Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sandecja przegrała z liderem. Trener Surma: Jesteśmy „pod prądem”

Remigiusz Szurek
Remigiusz Szurek
Piłkarze Sandecji Nowy Sącz plasują się na ostatnim miejscu w 2. lidze
Piłkarze Sandecji Nowy Sącz plasują się na ostatnim miejscu w 2. lidze fot. Sandecja.pl
Piłkarze Sandecji Nowy Sącz w sobotnim spotkaniu 11. kolejki 2. ligi ponieśli swoją ósmą ligową porażkę w bieżącym sezonie. „Duma Krainy Lachów” w Krakowie, mimo wielu dogodnych sytuacji brakowych, nie dała rady liderującemu KKS 1925 Kalisz przegrywając 0:2. Ekipa z Wielkopolski stworzyła sobie dwie okazje – wykazała się więc stuprocentową skutecznością.

Sądeczanie starcie z liderem rozpoczęli odważnie. Szczęścia próbowali Potoma i Wróbel, ale piłka po ich strzałach ostatecznie nie znajdowała drogi do bramki. Dla gości mógł to być sygnał, że outsider tanio nie zamierza sprzedać swej skóry… Niestety jedynie do czasu. Już w 12. minucie po złym wybiciu futbolówki przez bramkarza Sandecji Krzysztofka, dopadł do niej doświadczony Hiszpan Gordillo i stając oko w oko z golkiperem nie dał mu szans. W odpowiedzi Kołbon uderzał nad bramką, a Wróbel posłał piłkę obok słupka. W 26. minucie wspomniany napastnik sądeczan przymierzył celnie, ale na posterunku był Furtak. W kolejnych minutach po dośrodkowaniu Nawotki przyjezdni mogli zanotować trafienie samobójcze, ale i tym razem czujnością wykazał się ich bramkarz. Na kilka minut przed przerwą Putno urwał się obrońcom Sandecji i podwyższył prowadzenie.

W drugiej części spotkania sądeczanie nadal oddawali wiele strzałów w kierunku bramki kaliszan, ale niestety dla gospodarzy na wygnaniu, nie przynosiły one skutku. Najbardziej chyba szkoda okazji Gołębiowskiego zaraz po wznowieniu gry – defensywa KKS zażegnała wtedy niebezpieczeństwo i z bramki kontaktowej nie wyszło nic.

- Spotkaliśmy się z zespołem, który jest pewny siebie i to było widoczne. Przebieg spotkania pokazał, że długimi fragmentami potrafiliśmy się jednak przeciwstawić liderowi tabeli. W pierwszej połowie staraliśmy się zagęścić środek boiska, co w większości czasu nam się udawało. Bramki straciliśmy w momencie kiedy zaczęliśmy przeważać, kreować sytuacje. Przytrafiają nam się błędy, co oczywiście jest normalne, ale myślę, że gdyby ta pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 0:0 to druga pokazałaby, że wytrzymaliśmy ten mecz kondycyjnie i naciskaliśmy rywala przez cały czas – komentował na pomeczowej konferencji prasowej trener Łukasz Surma.

Jak zauważył 46-letni szkoleniowiec, w drugiej części spotkania Sandecja miała plan na zdobycie gola kontaktowego, co pokazał przebieg boiskowych wydarzeń. Zabrakło jednak szczęścia.

- To nie było tylko jakieś gadanie, ale tworzyliśmy sytuacje. Gdyby ta bramka dla nas padła do 55. czy 65. minuty, to nie przegralibyśmy tego meczu. Trudno nam jest jednak odkręcić pewne rzeczy, trudno nam jest o trochę spokoju i rozluźnienia pod bramką rywali. Wiemy bowiem w jakim miejscu jesteśmy. A jesteśmy cały czas „pod prądem” i tutaj dużo pracy przede mną, przed zespołem, by utrzymać intensywność, grać blisko rywala. W tej trudnej sytuacji musimy też jednak nadal szukać jakości, technicznych uderzeń, dobrych podań, a przy tym nie zapominać o defensywie – wyliczał.

Opiekun nowosądeckiego drugoligowca mimo porażki przyznał, że po starciu z KKS można wyciągnąć wiele pozytywów.

- Przed tym spotkaniem pojawiło się trochę problemów personalnych. Sokół wypadł za kartki ze Stomilem, podobnie Szufryn, Słaby – posypała nam się linia obrony, ale ci zawodnicy, którzy zastąpili wymienionych, pokazali, że stać nas na dużo. Może brzmi to dziwnie, ale nadal tak uważam. Pracując dużo nad głową, co jest właściwie najtrudniejsze, wierzę że jesteśmy w stanie odnieść w następnych spotkaniach zwycięstwo, które wyprowadzi nas na prostą – zakończył z nadzieją Surma.

Pora na Hutnika

Sandecja na dobre osiadła na dnie ligowej tabeli. W sobotę 7 października, wcześnie bo już o godz. 12.30 czeka ją kolejne trudne starcie – w Krakowie z Hutnikiem, który ma od spadkowicza z 1. ligi o dziesięć „oczek” więcej.

Podopieczni Bartłomieja Bobli w ostatniej kolejce dali się ograć na własnym boisku Chojniczance Chojnice 0:2. Dla Hutnika była to pierwsza domowa, a ogółem czwarta przegrana ligowa w trwającej kampanii. Zespół z Nowej Huty pokazywał już jednak, że potrafi wygrywać swoje mecze. Ograł 3:0 Skrę Częstochowa, 1:0 Wisłę Puławy, 4:0 ŁKS II Łódź czy 2:1 Stomil Olsztyn. O takich „wyczynach” sądeczanie mogą jednak jak na razie jedynie pomarzyć.

Najlepszym strzelcem zespołu jest Marcin Wróbel, autor trzech ligowych trafień. Goni go m.in. Łotysz Deniss Rakels, który dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców. 31-latek ma ogromne doświadczenie – w barwach Cracovii, Zagłębia Lubin i Lecha Poznań zdobył w sumie 27 bramek w ekstraklasie. M też m.in. trzy trafienia na szczeblu Championship (jako snajper Reading).

Nowy Sącz. Arkadiusz Mularczyk: Polacy przez lata dziedziczyli biedę

od 16 lat

      

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska