Jan S., chirurg dziecięcy, został skazany na 2 lata i 8 miesięcy więzienia za branie łapówek. Do krakowskiego sądu jakiś czas temu wpłynął wniosek o jego ułaskawienie, który w piątek został negatywnie zaopiniowany. - Ułaskawienie jest instytucją nadzwyczajną i powinno być stosowane jedynie w wyjątkowych okolicznościach. Nie jest to w żadnym razie kolejna instancja odwoławcza, służąca do kwestionowania prawomocnego już wyroku - tłumaczył sędzia Marek Żelechowski.
Stwierdził, że powoływanie się na dotychczasowe osiągnięcia w pracy zawodowej i niekaralność w prośbie o ułaskawienie, sąd uwzględniał już przy wydawaniu wyroku. A przy ułaskawieniu brane są pod uwagę okoliczności po jego wydaniu.
- Nie można z jednej strony twierdzić, iż to wyrok uniemożliwia pracę skazanemu i pomaganie pacjentom, a z drugiej wywodzić, iż skazany tak nagle zachorował, że nie może nawet odbywać kary. Rodzi się wówczas pytanie, jak niby skazany miałby w takim stanie zdrowotnym pracować - mówił dalej Żelechowski.
Zdziwienie sądu wzbudziło również stwierdzenie, iż to z uwagi na proces i związany z nim stres nasiliły się dolegliwości chorobowe. - Sąd nie może zaakceptować logiki, iż to na skutek orzeczenia skazującego pogorszył się stan zdrowia, bo trzeba by każdego ułaskawiać, który zestresował się wyrokiem - dodał sędzia Żelechowski.
Jan S. nie wyraził szczerej skruchy, a także dalej kwestionuje wyrok i jego surowość. Twierdzi, że tak naprawdę nic nie zrobił, bo przyjmował, jak inni lekarze, jedynie dowody wdzięczności. Sąd stwierdził, że skazany nadal nie rozumie naganności i bezprawności swojego zachowania.
Teraz sprawa trafi do Sądu Okręgowego.