To było jedno z ostatnich życzeń Andrzeja Stanowskiego, zmarłego 23 sierpnia w wieku 83 lat dziennikarza „Gazety Krakowskiej”, „Dziennika Polskiego” i „Czasu Krakowskiego”.
- Jego syn Rafał zadzwonił do mnie z prośbą, bym nad grobem ojca „zrobił” dzwon Zygmunta, wyjaśniając, że taka właśnie była jego ostatnia wola. Nie mogłem odmówić – opowiadał przed zgromadzonym tłumem po mszy św. na cmentarzu Rakowickim Aleksander Makino Kobyliński, założyciel zespołu „Andrusy” i autor jednego z dawnych hymnów Cracovii. Po tym wstępie popłynęła pieśń z charakterystycznym refrenem:
Cracovia, Cracovia, Kochany klubie nasz
Cracovia, Cracovia, śpiewajmy jeszcze raz
Po czym nastąpiło odtworzenie dźwięku dzwonu Zygmunta. Makino sam wymyślił tę dźwiękową ewolucję, która polega na tym, iż trzymając gitarę za gryf, huśta nią, uderzając w struny.
W uroczystości wzięli udział liczni przedstawiciele Cracovii, w tym właściciel i prezes klubu Janusz Filipiak, członkowie Rady Seniorów KS Cracovia 1906 oraz grupy kibiców.
Na czele pocztu sztandarowego stanął Andrzej Turecki, legendarny piłkarz „Pasów”, obecnie prezes Wieczystej. Przybyły też inne sławy krakowskiego klubu, a wśród nich byli hokeiści - olimpijczyk Roman Steblecki i mistrz Polski Paweł Kozendra, trener Wojciech Stawowy wraz z prowadzoną przez siebie piłkarską drużyną juniorów starszych oraz inny były szkoleniowiec seniorów Piotr Kocąb.
Środowisko sportu reprezentowali także liczni działacze Małopolskiego Związku Piłki Nożnej z honorowym prezesem Ryszardem Niemcem i prezesem Ryszardem Kołtunem; obaj przed laty pełnili funkcje redaktorów naczelnych „Tempa” oraz „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego”. Obecny był także Andrzej Bac, przewodniczący Krajowej Sekcji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki NSZZ Solidarność, przedstawiciele samorządu i Urzędu Miasta Krakowa.
W imieniu dziennikarzy, których stawiło się na pogrzebie kilka pokoleń, mowę pożegnalną wygłosił Bogdan Gancarz, redaktor „Czasu Krakowskiego”, w którym - jak zauważył - Andrzej Stanowski miał wielki wpływ na rozwój młodych reporterów. Wspomniał wyjątkową atmosferę, jak panowała w redakcji nieistniejącej już gazety, podkreślając, że następnie dzięki red. Stanowskiemu i innym dziennikarzom została ona po części przeniesiona do „Dziennika Polskiego”.
Andrzej przyciągał ludzi, stał się nam bardzo bliski – powiedział red. Gancarz. - Był wielkim kibicem, ale takim starej daty, bez zacietrzewienia. Co więcej, nie był też typowym dziennikarzem sportowym, miał duże zacięcie humanistyczne. Zapewne dzięki żonie, pani Elżbiecie, która jako redaktorka była związana z Wydawnictwem Literackim. On sam powtarzał, że to dar od Boga, iż go wybrała.
Andrzej Stanowski imponował pasją i znajomością tematów, którymi się zajmował, a jego żywiołem była praca w drodze. Chętnie wybierał się w podróż nawet w bardzo odległe zakątki globu. 30 sierpnia odbył ostatnią z nich na tej ziemi.
- Tato kochał nie tylko sport, ale i ludzi. To dla nich uprawiał zawód dziennikarza. Dlatego na pewno jest szczęśliwy, że przez tak wiele osób został pożegnany. Dzięki obecności Państwa ta uroczystość jest tak piękna i niezapomniana. Bardzo za to w imieniu rodziny dziękuję – powiedział Rafał Stanowski.
