżdżając Elżbieta J. zamknęła mieszkanie na klucz. Według prokuratury, kilkunastodniowy wyjazd z góry zaplanowała i nikogo nie poinformowała o tym, że pozostawia staruszka bez opieki. W pokoju zostawiła mu prowiant - chleb, mleko, pasztet i wędliny.
- Mój wyjazd był spontaniczny. To nie był żaden plan - zeznawała w trakcie śledztwa. - Nie miałam komu zostawić kluczy do mieszkania. Nie myślałam, że ojcu coś się stanie - przekonywała.
A jednak za zamkniętymi drzwiami doszło do dramatu. Elżbieta J. wróciła z Sopotu dopiero 16 marca wieczorem. Ojca zastała leżącego na podłodze. Nie dawał już oznak życia. Kobieta wezwała policję.
Głód i odwodnienie
Z ustaleń biegłych wynika, że Kazimierz G. przeżył w zamknięciu kilkanaście dni. - Z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić można, że zgon nastąpił na trzy dni przed odnalezieniem zwłok - precyzuje oskarżyciel.
W pokoju walały się niedojedzone pozostałości prowiantu. Zdaniem medyków, agonia nastąpiła wskutek niewydolności krążeniowo-oddechowej, będącej efektem odwodnienia i wygłodzenia.
Zamiana zarzutu
Początkowo Elżbieta J. miała odpowiadać za porzucenie nieporadnego ojca. Ostatecznie prokurator oskarżył ją o zabójstwo z zamiarem ewentualnym.
Na salę sądową kobieta doprowadzona została z aresztu w asyście policjantów. Odmówiła składania wyjaśnień, podtrzymując te, które zgromadzono na etapie śledztwa. Gdy w trakcie rozprawy odczytywano ich treść, Elżbieta J. chowała twarz w dłoniach, szlochała i ocierała łzy. Krótko wspomniała o swoim wyjeździe do Sopotu.
- Nie radziłam sobie z opieką nad ojcem. To był akt desperacji, chciałam dojść do siebie - twierdziła.
Areszt uchylony
W trakcie pierwszej rozprawy sąd pozytywnie dla kobiety rozpatrzył wniosek obrony o uchylenie aresztu tymczasowego.
- Oskarżona nie ma już żadnej możliwości negatywnego wpływania na treść dowodów przeprowadzanych przez sąd - wyjaśnia Tomasz Kozioł, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Tarnowie. - Kluczowe w tej sprawie są dowody z dokumentacji medycznej i opinie biegłych. Z uwagi na sytuację życiową oskarżonej, jej wiek i stan zdrowia, nie istnieje również obawa, że mogłaby się ukryć lub zbiec za granicę.
Elżbiecie J. grozi nawet dożywocie.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!