https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pijany pacjent pobił ratowników, a wcześniej zaatakował lekarkę

Wybity palec i skręcenie stawu kolanowego - to obrażenia, jakich doznała ekipa pogotowia, która ratowała lekarkę przed pijanym pacjentem. Karetkę wezwali przechodnie do nieprzytomnego mężczyzny leżącego na ławce przy placu zabaw na os. Słonecznym w Starym Sączu.

Gdy do pacjenta wyszła lekarka, nagle odzyskał świadomość i stał się agresywny. Uderzył ją pięścią w klatkę piersiową. Wtedy na pomoc ruszyło dwóch towarzyszących jej ratowników.

- Wykręciliśmy mu ręce i powaliliśmy go na ziemię - opowiada Marcin Ruchała, pracujący od 10 lat w Sądeckim Pogotowiu Ratunkowym. W trakcie tej interwencji pan Marcin doznał urazu palca. Jego starszy kolega ratownik Marek (prosi o nieujawnianie nazwiska w gazecie) został poważniej ranny. Bezwładne ciało upadło mu na nogę powodując skręcenie stawu kolanowego.

- Dopóki nie ustąpi obrzęk, noga będzie w szynie - mówi ratownik Marek. - Za tydzień pojadę na kontrolę i pewnie skończy się na włożeniu jej w gips. Ranny ratownik pracuje w pogotowiu już 30 lat. W tym czasie niejeden raz miał do czynienia z agresją ze strony pacjentów. Zwykle były to osoby chore psychicznie i pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających.

- Ta druga sytuacja jest gorsza, bo nigdy nie wiemy, czego można się spodziewać po pijanym człowieku - podkreśla ratownik.

Mieszkańcy osiedla Słonecznego są zszokowani zajściem. Mimowolnym jego świadkiem był Bogdan Jarosz. Wyszedł z domu, żeby odszukać 11-letniego wnuka Szymona, który jeździł po osiedlu na rowerze. - Przestraszyłem się, gdy zobaczyłem karetkę i radiowóz przy placu zabaw - opowiada Jarosz. - Przez głowę przemknęła mi myśl, że może stało się coś Szymonowi. Poczułem ulgę widząc, że jedzie do mnie na rowerze.Pan Bogdan był zszokowany atakiem na zespół ambulansu.

Dariusz Pająk codziennie przychodzi na plac zabaw z 4-letnim synkiem Jakubem. Tamtego dnia widział pijanego na ławce na terenie osiedla. Nie zdziwił się, że ludzie wezwali do niego karetkę, bo przecież wydawało się, że mężczyzna jest nieprzytomny.

W ostatnich latach załogi karetek często były ofiarami agresywnych pacjentów. W 2003 r. na nieistniejącym dziś osiedlu romskim przy ul. Zawiszy Czarnego kierowca karetki został tak dotkliwie pobity, że omal nie stracił oka. Rok później ratowników zaatakowali Romowie w Maszkowicach.

Ambulans wezwano do mężczyzny, który miał się dusić, a na miejscu okazało się, że jest pijany i wymaga jedynie zmiany opatrunku. Potem dochodziło tam do kilku podobnych sytuacji. Podczas jednej z nich agresywny tłum tak mocno rozbujał karetkę, w której schroniła się załoga, że z trudem udało się uratować drogi sprzęt, spadający z półek.

- Ryzyko agresji ze strony pacjentów jest wpisane w nasz zawód - uważa Barbara Szczodrowska, lekarz rodzinny z Łącka. - W samych Maszkowicach raz poszczuto mnie psami, a koleżankę, która pełniła całodobowy dyżur obrzucono kamieniami. Kilka lat temu pod Łąckiem sfrustrowany pacjent przyłożył mi piłę elektryczną do szyi. Takie sytuacje niestety się zdarzają.

Sierż. sztab. Justyna Basiaga z nowosądeckiej policji informuje, że agresywny mężczyzna miał w organizmie ponad 2 promile alkoholu. Za naruszenie nietykalności funkcjonariusza publicznego w związku z pełnieniem przez niego obowiązków służbowych grozi mu do trzech lat więzienia. - Mężczyzna twierdzi, że nie pamięta zdarzenia, ponieważ był nietrzeźwy - dodaje Basiaga. - Nie jest to jednak w żadnym wypadku okoliczność łagodząca.

Krzysztof Olejnik, rzecznik Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego podkreśla, że ratownicy przechodzą szkolenie z technik obronnych i sztuk walki, by przygotować się na podobne sytuacje. - Bardzo często spotykamy się a agresją słowną, która może przerodzić się w agresję fizyczną - mówi Olejnik. - Zwykle jednak staramy się do tego nie dopuścić i próbujemy załagodzić sytuację. Bywa, że powodem frustracji są pretensje dotyczące funkcjonowania służby zdrowia. Czasami rodzina pacjenta uważa, że karetka jechała zbyt długo. W sytuacji zagrożenia życia najbliższej osoby czas się dłuży, co potęguje stres.

Komentarze 7

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

P
Paweł
Ryzyko jak każde inne...sam jestem rat med i nie raz sie z takimi pacjentami spotykam...taka praca...
W
Wacław
Nie ważne czy chory ale naj*bany. Żeby kobietę, bez jaj. Koszt leczenia i 3 miechy do paczki, ale w sumie gdzie jak pełno "przestępców" narkotykowych do 5g. To Państw to jedna wielka sp*erdolina. :) Pozdrawiam rozważnych rodaków.
t
ty idioto
Ty idioto.
S
Seba
To weź sobie go do domu i mu pomoż
m
marek z krakowa
Faktycznie, skręcenie stawu skokowego to nic, podobnie jak uderzenie pięścią lekarki. Biedny jest tylko pijak.
P
Prawnik
Artykul jest plytki i powierzchowny.To prawdopodonie byl alkohkoholik z encefalopatia, ktory nie kontroluje swoich zachowan.Ten czlowiek potrzebuje pomocy, a ratownikom nic powaznego sie nie stalo.
h
hm..
Pijacy i inni awanturnicy powinni płacić za udzieloną pomoc i leczenie, oraz odszkodowanie dla ratowników.
Niestety u nas traktowani są jak święte krowy - wszystko im się należy.
W naszym kraju dba się tylko o chuliganów, pijaków, idiotów niszczących co popadnie.
Przykładnie ukarani są tacy, którzy byle co ukradną z biedy, lub zrobią coś nieświadomie, przypadkowo, lub w obronie własnej, swojego domu i rodziny uszkodzą napastnika.
Polska - to kraj nieprzyjazny dla porządnych ludzi.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska