https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pola Błasik: W swojej muzyce pokazuję to, co we mnie najdelikatniejsze

Paweł Gzyl
Pola Błasik
Pola Błasik Karolina Synowiec
Znamy ją z przedstawień w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, ale też z telewizyjnego serialu „Komisarz Alex”. Teraz Pola Błasik debiutuje jako piosenkarka płytą „Powidoki”. Nam zdradza, czy zamierza porzucić aktorstwo dla śpiewania.

- W twojej notce biograficznej na stronie Teatru im. Juliusza Słowackiego napisano, że śpiewałaś już jako mała dziewczynka. Skąd u ciebie ta pasja?

- Śpiew pojawił się u mnie bardzo wcześnie. Już jako dziecko mówiłam wszem i wobec, że będę piosenkarką. Później doszło zainteresowanie aktorstwem i podjęłam decyzję, aby iść w tym kierunku. Ale też nigdy nie wyobrażałam sobie, że porzucę śpiewanie. Początkowo, jeszcze w trakcie studiów, trafiłam do Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu. Kiedy potem zajęłam się teatrem dramatycznym i przeniosłam się do Krakowa, mocno tęskniłam za muzyką i czułam, że prędzej czy później śpiewanie powróci. Tak też się stało: postanowiłam tworzyć autorską muzykę i łączyć to z aktorstwem.

- Teraz debiutujesz płytą „Powidoki”. Co było impulsem do jej nagrania?

- Ludzie, których spotykałam na swojej drodze. Początkowo pisałam piosenki tylko do szuflady. Moi przyjaciele motywowali mnie jednak, aby pokazać je szerszej publiczności. Wiara bliskich mi osób popchnęła mnie do łagodniejszego spojrzenia na moją pracę i podzielenia się swoją twórczością ze światem.

- Płyta zawiera zapis twojego pierwszego koncertu zagranego latem 2024 roku w warszawskim Jazdowie. Skąd taki pomysł?

- Był to po prostu mój urodzinowy, pierwszy w życiu koncert dla przyjaciół. Zadbałam o to, aby odbył się na moich zasadach, w pięknych okolicznościach przyrody. Chciałam dla siebie i gości poczucia bezpieczeństwa i oderwania od zgiełku miasta. Zagraliśmy więc razem z gitarzystą, Markiem Cendrzakiem, kameralny koncert w drewnianym domku, wśród kwiatów i drzew. Zarejestrowaliśmy obraz i dźwięk na pamiątkę. Później pojawił się pomysł wydania.

- Gościem na koncercie był Igor Herbut z zespołu LemOn. Jego wsparcie było dla ciebie ważne?

- Podziwiam Igora, a jego twórczość inspiruje mnie od lat. Cieszyłam się, mogąc gościć go na swoim koncercie. Podszedł do mnie po zakończeniu i powiedział, że to, co robię jest wartościowe. Zaproponował mi swoją pomoc w wydaniu materiału. Jego słowa popchnęły mnie do tego, aby pomyśleć o tym poważnie. A zatem to wielka zasługa Igora, że dziś trzymam w ręku winyl „Powidoków”. Jestem mu bardzo wdzięczna.

- Niezwykłe otoczenie, w którym odbył się koncert, miało duży wpływ na nastrój prezentowanej muzyki?

- Na pewno. Między piosenkami słychać szum wiatru, śmiech, głosy dzieci, dźwięk przejeżdżającej karetki. Uznaję to za walor tego materiału i cieszę się, że wydałam go w takiej surowej wersji. To odważne posunięcie jak na debiut, ale stwierdziłam, że jak zaczynać – to autentycznie i prawdziwie. Przyjdzie czas na studyjne odsłony.

- „Powidoki” wypełniają subtelne i delikatne ballady w rozmarzonym nastroju. Taką jesteś prywatnie osobą?

- To ważna część mnie i bardzo chciałabym pielęgnować w sobie tę czułość i wrażliwość. W aktorstwie jestem znana z wielu ról silnych kobiet – policjantek czy prawniczek. W swojej muzyce pokazuję to, co we mnie najdelikatniejsze.

- Piosenki mają nietypową formę: na głos i gitarę. Dlaczego wybrałaś takie oszczędne aranżacje?

- Potrzebowałam prostoty w tym mocno przebodźcowanym świecie. Chciałam, żeby przekaz niesiony przez teksty nie zaburzył się. Proste melodie pomogły mi opowiedzieć historie, nie tłamsząc ich, ani nie zagłuszając.

- Sama napisałaś teksty i muzykę do tych piosenek. To dla ciebie ważne?

- Oczywiście. Te melodie i słowa siedziały we mnie i nie dawały mi spać, chcąc zostać ze mną na dłużej. Musiałam je zapisać.

- Jak tworzysz swoje piosenki?

- Zaczynałam od pisania tekstów. Droga do muzyki była dłuższa. Kilka lat temu, kiedy nie umiałam grać na instrumentach, zapisywałam melodie, które do mnie przychodziły, na dyktafonie. Później rozpoczęła się moja przygoda z ukulele. Większość piosenek z tej płyty powstała właśnie na tym instrumencie. Marek Cendrzak, który zaaranżował muzykę do „Powidoków”, dawał mi lekcje na ukulele i tak zaczęła się nasza współpraca. Od nauki gry - do podjęcia decyzji o wspólnych występach. Obecnie zaczynam grać na pianinie i tworzyć na nim kolejne utwory.

emisja bez ograniczeń wiekowych

- Większość tekstów opowiada o różnych odcieniach miłości. Co cię fascynuje w tej tematyce?

- Miłość jest wszystkim! Pierwsza płyta była tworzona w czasie, kiedy chyba potrzebowałam uleczyć silne zranienia, związane z relacjami, które przeżyłam. I przyniosło to pewne ukojenie. Myślę, że z tymi refleksjami może utożsamić się wiele osób. Każdy z nas ma przecież różne doświadczenia w swoich związkach.

- To liryczne teksty, ale nie brak w nich humoru.

- „Powidoki” opisują różne etapy relacji - zakochania, zauroczenia, zawody, nadzieje, zranienia, rozstania, ale też otwarcie się nowe i łapanie dystansu do przeszłości. Jak to w życiu.

- Wspomniałaś, że płyta ukazała się w wersji cyfrowej, ale i na winylu. Jesteś fanką tego oldskulowego formatu?

- Bardzo! Często żartuję, że urodziłam się w złych czasach. Robię analogowe fotografie, kaligrafuję, piszę listy, obserwuję świat przez kamerę VHS. Zawsze miałam też słabość do winyli. Stąd decyzja o wydaniu „Powidoków” w tym formacie.

- Chcesz dawać koncerty, takie jak ten zarejestrowany na płycie?

- Bardzo mi się to marzy. Ten materiał jest bardzo ciepły i lekki, więc chciałabym koncertować z nim wiosną i latem.Mam zamiar zachować go w prostej formie na głos i gitarę i tak go grać.

- Nie zrezygnujesz z aktorstwa dla śpiewania?

- Myślę, że nie muszę podejmować takiej decyzji. Jestem otwarta, żeby to łączyć w miarę możliwości. Kocham jedno i drugie i cieszę się, że mam przestrzeń na obie pasje.

- Byłaś przez kilka lat aktorką Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Jak wspominasz to doświadczenie?

- Przeżyłam tam piękny i rozwojowy czas. Role Krasawicy w „Bolesławie Śmiałym” Pawła Świątka czy Judyty w „Starym Testamencie. Reaktywacji” Agaty Dudy-Gracz to te, które zostaną ze mną na zawsze, a scena Teatru im. Juliusza Słowackiego to ta, na którą patrzę z dużym sentymentem. Czułam się w tym teatrze doceniania i szczęśliwa. Pracowałam tam za dyrektora Krzysztofa Głuchowskiego z różnymi reżyserami i reżyserkami. W efekcie rozwinęłam się jako aktorka, ale też jako człowiek. Jestem za to ogromnie wdzięczna.

- Mieszkałaś w Krakowie w czasie liceum, potem kiedy byłaś na etacie w teatrze. Jak wspominasz życie pod Wawelem?

- Kocham Kraków i uwielbiam do niego wracać. Kiedy tylko mam okazję, przyjeżdżam i chętnie przechadzam się alejkami miasta. Kraków zajmuje ważne miejsce w moim sercu, bo dał mi wiele dobra. To moje miasto spokoju i spotkań z przyjaciółmi.

- Teraz jesteś aktorką bez etatu. Co cię do tego skłoniło?

- Zrobiłam to z wyboru. Dobrze mi tak, jak jest. Lubię tę wolność i cieszę się, że sama decyduję, czego się podejmuję. Rozumiem jednak aktorów, którzy są na etatach i wybrali tę drogę. Nie oceniam tego. Może kiedyś znów zwiążę się z jakimś teatrem na stałe. Na tym etapie życia, wybieram jednak wolność.

- W jednym z wywiadów powiedziałaś: „Nie wyobrażam sobie życia bez teatru”. Dlaczego?

- Im mniej mam czasu na teatr, tym bardziej za nim tęsknię. Obecnie gram w Teatrze Polonia w Warszawie i silnie czuję, że nie chciałabym rezygnować z występów na scenie. Doświadczenie grania dla żywej publiczności jest dla mnie wyjątkowe i nie do zastąpienia.

- Sporo grasz w telewizji – ostatnio w „Komisarzu Alexie”. Co cię tam ciągnie?

- Ten zawód czasem wybiera za ciebie. Daje ci szansę sprawdzenia się na różnych polach. Raz dostajesz propozycje serialowe, innym razem filmowe czy teatralne. Przyciągają mnie więc role, które mogę kreować. Tak było w przypadku Komisarza Alexa i roli podkomisarz Zofii Dobosz - silnej, niezależnej i walecznej policjantki, pracującej u boku świetnego Olafa Lubaszenki w roli Gancarza. Nigdy wcześniej nie miałam też okazji trenować sztuk walki! Rok temu miał premierę film, w którym zagrałam pierwszą, polską mistrzynię olimpijską, Halinę Konopacką – „Konopacka. Walka o złoto”.

- A co kiedy przysłowiowy telefon nie dzwoni?

- Przyjmuję to, co daje mi życie i nie oceniam tego. Mam dużo szczęścia, bo mam pracę w swoim ukochanym zawodzie. A różnie bywa. Ten zawód uczy cierpliwości i pokory. Są miesiące, kiedy pracy nie ma. Wtedy piszę piosenki i wykorzystuję ten czas twórczo.

- Ostatnio pojawiłaś się też w słuchowisku Empik Go „Małe kobietki”. To było ciekawe doświadczenie?

- Tak. To była bardzo kreatywna praca i piękna przygoda u boku wspaniałych aktorek i aktorów. Miałam przyjemność zaśpiewać napisaną specjalnie dla mnie piosenkę Beth - postaci, w którą się wcielałam. Było to dla mnie szczególne doświadczenie. Bycie lektorką i czytanie książek to dla mnie przestrzeń bezpieczeństwa i spokoju: czas, kiedy jest się samemu ze sobą w studio.

Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska