
- Po ostatnim meczu przed przerwą na kadrę z GKS-em Tychy, który wygraliście 2:1 spadł wam kamień z serca, że wreszcie wygraliście w tym roku?
- Na pewno potrzebowaliśmy tego zwycięstwa, bo nasza gra i przede wszystkim dorobek punktowy nie wyglądały dobrze od początku roku. Były symptomy lepszej gry już w meczu z Ruchem, ale niestety, choć w tygodniu przed wyjazdem do Płocka naprawdę dobrze wyglądaliśmy w treningu, to później nie przełożyliśmy tego na boisko już w samym spotkaniu z Wisłą. Dlatego cieszy, że w końcu przyszło to zwycięstwo z Tychami. Tym bardziej, że przyszło ono po dobrym meczu. To nie było spotkanie „przepchnięte”, szczęśliwe, a takie, które odnieśliśmy po meczu, w którym cały czas dążyliśmy do wygranej. I to z zespołem, który był „w gazie”, wygrywał wszystkie mecze, jak leciało przed starciem z nami. Tym bardziej to zwycięstwo smakowało.
- Było nerwowo po tych czterech pierwszych meczach w tym roku bez wygranej? Dorobek po rundzie jesiennej, 45 punktów to musiało budzić uznanie, ale w tym roku ciężko wam było wystartować…
- To prawda, co tym bardziej było dziwne, że dobrze wyglądaliśmy w sparingach, w których graliśmy z naprawdę dobrymi zespołami. To były wyrównane mecze, a były długie fragmenty, w których byliśmy lepsi. Byliśmy zatem nastawieni optymistycznie do sezonu, ale te pierwsze mecze spowodowały, że nastroje trochę nam opadły. Czekaliśmy na pierwsze zwycięstwo, czekaliśmy na takie mocniejsze przełamanie punktowe. Jesienią zbieraliśmy je rzeczywiście bardzo regularnie i wiadomo, że w sezonie czasami może się trafić trudniejszy moment. Może dobrze, że przytrafił się nam taki moment na samym początku roku, a teraz już wrócimy do takiej regularności jak w minionym roku.
- Trochę też chyba brakowało wam szczęścia przynajmniej w trzech pierwszych meczach, które mogliście wygrać, a kończyło się remisami z Odrą, Pogonią i Ruchem. Z drugiej strony jesienią było kilka takich spotkań, gdy gra idealna nie była, a na koniec punkty się zgadzały. Może zatem gdzieś ta suma szczęścia musi się zbilansować?
- Jest takie powiedzenie, że na koniec sezonu suma szczęścia przeważnie wychodzi na zero, ale nie zmienia to faktu, że trochę nas uwierało, że nie mogliśmy wygrywać. Tym bardziej, że szanse były. W Chorzowie do 90 minuty prowadziliśmy przecież 2:1, a skończyło się 2:2. Z Odrą już po naszym wyrównaniu mieliśmy dwie poprzeczki. Choćby po tym widać, że rzeczywiście nam tego szczęścia trochę brakowało. Z drugiej strony chyba bardziej bym się skupił nie tyle na szczęściu, co na naszej grze, bo trzeba sobie jasno powiedzieć, że ona w pierwszych meczach nie wyglądała do końca tak, jakbyśmy sami tego oczekiwali. Oczywiście, wiadomo, że nastawienie przeciwników jest dla nas trochę inne, bardziej ostrożne. Z Tychami akurat był trochę inny, bardziej otwarty mecz, bo graliśmy z zespołem, który był na fali i chciał grać o kolejne zwycięstwo. W takich meczach jest trochę łatwiej, bo jest więcej miejsca, ale my musimy sobie radzić w każdych warunkach, jeśli chcemy grać o coś więcej.
- Uwiera was sytuacja, w której straciliście fotel lidera na rzecz Arki Gdynia?
- Na tym etapie sezonu nie ma to większego znaczenia. Gdybyśmy zagrali np. teraz z Arką i z nią zremisowali, to my bylibyśmy liderem, bo pokonaliśmy gdynian w pierwszym meczu. Oczywiście, chcieliśmy utrzymać pozycję lidera do końca sezonu, ale ten delikatny falstart przy dobrym punktowaniu arkowców spowodował taką sytuację w tabeli, jaka jest. Nie ma jednak u nas wielkiego poruszenia w związku z tym, że Arka jest wyżej w tabeli, bo sytuacja jest taka, że na dobrą sprawę możemy też się czuć tym liderem, mamy tyle samo punktów, co Arka.
- Były problemy z wynikami drużyny na początku sezonu, pan również miał swoje, bo chorował. Może pan coś więcej powiedzieć na ten temat?
- Tak, dopadł mnie przed meczem z Pogonią Siedlce jakiś wirus, miałem prawie 40 stopni temperatury. Zagrałem w tym spotkaniu na własną prośbę i nie ma co kryć, że nie zaprezentowałem się na sto procent swoich możliwości. Chorowałem też w tygodniu po tym meczu. Dlatego spotkanie z Ruchem zacząłem na ławce. Na szczęście teraz jest już wszystko w porządku. Czuję się bardzo dobrze.
- Przerwa na kadrę po wygranej to dobry moment, żeby w nieco lepszych humorach popracować i przygotować się do kolejnych meczów. Może jeszcze nie należy mówić o ostatniej prostej, bo grania jest sporo, ale macie taką sytuację w tabeli, że możecie skupić się na kontroli. Taki cel będzie wam przyświecał?
- Dokładnie tak będzie. Dlatego tak ważne było to zwycięstwo z Tychami, żebyśmy mentalnie lepiej się poczuli. Teraz mamy czas na podleczenie urazów, na pracę, ale generalnie idziemy swoim rytmem. Mieliśmy zagrać sparing, który ostatecznie został odwołany, więc sztab będzie musiał to trochę inaczej poukładać. Od kolejnego tygodnia ruszymy już normalnie z przygotowaniami do meczu ze Stalą Stalowa Wola.
- Indywidualnie ten sezon jest dla pana niezły. Strzela pan bramki, asystuje, dokłada cegiełkę do dobrych wyników drużyny. A latem niektórzy dziwili się, że zamienił pan ekstraklasową Puszczę Niepołomice na I-ligowy Bruk-Bet… Trener „Żubrów” Tomasz Tułacz nie był zachwycony faktem, że traci dobrego zawodnika. Wygląda jednak na to, że szybko do ekstraklasy pan wróci z nowym zespołem.
- Takie jest życie piłkarza, że czasami musi podejmować decyzje, które dla niektórych osób, patrzących z boku mogą być dziwne, niezrozumiałe. Proszę mi jednak wierzyć, że dokonałem bardzo świadomego wyboru i dzisiaj nie żałuję tego kroku. Jestem bardzo zadowolony, że trafiłem do Niecieczy. Mocno wierzę, że za kilka miesięcy zameldujemy się w ekstraklasie i mam nadzieję, że w kolejnym sezonie będę miał okazje zmierzyć się z Puszczą w Niepołomicach.
- W Niepołomicach, w których wciąż pan mieszka… Kibicuje pan Puszczy w ekstraklasie?
- Wiadomo, że kibicuje się byłym kolegom, śledzi ich mecze, kibicuje byłemu klubowi. Trzymam kciuki za to, żeby Puszcza utrzymała się w ekstraklasie?
- Jeśli chodzi o zespół to wiadomo, celem jest awans do ekstraklasy. A indywidualnie, z jakich liczb będzie na koniec sezonu zadowolony Kamil Zapolnik?
- Celem nadrzędnym jest ekstraklasa, a jeśli ja sam przyczynię się do tego dwucyfrowym wynikiem pod względem zdobytych bramek, to będę mógł powiedzieć, że sezon będzie dla mnie w pełni udany.

