Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pijany wiózł umierającego ojca do szpitala. Mądry wyrok sądu

Artur Drożdżak
Mirosław B. pędził do szpitala z umierającym ojcem na siedzeniu pasażera. Ojciec przeżył, a on został oskarżony za jazdę w stanie nietrzeźwym.

To historia spod Oświęcimia. Mirek - strażak, ochotnik. 29 lat, szczupły, tryska humorem. Z zawodu mechanik, ale dorabia sobie w firmie jako zawodowy kierowca.

Do pożarów i wypadków drogowych jeździ bez mrugnięcia okiem, bez strachu. Ma uprawnienia ratownika medycznego. Śmierć dla niego nie pierwszyzna. Do jej widoku można się przyzwyczaić, choć z trudem. Intensywny kolor krwi to niefajna rzecz.

***

Staszek, lat 51, emerytowany górnik. Jest dumny z trojga swoich dzieci. Najbardziej z najstarszego Mirka, bo syn jest zdolny, pracowity, katolik. Jak się do czegoś bierze, to całym sercem. Żal tylko, że żony jeszcze nie znalazł, ale ojciec pociesza się, że i to przyjdzie.

***

Festyn, jak co roku, w rodzinnej wsi. Koniec sierpnia, żar leje się z nieba, więc pić się chce jak diabli. Na miejscu prawie cała rodzina. Staszek, żona, synowie.

Najmłodszy, ośmioletni, miał pilnować domu, ale i on przyszedł na zabawę. Matka go ostrzegła: jak zobaczysz zgorszenie, to nie patrz. Doświadczona kobieta, to wie, że jak wiejskie chłopy sobie popiją, to dziwactwa do głowy im przychodzą. Płeć żeńska bardziej powściągliwa jest, pilnuje się na takim festynie i szczególnie broni dziewictwa. Przynajmniej w tej okolicy, ale po wódce puszczają wszelkie hamulce.

***

Matka z najmłodszym synem pierwsza wraca do domu, jest pół godziny po północy. Mirek o wygodnym łóżku zaczyna myśleć koło 4.00 nad ranem. Je na festynie kiełbasę, pije trzy piwa i kilka kieliszków wódki. Do chałupy wraca z młodszym bratem, ale ojca nie zastaje. Brat wskakuje na rower i wraca na zabawę, tam szuka ojca. Bez efektu.
Mirek w tym samym czasie przetrząsa pomieszczenia gospodarcze. Też nic.

Coś mu podpowiada, by zajrzeć do stodoły.

Ojciec wisi na sznurze w dziwnym przykurczu. Nogi dotykają podłogi. Pętla widać, że zrobiona tak naprędce, ze zwykłego sznurka do snopowiązałki. Mirkowi ciekną łzy. Biegnie, podnosi ojca i zdejmuje mu sznur z szyi.

Na szczęście pętla nie jest zaciśnięta do końca, jest trochę luzu. Mirek bada tętno, lecz go nie wyczuwa. Szok, ręce same się trzęsą. Rutyna zaraz daje o sobie znać, jak to u doświadczonego strażaka i ratownika. Trzeba działać.

Mirek reanimuje ojca. Minuta płynie jedna za drugą. Mózg w takiej chwili rozkręca się bardzo powoli. Każda myśl jest sparaliżowana przez strach. Co robić? Mirek biegnie po pomoc do matki. Krzyczy. Wie, że liczy się chwila.

- Gdzie jest ten pie...ny telefon komórkowy!?

Matka wpada z aparatem i wybiera numer 112. Mirek słyszy sygnał, chaotycznie mówi, co się stało, i podaje adres.
Głos w słuchawce ścina mu krew w żyłach. Halo, halo? Nie ma wolnej karetki? Nie, nie teraz!

To brzmi jak wyrok śmierci. Mirek podnosi bezwładnego ojca jak lalkę i układa go w swoim aucie. Matka z kuzynem siadają z tyłu.
- Bij ojca ręką w plecy, by przywrócić mu pracę serca - instruuje Mirek matkę. Wie, że bez lekarza nic nie wskórają. Odpala silnik hondy, jedzie.

Mija minuta, dwie, dzwoni telefon, że karetka jest już wolna i zaraz będzie gotowa koło przychodni, tam gdzie jedzie Mirek. Czasu coraz mniej, już są na miejscu. Lekarz o imieniu Husam ma tu dyżur całodobowy, jest z pielęgniarką. Już są i Mirek z auta wynosi umierającego ojca. Sześć kilometrów pokonali raz-dwa.

Staszek jest siny, rzęzi. Żona w czasie jazdy widzi, że mąż ma bruzdę wisielczą na szyi.

Karetki dalej nie widać.

***

Staszek jest bez oddechu, dostaje tlen, a lekarz z przychodni przejmuje akcję ratunkową. Ponagla karetkę. Ta za chwilę zjawia się na sygnale. Lekarz z pogotowia informuje, że potrzebna jest natychmiast dokumentacja medyczna Staszka, i zabiera go do szpitala w Oświęcimiu.

Mirek znowu wsiada do hondy i gna z matką i kuzynem do domu.

Bierze, co wpadnie w ręce: dokumenty, recepty, wyniki badań. Spieszy się, ale do szpitala jedzie już jako pasażer. Tym razem kieruje matka. Też jest nietrzeźwa, ale kto o tym myśli w takiej chwili.

Na miejscu już czeka policja. Dalej rutyna. Sprawdzanie trzeźwości Mirka i matki. Alkomat jest bezlitosny. Syn ma 1,4 promila, matka więcej. Co z ojcem? Lekarze sucho podają informacje: jego stan ciężki, walczą, robią, co w ich mocy. Udaje się.

Wieczorem Staszek powoli odzyskuje pamięć.

- Co ja robię w szpitalu? - pyta zaskoczony. Jeszcze bardziej dziwi się, gdy słyszy, że próbował się zabić. Krok po kroku rekonstruuje ostatnie chwile, to, co kojarzy. Niewiele tego. Okruchy pamięci jak w gęstej mgle są ledwie widoczne. Festyn? No był. Picie piwa? A tak. Potem jeszcze dolewka wódki? Owszem. Samotny powrót do domu i jeszcze jedno piwo? I to pamięta, a następnie, że coś ciągnie go do stodoły, taka straszna siła. Budzi się już w szpitalu.
***
Staszek nie potrafi powiedzieć, co jest przyczyną samobójczego zamachu. Introwertyk, zamknięty w sobie, który nie mówi wiele, a co dopiero o uczuciach. Prokuratorowi zasugeruje potem, że może to nadmiar alkoholu spowodował, że coś się w nim skumulowało.
Nie umie tego wyjaśnić. To zagadka. Tym bardziej że, jak dyktuje do protokołu przesłuchania, ma kochającą rodzinę i wszystko, co w życiu najlepsze. Żałuje, że swoim zachowaniem zrobił dużą krzywdę najbliższym. Płacze. I jest wdzięczny Mirkowi, że syn go w ostatniej chwili uratował.

Mirek staje przed prokuratorem. Rozumie, że jazda po pijaku to przestępstwo. Słyszy, że tylu pijaków w Polsce to plaga, a i on mógł kogoś zabić na drodze. I to dwa razy ludzi mógł zgładzić: gdy jechał z ojcem do przychodni, a potem po dokumenty medyczne do domu.

Przyznaje się, ale prosi prokuratora o wyrozumiałość. Przekonuje, że bardzo ważne jest dla niego posiadanie prawa jazdy, bo pracuje jako zawodowy kierowca. Tamtego ranka działał, ratując życie ojca, w skrajnych emocjach, w szoku. Nawet nie myślał wtedy, że jest nietrzeźwy.

Sąd waży racje i zgadza się, że niezbędne było zapewnienie ojcu natychmiastowej pomocy. Sąd podziela pogląd obrońcy, iż opisana sytuacja to klasyczny przykład działania w stanie wyższej konieczności. Niezbędne stało się poświęcenie mniejszego dobra, jakim jest bezpieczeństwo w ruchu drogowym, na rzecz ratowania większego dobra, ludzkiego życia.

W przekonaniu sądu oskarżonemu należałoby pogratulować postawy, iż w tak skrajnie trudnej sytuacji był w stanie sprawnie zareagować. Ściągnął ojca z pętli, przywrócił mu oddech poprzez zastosowanie masażu i sztucznego oddychania oraz zawiózł go na pogotowie, mimo że służby odpowiedzialne za zapewnienie transportu medycznego zawiodły.

I dlatego oświęcimski sąd Mirosława B. od zarzutu jazdy po pijaku uniewinnił.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska