Antoni Schmeichel mieszka w Kopenhadze, jest muzykiem, świetnie mówi po polsku i często odwiedza rodzinny kraj. Ma w domu piękną kolekcję skrzypiec, zajmuje się lutnictwem i konserwacją starych instrumentów. Jego syn Peter był uznawany za najlepszego bramkarza świata. Po polsku praktycznie nie mówi. Jest ambasadorem Manchesteru United. I jest także bardzo muzykalny. Potrafi, jak ojciec, grać na kilku instrumentach.
Antoni Schmeichel w trudnych czasach pomagał rodakom, przywożąc m.in. sprzęt medyczny, np. wózki dla niepełnosprawnych, plastry, pampersy. Dziś przyjeżdża do Polski (na święta wielkanocne wybiera się do Gdańska i Torunia), bo pilnuje swoich interesów, ale przy okazji odwiedza stare kąty i wspomina dawne czasy. Czasy, w których muzyka chciano przerobić na szpiega. A patriotę na zdrajcę.
Pamiętam jego nazwisko. To był major Groszek z kontrwywiadu. Podsunął mi kartkę do podpisania. Na jej dole widniało moje nazwisko z dopiskiem "oficer". Powiedziałem mu, że nie jestem oficerem. "Dla mnie jest pan" - odparł. Nie podpisałem.
To nie był koniec.
- Wiedzieli, że spotykam się z Dunką. Obserwowali nas. Chcieli, żebym został szpiegiem w Danii. Męczyli mnie tak przez kilka miesięcy. W końcu podpisałem - mówi Antoni Schmeichel, 81-letni dziś polski muzyk od ponad pół wieku mieszkający w Kopenhadze, ojciec jednego z najlepszych bramkarzy w historii światowej piłki nożnej, legendy Manchesteru United i reprezentacji Danii, Petera Schmeichela.
Pan Antoni opowiada o swoich niezwykłych losach piękną polszczyzną, bo choć większość życia spędził w Danii, a od 43 lat jest obywatelem tego kraju, nie zapomniał ojczystej mowy. Swoje życie puentuje tak: - To był piękny taniec po różach, ale wpadałem też na kolce i mocno krwawiłem. Jestem jednak bardzo szczęśliwy, bo mam fajną rodzinę, zdrowie i jestem wolnym człowiekiem - mówi. - I nadal podrywaczem - żartuje facet, który od 54 lat ma jedną żonę, Inger. To właśnie spotkanie z nią bardzo zmieniło jego życie.
Wojenny sierota
Urodził się w 1933 roku w Wąbrzeźnie, w dzisiejszym woj. kujawsko-pomorskim.
Rodziców stracił podczas wojny. - Ojciec zginął w 1939 roku w Toruniu. Był żołnierzem. Pierwsza zrzucona bomba trafiła w koszary, w których był. Mama była członkinią konspiracyjnej organizacji wojskowej "Pług i miecz", działała w Armii Krajowej. W 1945 roku zabili ją Sowieci - wspomina.
Po wojnie ze swym rodzeństwem - bratem Julianem oraz siostrami Małgorzatą (oboje już nie żyją) i Heleną (mieszka dziś w Toruniu) - wychowywał się pod opieką babci i dziadka (rodziców mamy). Mieszkał w Chełmży. - Na podwórku grałem w piłkę nożną, ale żaden ze mnie był talent. W LZS-ie Ostaszewo jeździłem na żużlu. Boksowałem też w gronie młodzików i biegałem na trzy kilometry - opowiada.
Z Cybulskim i Kobielą
- Dziadek w pułku ułanów w Grudziądzu był kapelmistrzem. Po przejściu do cywila był woźnym w ubezpieczalni społecznej i prowadził orkiestrę dętą - mówi.
Muzyka stała się pasją "Tolka", a potem zawodem. Grał na trąbce, klarnecie, waltorni, akordeonie, ale sam siebie określa jako przede wszystkim pianistę. W Chełmży, gdzie mieszkał przez wiele lat, grał w zespole "Białe koty", który sam założył. Potem w cyrkowej orkiestrze. Pojechał szukać szczęścia nad morzem. Zamieszkał w Sopocie. Grał w zespołach jazzowych Trójmiasta, teatrze studenckim Bim-Bom i Teatrze Wybrzeża, w którym bywał także statystą. W ostatnich dwóch teatrach występowali m.in. Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela.
- Codziennie spotykaliśmy się w SPATiF-ie. Zjawiał się tam cały artystyczny światek Trójmiasta. Cybulski, Kobiela, Wanda Lothe-Stanisławska, Władysław Kowalski, Wowo Bielicki, Władysław Szpilman, Zygmunt Hubner, Edmund Fetting, Stanisław Michalski, Zbigniew Korpolewski i inni wielcy artyści - wspomina.
"Smak miodu" z Danii
Któregoś dnia, latem 1959 roku, stał przed Sceną Kameralną Teatru Wybrzeże w Sopocie. W ręku trzymał bilety dla znajomych na głośną wtedy sztukę "Smak miodu" w reżyserii Konrada Swinarskiego. Zobaczyła go młoda, ładna, wyższa od niego dziewczyna i zapytała, czy odstąpiłby jej bilet, bo w kasie już ich nie ma.
- Dałem jej wejściówkę. Powiedziałem, że gram w teatralnej orkiestrze. Chciała się ze mną spotkać w przerwie przedstawienia. Zapytała, czy mogłaby zobaczyć, jak to wszystko wygląda za kurtyną. Potem umówiliśmy się w kawiarni "Złoty Ul" w Sopocie - wspomina. Tak się zaczęła ich wielka miłość. Inger pochodziła z Danii, pływała na transatlantyku "Batory". Była pielęgniarką, opiekowała się dziećmi. Gdy "Batory" przypłynął do Polski, postanowiła pójść do teatru. Nie przypuszczała, że jednorazowy "Smak miodu" przemieni się w długie, miodowe lata z ukochanym mężczyzną.
Ślub wzięli 16 lutego 1961 roku w Sopocie. Na weselu zjawiło się kilkanaście osób, w tym jego koledzy z teatru. Rodziców panny młodej nie było. Miał ich poznać dopiero w Danii. Tylko że o wyjazd za granicę w tamtych czasach nie było łatwo. Antoni Zachód znał tylko z opowieści.
Trudna decyzja
- Nasze służby wiedziały, że mam kontakt z osobami z zagranicy. Wiedziały też, że spotykam się z Dunką. Któregoś dnia dostałem wezwanie do wojska jako poborowy, choć w wieku poborowym byłem już kilka lat. Zaczęto mnie namawiać do współpracy. Nie zgadzałem się. Ponawiali próby. Trwało to kilka miesięcy - opowiada "Tolek".
On mieszkał Polsce, a jego żona w Danii. Inger nie chciała zamieszkać w ojczyźnie męża. W dodatku była w ciąży. Czekała na przyjazd swego ukochanego.
Ten musiał podjąć trudną decyzję.
- Podpisałem lojalkę, że będę współpracował z polskim wywiadem. To była jedyna szansa, żebym mógł pojechać do żony - wyjaśnia. Czekało go przeszkolenie przygotowujące do pracy szpiega. - Byłem na dwóch szkoleniach w Warszawie, na których uczono mnie między innymi wnikania w obce środowisko - zdradza.
Zastanawiał się, czy z pomocą żony, nie uciec z Polski na "Batorym", ale nie było to proste . - Nasz wywiad wszędzie miał swoich ludzi.
Nie lubi wojska
Zapewnia, że nigdy nie pracował na rzecz wywiadu. Podpisanie lojalki było dla niego jedynie szansą na wyrwanie się z okupowanego - jak podkreśla - przez Sowietów kraju.
Gdy wyjechał do Danii, poczuł się wolnym człowiekiem. Znalazł się tam 5 września 1961 roku, akurat - to był przypadek - w dniu swych 28. urodzin.
- Poszedłem na policję. Powiedziałem, kim jestem. Zainteresował się mną duński wywiad. Spadłem mu jak gwiazdka z nieba. Potem okazało się, że nie jestem jedyny. Takich jak ja było więcej. Byłem dla nich pracownikiem polskiego wywiadu w stopniu porucznika, choć tak naprawdę nie wiedziałem nawet, ile gwiazdek i belek nosi na naramiennikach porucznik. Ja nie lubię wojska. Ja byłem tylko harcerzem - opowiada. I zdradza: - Dostałem ofertę od duńskiego wywiadu, żeby być podwójnym szpiegiem. Stanowczo odmówiłem. Jestem Polakiem z krwi i kości. Nie chciałem pracować dla obcego wywiadu - mówi.
Życie w Kopenhadze
Zamieszkał z żoną w Kopenhadze. Początki nie były łatwe. - W kraju zostawiłem dom, przyjaciół. W Danii początkowo było mi ciężko. Nie znałem języka, kultury... Ale dałem sobie radę - mówi.
W styczniu 1962 roku został szczęśliwym ojcem Katrine (dziś jest dziennikarką, pisze o muzyce i kulturze).
W listopadzie 1963 roku przyszedł na świat Peter - późniejszy słynny piłkarz.
Potem rodzina powiększyła się jeszcze o dwie dziewczęta - Margaritę (dziś jest nauczycielką starożytnej literatury) i Hanne (ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Glasgow; jej mąż jest producentem wina).
Piękna kolekcja
W Danii pracował jako muzyk. Pływał na statku z Kopenhagi do Oslo i do Niemiec, jeździł ze szwedzką orkiestrą po Skandynawii, Niemczech i Islandii.
Przez 18 lat grał w sali koncertowej jednego z najstarszych parków rozrywki na świecie (został otwarty w 1843 roku) i trzeciego najczęściej odwiedzanego w Europie - Ogrodach Tivoli.
Muzyka to dla niego nie tylko zawód, ale i hobby. W domu ma piękną kolekcję instrumentów - 50 par skrzypiec, 30 smyczków i 2 kontrabasy. - Najstarsze moje skrzypce pochodzą z końca XVII wieku - mówi. I zaskakująco dodaje: - Teraz chciałbym się pozbyć tego zbioru. Lata lecą...
Z tymi latami pan Antoni trochę przesadza, bo zdrowie mu dopisuje. Dwa, trzy razy w roku wpada do kraju, także w sprawach biznesowych. - Zajmuję się lutnictwem i konserwacją starych instrumentów - wyjaśnia.
Peter, na drugie Bolesław
Przez sympatyków futbolu Antoni zawsze będzie kojarzony jako ojciec Petera Schmeichela, znakomitego bramkarza reprezentacji Danii, Manchesteru United i kilku innych klubów. Mało kto wie, że 51-letni dziś Peter do 9. roku życia miał polskie obywatelstwo (zmienił je, podobnie jak ojciec i siostry, w 1972 roku). Petera z Polską wiąże drugie imię - Bolesław, nadane mu dla uczczenia pamięci pradziadka.
Antoni pytany o syna, mówi: - Był bardzo ruchliwym dzieckiem. Odważnym.
Peter początkowo grał w piłkę... ręczną. Później zajął się futbolem i grał w Gladsaxe-Hero jako... napastnik. Poznał tam swą przyszłą żonę Bente, córkę trenera. Jego teść, Svend Aage Hansen, który był też szkoleniowcem... bokserskim, by go krótko trzymać, zatrudnił Petera we własnej firmie, w której układał on dywany.
"Brudna robota..."
Papa Schmeichel marzył, by Peter poszedł w jego ślady i został pianistą. Syn wybrał zawód piłkarza, ale jest bardzo muzykalny.
- Gra na perkusji, pianinie, gitarze i organach Hammonda. W Manchesterze miał małe studio muzyczne. Skomponował nawet piosenkę, która była hymnem reprezentacji Danii podczas Euro - chwali syna.
Teraz, choć Peter także mieszka w Kopenhadze, rzadko się widują. - Niedawno spotkaliśmy się u... dentysty - śmieje się. I dodaje: - Syn ma swoją firmę, dużo jeździ po świecie, jest ambasadorem Manchesteru United, skończył kurs trenerski w Anglii. Jakim jest synem? To dla mnie nie tylko syn, ale i kumpel, przyjaciel.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej Peter kupił klub Hvidovre i podjął pracę w duńskiej telewizji TV3+, w której prowadził autorski program pt. "Brudna robota Petera Schmeichela" - wraz z ekipą Discovery Channel jeździł po Europie w poszukiwaniu uciążliwych profesji. Gościł m.in. w Polsce, gdzie wcielał się w rolę kominiarza wspinającego się po dachach, usuwającego śmieci z szybów wentylacyjnych, górnika pracującego 860 metrów pod ziemią, a także... taksydermisty, czyli człowieka wypychającego martwe zwierzęta.
O wiele przyjemniejsze dla Petera były inne wizyty w naszym kraju: w 2010 roku, gdy razem z Portugalczykiem Luisem Figo i Józefem Młynarczykiem w Warszawie prezentował Puchar Europy, oraz podczas Euro 2012. W obu towarzyszył mu ojciec, a podczas drugiej wizyty także syn Kasper.
Kochany wnuk Kasper
28-letni dziś Kasper też został bramkarzem. Grał w kilku angielskich klubach, m.in. Manchesterze City, obecnie występuje w Leicester City. Nie dorównał klasą ojcu, choć ma za sobą występy w juniorskich i seniorskiej reprezentacji Danii.
- Kasper 20 czerwca, w dniu urodzin mojej żony, weźmie ślub ze Stine, która jest położną w szpitalu - zdradza Antoni. I z dumą dodaje: - Mam już sześcioro wnuków i troje prawnuków.
Peter Schmeichel, ur. 18 listopada 1963 w Gladsaxe - słynny duński bramkarz, 129-krotny reprezentant kraju (1987-2001), mistrz Europy (1992). Najlepszy bramkarz także w historii Manchesteru United (1991-1999), z którym zdobył pięć mistrzostw Anglii, trzy Puchary Anglii, Puchar Ligi, Puchar Europy i Superpuchar Europy. Grał też m.in. w Broendby IF, Sportingu Lizbona, Aston Villi oraz Manchesterze City.