W moim odczuciu – choć oczywiście kluby z Częstochowy i Warszawy obrały zupełnie inne ścieżki rozwoju – są bowiem w tym momencie najlepszymi przykładami, obok reprezentacji juniorów, że w naszym futbolu coś (mimo wszystkich krytycznych uwag) drgnęło. A warto pamiętać, że – historycznie rzecz ujmując – wszystko, co dobre miało początek w naszej lidze i kadrach młodzików. Począwszy od legendarnych Orłów Górskiego, prowadzonych przez pana Kazimierza, w którego czasach miałem zaszczyt zadebiutować w drużynie narodowej.
Przecież zanim wywalczyliśmy złoto olimpijskie w Monachium (1972), a później medal mistrzostw świata w Niemczech (1974), furorę w europejskich pucharach zrobiły Górnik Zabrze i Legia. Trener Górski na bazie tych dwóch klubów oparł reprezentację na igrzyska, ale już na Weltmeisterschaft dokonał korekt personalnych, odważnie wprowadził kilku młodzieżowców z bardzo silnej generacji i w efekcie – nawet przy absencji ówczesnego lidera i kapitana Włodzimierza Lubańskiego, który był kontuzjowany – drużynę mieliśmy jeszcze lepszą.
A i w nieco nowszej historii, kiedy po 16 latach nieobecności wróciliśmy w 2002 roku na mundial w Korei i Japonii, najpierw to prowadzona przeze mnie Legia i Widzew Franciszka Smudy awansowały do Ligi Mistrzów, a w zagranicznych klubach okrzepli srebrni olimpijscy młodzieżowcy z igrzysk w Barcelonie, których selekcjonowałem i pomagałem prowadzić do igrzysk Januszowi Wójcikowi. A gdzieś w bliskim tle byli jeszcze juniorzy Michała Globisza, którzy na przełomie wieków zdobywali srebrne (U-16) i złote medale (U-18) medale Euro.
Teraz mamy oczywiście generację piłkarzy, którzy zrobili wielkie kariery w renomowanych zachodnich klubach, ale wszyscy zadajemy sobie pytanie, dlaczego nie przekłada się to na satysfakcjonujące wyniki reprezentacji. W mojej ocenie właśnie dlatego, że dotąd brakowało solidnej podstawy i zaplecza, z którego mogliby czerpać kolejni selekcjonerzy. A zatem i konkurencji o miejsca w kadrze, która zmuszałaby nasze – w kilku przypadkach niewątpliwie wybitne – jednostki do jeszcze większego wysiłku. Teraz znów mamy silną generację juniorów, Raków dał do myślenia Legii (i nie tylko oczywiście Legii). Jest więc szansa na postęp. Szansa, nie pewność, warunek podstawowy (którego nie spełnił niestety Lech) stanowi bowiem powtarzalność.
