Wziąłem na celownik dwie trasy - 37 i 38. Pierwszego dnia jechałem w ponad 30-stopniowym upale. Lało się ze mnie jak ze strażackiej sikawki, a skóra skwierczała niczym sadzone jajko na patelni. W drugim dniu zimny górski wiatr przeszył mnie na wylot. Przy ostrych zjazdach trząsłem się jak osika. To był termiczny wstrząs. Taka krioterapia w naturze. Teraz jestem zdrowszy i wiem ciut więcej o tej całej Sądecczyźnie.
Oni mają obwarzanki!
Wysiadam z pociągu w Nowym Sączu. Ginę w tłumie pędzących z walizami podróżnych. Po co tak gnają? Przecież są wakacje. Konduktor wyjaśnia mi, że to pogoń za autobusem do Krynicy. Pociąg dalej nie jedzie z powodu zerwanego przez powódź mostu. Mam nadzieję, że podobne niespodzianki nie przeszkodzą mi w podróży.
Czas na zwiedzanie Sącza. Miasto to przeplataniec bloków z czasów PRL i starych kamienic. Wjeżdżam na tutejsze planty. To bardziej mały park niż pierścień zieleni okalający Stare Miasto w Krakowie. Do Rynku i ratusza prowadzi deptak. Tutaj jem obwarzanka sądeckiego. - Lepsze niż te u was - zachwala sprzedawczyni. - Akurat - odpowiadam dumnie. Próbuję. Faktycznie dobry, ale inny niż nasz. Miękki, nie chrupie i słodkawy. Rynek w Nowym Sączu tętni życiem. Wszystko pięknie, ale wokół niego ruch jak na autostradzie. Robią się nawet korki! Jadę do ruin zamku. Został z niego tylko fragment zwany Bramą Kowalską. Pod nią spotykam rycerza. Sika wodą spod zbroi na deptak! Rzeźbie-fontannie przydałaby się pancerna pielucha.
W upale na golgotę
Z miasta wyjeżdżam ulicą Lwowską. Koszmar. Korki na ulicach, korki na chodnikach. Przejeżdżam przez most i wjeżdżam w leśną uliczkę. W końcu cień, bo do tej pory bombardowało mnie rozżarzone słońce. Odcinek przez las okazuje się drogą przez mękę. Podjazd jest tak stromy, że grzesznik, idąc ku górze, ma czas na bardzo dokładny rachunek sumienia. Ulewne deszcze sporo tu nabroiły. Osuwisko rozerwało ulicę. Sapiąc niczym męscy fani Dody na koncertach, wyjeżdżam na pola. Zza morza krowich łbów oglądam panoramę okolicy. Jadę ciągle w górę, do wsi Librantowa. Za nią zaczyna się ostry zjazd w dół. Powiew wiatru przynosi ulgę. Chwilową. Znów morderczy podjazd do Mogilna. Koła grzęzną w roztopionym asfalcie. W Mogilnie obok starego kościółka stoi nowa świątynia. Rozumiem, że wiernych przybywa i trzeba więcej miejsca, ale czemu od razu budować coś, co przypomina aztecką piramidę?
Królewska wieś
Za Mogilnem w lesie zaczyna się podjazd do przełęczy między Rosochatką a Jodłową Góra. Stąd leśną drogą pruję w dół. Ostro hamuję przed szosą, którą pędzą tiry. Z niej uciekam do wsi Ptaszkowa. Wita mnie wielka brama z napisem "650 lat lokacji królewskiej wsi Ptaszkowa 1359-2009". Paręset metrów dalej na wiadukcie powiewa plakat zapewniający, że w Ptaszkowej zboże jest najbardziej złociste, a łąki wybitnie umajone. Autochtoni wiedzą, co to mocna reklama.
Kieruję się na Kamionkę Wielką. We wsi Królowa Górna trafiam pod starą cerkiew. To nie tylko dom modlitwy, lecz również schronienie dla jakiegoś ważnego nietoperza. Tablica mówi, że proboszcz dogadał się z ekologami i na poddaszu fruwającym "wampirom" wyszykowano hotel. Z Kamionki Wielkiej zjeżdżam do Jamnicy. Za nią trzeba się jeszcze wdrapać na jedną górę, a następnie zjechać do Nowego Sącza. W Sączu biorę pociąg do Grybowa. Mogłem do niego zjechać z Ptaszkowej (zaledwie 7 km), ale musiałem dokończyć trasę. Ze stacji w Grybowie pedałuję do ośrodka Politechniki Warszawskiej. Choć nocuję na wrogim terenie, budząc się, nie znajduję siekiery w plecach.
