Niby podobnie, a jednak zupełnie inaczej. Teraz na sali jest znacznie więcej osób, ponieważ pierwsze zabiegi operacji robotycznych budzą ogromne zainteresowanie.
Jak to wygląda w praktyce?
Pacjent leży na stole, na samym środku sali. Przykryty jest niebieskimi prześcieradłami. Widać zaledwie niewielki kawałek brzucha, nad którym z lekkim szumem poruszają się ramiona robota. Słychać też charakterystyczne krótkie pikania. To system daje znak, że operacja jest w toku. Gdzie jest chirurg? Tuż obok. Siedzi w niewielkiej odległości, z głową w wizjerze konsoli. Nie patrzy na swoje ręce tylko porusza manetkami, które które przypominają nowoczesne joysticki i sterują ramionami robota. Tuż obok stołu operacyjnego siedzi też asysta: chirurg i pielęgniarka. Obserwują przebieg operacji na powiększonym kilkukrotnie obrazie na monitorze, gotowi w każdej chwili do wymiany narzędzi podłączonych do ramion robota.
"Siadając przy konsoli mam cztery ręce"
– Człowiek czuje się jak w jakimś kombinezonie VR lub z filmów science-fiction. Gdy operuję klasycznymi metodami, także laparoskopowo mam dwie ręce. Gdy siadam do konsoli – cztery. Widzę powiększony, trójwymiarowy obraz, mogę oglądać naczynia czy drogi żółciowe w paśmie bliskiej podczerwieni, w technice obrazowania fluorescencyjnego. Normalnie człowiek w czasie operacji patrzy na wprost, a tu mogę obserwować to, co robię z także z boku. To zupełnie inna jakość – mówi prof. Michał Nowakowski, szef Kliniki Chirurgii Ogólnej i Onkologicznej w 5. Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Krakowie, który przeprowadził pierwsze cztery operacje z zastosowaniem robota.
Tylko precyzyjne ruchy
Roboty pozwalają na bardzo precyzje ruchy, ograniczają działania niepożądane podczas zabiegu, wykorzystują system eliminacji drgań, minimalizują uszkodzenia tkanki i ryzyko krwotoków.
– Narzędzia robota wprowadzamy są do wnętrza jamy brzusznej pacjenta przez małe nacięcia, w środku, dzięki znakomitej wizualizacji, powiększeniu oraz niespotykanej precyzji ruchów minimalizujemy uraz jakim jest operacja dla pacjenta. Dlatego zabiegi wspomagane robotem wiążą się z mniejszymi dolegliwościami dla pacjentów, szybką rekonwalescencją i mniejszą utratą krwi – tłumaczy prof. Nowakowski.
Kolejne zespoły już się kształcą
- Amerykańskie badania pokazują niezbicie, że wprowadzenie robota na salę operacyjną wydłuża życie zawodowe chirurga o 5-7 lat – komentuje dr Jerzy Draus, specjalista chirurgii robotycznej, który ma na swoim koncie tysiące zabiegów z wykorzystanie robota, proktor, czyli opiekun krakowskiego zespołu, a właściwie zespołów chirurgicznych.
Dwa, chirurgiczny i urologiczny, już zaczęły pracę, trzy kolejne: chirurgiczny, urologiczny i laryngologiczny, są w trakcie szkolenia.
Każde takie szkolenie oznacza blisko 100 godzin spędzonych za konsolą robota i europejskie certyfikaty, które pozwalają na przeprowadzanie operacji z wykorzystaniem robota. Certyfikat to gwarancja dobrej znajomości sprzętu i jakości pracy operatora oraz bezpieczeństwo pacjenta.
Ile robotów pracuje w całym kraju?
W Polsce, z systemu da Vinci korzysta 66 szpitali. W Krakowie – 5, w tym Wojskowy Szpital Kliniczny. W Czechach 18, na Słowacji 5. Na świecie zostało już wykonanych ponad 14 milionów zabiegów chirurgicznych w asyście systemu da Vinci. W 67 krajach jest używanych prawie 9 tys. robotów, a ok. 55 tys. chirurgów zdobyło odpowiednie certyfikaty. Zauważyć też trzeba, że są jeszcze inne systemy robotyczne, jak chociażby Versius, czy wchodzący na polski rynek Hugo.
