Ci, którzy przemierzają bezkres internetowych prezentacji pewnie wcześniej czy później napotkali na Czecha, który działa jako Dubánci. I pokazuje to, co stworzył właśnie z jesiennych darów. Upodobał sobie żołędzie. Tworzy z nich postaci i sceny nieprawdopodobne. A to ekipę ludzików, którzy w pędzie niosą na noszach wielkiego prawdziwka, a to zakochaną żołędziową parę, która wyleguje się na słoneczniku albo takiego samego staruszka, który wiezie na taczkach stos poziomek.
Materiał zgromadzony podczas wypadu do lasu
Nic więc dziwnego, że gdy spojrzy się na lotniarza, który wyszedł spod ręki Piotra Szczerby, skojarzenia nasuwają się same.
- Niczym się nie inspirowałem, na niczym nie wzorowałem – podkreśla jednak. - Samo wyszło. W sumie zajęło mi to godzinę – opowiada lekko.
Twórczy warsztat został rozłożony w garażu, a na stole znalazło się to, co zgromadził po wspólnym wypadzie z córką do lasu, własnego ogrodu, pól po sąsiedzku, a nawet fosy przed domem. Można powiedzieć, że wszystko jest w pełni ekologiczne, bo poza gorącym klejem z pistoletu, ludek nie ma żadnych innych sztuczności.
Jak w realu: silnik, wózek i skrzydło na swoim miejscu
Został za to wyposażony we wszystko, co potrzeba do latania. Ma więc skrzydło, wózek no i oczywiście silnik. Jest zabezpieczony pasami, a jak się dobrze wpatrzeć – buźka mu się uśmiecha, gdy zawisa na chwilę w powietrzu.
- Przydała się cienka wędkarska żyłka – zdradza Szczerba. - Został na niej zawieszony, a całość na teleskopie, dzięki czemu można łatwo nim „sterować”. Fajnie wygląda, gdy tak zawisa w powietrzu, bo na zdjęciach czy filmie, żyłka jest niemal niewidoczna, więc wszyscy się zastanawiają, jak to możliwe – dodaje.