Z upału w słotę
Startuję wcześnie rano. Pogoda zupełnie inna niż dzień wcześniej. Niebo zasnute czarnymi chmurami. Jest zimno, wieje wiatr i pada drobny deszcz. Ruszam do miejscowości Ropa. Oddziela mnie od niej spora góra. Ostry podjazd i zaraz ostry zjazd. W Ropie zwiedzam drewniany kościółek. Zauważam, że ludzie tutaj nie lubią pełznących ślimaków. Specjalnie rozdeptują im głowy. Masakra! Pewno chodzi o to, że obślizgłe stworzenia podjadają im plony.
Wypadki i wyścigi
Przez Gródek zjeżdżam do Stróży. Spokojną jazdę kończę w rowie. Lekko musnął mnie pędzący żuk i pognał dalej. Samochód nie robal. Kierownica skręciła się o 180 stopni, straciłem równowagę - i bęc, leżę w pokrzywach, a rower na mnie. Na szczęście jestem cały i zdrowy. Jadę dalej. Szukając zemsty na zmotoryzowanych, ścigam się z traktorem, którym jedzie rolnik w okazałym kapeluszu. Wygrywam, bo ten nie może się rozpędzić, wioząc furę siana.
Ze wsi Szalowa wyboistą drogą trafiam do Łużnej. Za miejscowością na wzgórzu Pustki znajduje się cmentarz wojenny. Z Łużnej jadę w kierunku Bobowej. Spindram się na górę, skąd widać całą okolicę. Zjeżdżam do Bobowej. Atrakcją jest tutaj muzeum koronkarstwa. To jednak nie dla mnie. Co innego gdyby chodziło o plecenie szprych w rowerze. Jadę na Wilczyska. Mijam renesansowy dwór obronny z XVI wieku. Po drodze zrywam i zjadam papierówkę. Smak dzieciństwa i wspomnienia wczasów spędzanych na wsi... Pycha. Wracając do Grybowa, walczę niczym łódka z wysokimi falami. Na przemian ostre podjazdy, a za nimi stromo w dół. Słysząc jęk ścieranych klocków hamulcowych, zjeżdżam na stację PKP w Grybowie.
Ciekawe miejsca w okolicy Nowego Sącza:
Brama Kowalska w Nowym Sączu
To pozostałości zamku królewskiego wybudowanego w 1292 r. Czasy świetności przeżywał w okresie panowania Jagiellonów. W 1611 r. strawił go pożar. Odbudowano go w stylu renesansowym. Znów spłonął w latach 1768 i 1769. Ponownie odbudowany zamek Austriacy zamienili na koszary i więzienie. Podczas II wojny światowej służył za skład amunicji. W 1945 r. doszło do wybuchu. Odrestaurowano jego ocalały fragment.
Kościół w Ptaszkowej
Zbudowany w 1555 r. Wewnątrz stropy i ściany pokrywają wielobarwna polichromia z początku XX wieku przedstawiająca postacie świętych oraz ornamenty. W kruchcie południowej zachowały się starsze malowidła z 1779 r. W kościele odkryto też płaskorzeźbę Wita Stwosza "Chrystus w Ogrojcu".
Cerkiew w Królowej Górnej
Wzniesiona w 1815 r. pod wezwaniem Narodzenia Bogurodzicy. Wieża pochodzi z wcześniejszej, XVIII-wiecznej świątyni. Stropy i ściany zdobi polichromia przedstawiająca Sąd Ostateczny. W świątyni znajdują się ikony Matki Boskiej Orantki i licznych świętych. Co ciekawe, poddasze jest schronieniem dla podkowca małego, jednego z najbardziej zagrożonych gatunków nietoperzy w Europie.
Kościół w Szalowej
Kościół parafialny św. Michała Archanioła. Wzniesiony w 1739 r. Swoją architekturą przypomina pomniejszoną bazylikę. To obiekt unikatowy na skalę europejską. Na fasadzie świątyni znajduje się rzeźba przedstawiająca Michała Archanioła depczącego diabła. Wnętrze zdobi barokowo-rokokowa polichromia.