Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Redaktor naszego papieża

Bartłomiej Misiniec
Marek Skwarnicki, jedno z jego ostatnich zdjęć
Marek Skwarnicki, jedno z jego ostatnich zdjęć Archiwum Autora
Marek Skwarnicki wyznał kiedyś, że znalazł lekarstwo duchowe - postać św. Franciszka. Życie napisało niezwykły epilog. Redaktor Jana Pawła II zmarł w przeddzień wyboru papieża, który przybrał imię Franciszek.

Był już kiedyś ktoś, kto próbował walczyć z aniołem. To biblijny Jakub, który wyszedł z tych niezwykłych zapasów ze zwichniętym biodrem. Inny nietuzinkowy człowiek odszedł ze świata przed kilkoma dniami. Swoje życie prowadził jak w tańcu, tyle że był to taniec z aniołem.

12 marca w Krakowie zmarł Marek Skwarnicki, pisarz i poeta, wieloletni redaktor Tygodnika Powszechnego, w którym pod pseudonimem "Spodek" prowadził cenioną rubrykę pt. "Szkoła Mędrców". Zamieszczane tam teksty, pełne głębokich przemyśleń i pogody ducha, były czytane chętnie zwłaszcza w atmosferze zniewolonego kraju. Teksty "Spodka" pomagały odreagować i odetchnąć świeżym oddechem humoru.

Bardziej od publicystyki ukochał poezję, gdyż to ona ma "oddech rozległych przestrzeni / których krańce Bóg zanurzył w wielu oceanach" . Trudne koleje życia uświadomiły mu jednak, że nie ona jest najważniejsza. Że jest coś jeszcze.

Poezja to za mało

W "Dziennikach" Skwarnicki pisał, że nawet wielka sztuka jest zwyczajnie niewystarczająca w sytuacjach granicznych, takich jak cierpienie czy śmierć. "Co człowiekowi przyjdzie z Hamleta w obozie koncentracyjnym?" - pytał, mając przed oczami traumatyczne chwile przeżyte w obozie w Mauthausen, dokąd został wywieziony jako dziecko.

- Ostrzyżono nas "na zero", a potem wpuszczono do łaźni. Rzędy blaszanych pryszniców. Wiedziałem, że tak wyglądają komory gazowe. Stanąłem pod jednym i zacząłem w duchu odmawiać "Pod Twoją obronę". Szczęśliwie nie gaz, lecz woda trysnęła z cynowych dziurek - wspominał, podając to jako przykład wiary rozpaczliwej, którą odkrywa się dopiero w obliczu mysterium iniquitatis (tajemnicy nieprawości).

W jednym z ostatnich esejów, kilka miesięcy przed śmiercią wrócił do tych doświadczeń, nazywając je momentem zwrotnym w swoim życiu, zakończonym zdumiewającym dla niego faktem. - Nagle zacząłem się modlić...

Wielkie przyjaźnie

- Listów mam w biurku jak mrówków - opowiadał mi z uśmiechem, pokazując gromadzoną przez całe życie korespondencję. Część wydał w formie książkowej, w tym listy do księdza, kardynała i wreszcie papieża Wojtyły, a także te do Miłosza, któremu zadedykował jeden z pierwszych wierszy w Tygodniku Powszechnym. W jednym z późniejszych listów noblista odpisał mu: "Nasza przyjaźń przetrwa burze". I rzeczywiście, kilkadziesiąt lat później to właśnie on czuwał przy łożu śmierci Miłosza w Krakowie.

Bolało go, że nad tym "niedźwiedziem godzącym sprzeczności świata łapą poezji" pastwili się pisarze zwłaszcza z kręgów katolickich. Przywoływał wtedy jedną ze swoich ulubionych strof noblisty: "Jeżeli Boga nie ma / To nie wszystko człowiekowi wolno. / Jest stróżem brata swego / I nie wolno mu brata swego zasmucać, / Opowiadając, że Boga nie ma".

Zbigniew Herbert, ilekroć spotykał Skwarnickiego, robił aluzję do jego redaktorstwa w katolickim piśmie, nazywając go kochanym proboszczem albo szambelanem. Kiedyś stwierdził po swojemu: - Masz duże zdolności poetyckie, szkoda, byś ich nie rozwijał, pracując stale w Tygodniku. Bo - dodał Herbert - w Polsce są dwa kurniki dla pisarzy: partyjny i katolicki, a jak kura chce chodzić między nimi, to wszyscy w nią rzucają butami.

Do kręgu towarzyskiego poety zaliczali się także pisarze tej klasy, co Zygmunt Kubiak, Hanna Malewska, Leszek Elektorowicz, Zofia Starowieyska-Morstinowa, Jerzy Turowicz, Władysław Bartoszewski, Stefan Kisielewski i wielu innych.

Redaktor papieża

Powiernika poetyckich przemyśleń w Skwarnickim znalazł też osobliwy autor, katolicki ksiądz, który w dodatku został wkrótce papieżem. Jednak nawet po objęciu Piotrowego tronu, już jako Jan Paweł II, zdecydował się przekazać mu swoje wiersze, z których powstał Tryptyk Rzymski - ostatni tom poezji Wojtyły, w znacznej części przygotowany do druku właśnie przez Skwarnickiego.

Jako papieski reporter "Spodek" towarzyszył mu podczas licznych pielgrzymek, które nazywał "Podróżami po Kościele" i pod tym tytułem opisał w jednej ze swoich książek. To, co czyniło jego obserwacje jeszcze bardziej wartościowymi, był fakt, że Skwarnicki jako jedyny człowiek świecki zza "żelaznej kurtyny" miał możliwość uczestniczenia w pracach Papieskiej Rady ds. Laikatu i w innych organizacjach katolików świeckich, gdzie piastował wysokie stanowiska. Mógł dzięki temu obserwować życie Kościoła zarówno na Zachodzie, jak i w swej "ludowej" ojczyźnie.

Analizując zaś fenomen twórczości Jana Pawła II, którą uznawał za trudną intelektualnie, a która mimo to stała się w Polsce bestsellerem, tłumaczył: - Zdarzają się w poezji Karola Wojtyły fragmenty dużej urody lirycznej, fonetycznej, metaforycznej, ale piękno właściwe i największe skrywa się w przeżyciach mistycznych autora.

Cena "kruchty"

Nie epatował religijnością. Unikał form moralizatorskich, które tak często psuły rezultaty przemyśleń pisarzy chrześcijańskich. Jego wizja kultury katolickiej nie pozwalała zawęzić się jedynie do kościelnej "kruchty".

Doszedł do wniosku, że wielkiej literatury nie stworzy człowiek zniewolony doktryną ideologiczną. I odnosił to także do chrześcijan, co nie przysparzało mu zwolenników. - Ci, którzy ulegają fundamentalistycznym formom katolicyzmu, tworzą dzieła nie tylko banalne, ale i duchowo nudne - powtarzał konsekwentnie.

Starość poety

Samotność pisarza, którą Antoni Gołubiew nazywał jedną z największych samotności świata, dotknęła także Skwarnickiego. Odsunięty od pracy redaktorskiej, popadając w zapomnienie, przeżywał dramat stopniowej utraty wzroku. Ostatnie miesiące spędzał już jako niemal zupełnie ślepy pustelnik biblioteki, od czasu do czasu dyktując przemyślenia, którymi dzielił się jeszcze z czytelnikami.

Jeden z esejów, zamieszczanych cyklicznie na łamach miesięcznika Znak, Skwarnicki poświęcił tajemnicy śmierci, wyznając przy tym, że na drodze obłaskawiania myśli o niej natrafił na niezwykłe lekarstwo duchowe - postać św. Franciszka i jego hymn "Pochwała stworzenia". I tak "siostra Śmierć", jak nazywał ją biedaczyna z Asyżu, dopisała niezwykły epilog do księgi życia Marka Skwarnickiego, zabierając go w przeddzień wyboru nowego papieża, który przybrał imię właśnie Franciszek.

Poeta, który za życia na skrzydłach wyobraźni nieustannie próbował wzlatywać ku Nieskończoności, zapewne ogląda ją teraz twarzą w twarz. Można mieć nadzieję, że poznał tajemnice świata, które tak go nurtowały i że radośnie tańczy z aniołem, choć w zupełnie innym już wymiarze. "Jest bowiem taka cierpienia granica,/ Za którą się uśmiech pogodny zaczyna" (Czesław Miłosz, "Walc").

Staruszka i anioł
Znałem siwą staruszkę która zobaczyła odlatującego anioła.
Kto umarł - spytała - kto umarł w miasteczku?
A na to odpowiedział święty co na ołtarzu siedział:
ty umarłaś, moje dziecko.
Marek Skwarnicki (1930-2013)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska