https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Po kąpieli w lodowatej wodzie czuję się, jak gdybym dopiero co się urodził

Halina Gajda
fot. halina gajda
Mateusz Ruttar stosuje ekstremalne kąpiele już od 8 lat. Twierdzi, że... działają na niego kojąco. Pewnego dnia ktoś zadzwonił na policję, gdy zobaczył, jak chłopak daje nura do przerębla.

- Morsowanie to jedyny taki sport, jedyna taka sytuacja, gdy prosi się obcego faceta o zapięcie spodni - mówi z uśmiechem Mateusz Ruttar, młody gorliczanin. - Jak człowiek wyjdzie z wody nawet po tych dwóch minutach, to palce ma zgrabiałe. A ubrać jakoś się trzeba - dodaje pośpiesznie.

W ostatnie niedzielne przedpołudnie, gdy było minus sześć stopni Celsjusza, Mateusz postanowił dodać sobie zdrowia i wskoczył do częściowo zamarzniętej rzeki Ropy. Mimo zachęt i przekonywania, że wcale nie jest tak zimno, nie poszliśmy jego śladem.

Do rzeki w domowym szlafroku
Mateusz ma szczęście, bo mieszka blisko rzeki. Rozgrzewkę robi sobie w domu - kilka pompek, parę przysiadów, trochę truchtania w miejscu. Zakłada szlafrok i rusza w drogę. Swój pierwszy kontakt z lodowatą wodą zaliczył będąc jeszcze w drugiej klasie gimnazjum. Inspiracją był program telewizyjny, którego bohater próbuje swych sił w różnych ekstremalnych sytuacjach, m.in. testuje swą wytrzymałość w lodowatej wodzie. Mateusz posłuchał, resztę doczytał, pochwalił się kolegom: pokażę wam! Słowo się rzekło. Przy aplauzie publiczności obietnicę spełnił.

- Najpierw euforia, że to zrobiłem - potem uczucie, jakbym się na nowo narodził - opowiada z przejęciem. W zasadzie wtedy nie była to kąpiel, a jedynie większe zanurzenie, bo napatoczyła się mama chłopaka. - Nie będę ukrywał, że się wtedy zdenerwowała, co dosyć dosadnie i głośno oznajmiła - wspomina Mateusz. Po wszystkim nawet nie dostał kataru. Reprymendę przyjął z pokorą, ale swoje i tak myślał: „wrócę tam!”.

Policyjna interwencja - oni się potopią
W trakcie morsowania Mateusz przeżył kilka przygód. Kiedyś namówił kolegę z gimnazjum, by razem z nim wybrał się nad rzekę. Weszli do wody obok kładki na Ropie na Blichu. Nagle podjechał radiowóz, wysiadło dwóch policjantów. - Okazało się, że ktoś zadzwonił, że po zamarzniętej rzece chodzą jacyś szaleńcy, co chyba chcą się potopić - opowiada. - Policjanci popatrzyli na nas, spisali, co musieli, na kąpiel namówić się nie dali. Kazali na siebie uważać i pojechali - dodaje.

W morsowaniu, przeciwnie do innych dziedzin, najtrudniejszy jest drugi raz. Przy pierwszym człowiek nie bardzo wie, co go czeka, niby nastawia się na straszliwy ziąb, ale nie do końca wie jaki. Pierwsze doświadczenie jednych zachęca do kolejnych prób, innych skutecznie odpycha od morsowania. - Mój tata trochę sobie z nas żartował: cóż to wielkiego wejść do lodowatej wody. My na to: no to wejdź - opowiada. - Wszedł. Teraz chodzi razem z nami - podkreśla.

[b]Najpierw ściska w piersi, potem przychodzi ulga
Nie ma określonej temperatury, przy której nie można wchodzić do wody. - Nawet jeśli rzeka zamarza, to zwykle tylko na powierzchni, poniżej temperatura wody jest dodatnia - mówi Mateusz. - Najtrudniej zamoczyć klatkę piersiową. Chłód uderza w nią szczególnie. Oddech automatycznie przyspiesza. Trzeba wtedy się mocno skoncentrować i go uspokoić. Jak się przełamiemy, wyrównamy tempo, to jest naprawdę przyjemnie - przekonuje. Gdy przygotujemy się, rozgrzejemy ciało, to po wejściu do wody o temperaturze wyższej niż temperatura otoczenia do mózgu przesyłana jest informacja: ale ciepła woda! Im większa różnica temperatur, tym przyjemniejsza kąpiel.

- Oczywiście nie ma mowy o tym, by moczyć się pół godziny czy więcej - przestrzega student z Gorlic. - Zresztą, gdy zaczyna się odczuwać ból czy innego rodzaju dolegliwości, należy jak najszybciej wyjść z wody - zaznacza. Mateusz przekonuje, że morsowanie jest najbardziej atrakcyjne, gdy na zmarzlinie zalega pokrywa suchego śniegu. - Można się nim wytrzeć jak ręcznikiem - tłumaczy. Rzeka to dopiero początek. Jak mówi, w niej woda zawsze będzie cieplejsza. Nie to co w morzu, które z racji słoności zamarza przy znacznie niższych temperaturach, bo dopiero przy około minus osiemnastu stopniach. - Kiedyś spróbuję - zapowiada.

Morsowanie to sposób na zyskanie odporności?
Jak głosi Mateusz, morsem może być każdy bez względu na wiek. Lekarze mają jednak na ten temat inne zdanie. Tłumaczą, że mimo korzyści istnieją przeciwskazania. - Na pewno morsować nie mogą osoby chore na serce czy niewydolne oddechowo - mówi Tomasz Płatek, lekarz gorlickiego szpitala.

Dodaje, że każdy, kto chce spróbować swoich sił w zimnej wodzie, powinien wcześniej zostać zbadany przez lekarza. Takie kąpiele to na pewno dobry sposób na hartowanie, bo stymulują nasz układ odpornościowy. - Zaleca się je też osobom chorym na stawy. Morsowanie działa podobnie jak wizyta w kriokomorze, gdzie jest ponad minus 100 stopni Celsjusza - dodajeTomasz Płatek.

Gazeta Gorlicka

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska