Sprawa łabędzia odbiła się szerokim echem wśród oburzonych mieszkańców Krakowa.
Jak wynika z wyjaśnień, w sobotę 18 grudnia po pierwszym telefonicznym zgłoszeniu pracownik firmy uznał, że nie było możliwości podjęcia skutecznej interwencji w sprawie łabędzia, bo ptak był na krze z dala od brzegu. Po kilku godzinach straż miejska zawiadomiła firmę, że ptak jest w pobliżu nadbrzeża, ale wtedy "Kaban" otrzymał inne zgłoszenie, tym razem od drogówki, o kolizji samochodu z sarną. Ponieważ ranne zwierzę zagrażało bezpieczeństwu ruchu drogowego, zdecydowano się najpierw podjąć tę interwencję.
Zobacz także: Skandal! Dwie doby łabędź konał pod Wawelem
Gdy wieczorem ludzie z firmy "Kaban" pojawili się nad Wisłą, nie udało im się dotrzeć do rannego łabędzia. Taka okazja pojawiła się dopiero kolejnego dnia, ale późnym wieczorem. Ponieważ ptak był już skrajnie wyczerpany, podjęto decyzję o jego uśmierceniu.
Bożena Kotońska, wojewódzki konserwator przyrody, przyznaje, że zaistniałe zdarzenie potwierdza brak profesjonalnej służby, która w sposób kompleksowy mogłaby interweniować podczas zdarzeń z udziałem dzikich zwierząt.
Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Krakowie chce usprawnić system działania w podobnych sytuacjach. W tym celu jeszcze w styczniu zorganizuje zostanie spotkanie urzędników miejskich, Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, firmy "Kaban" oraz służb porządkowych. Wtedy wypracują nowe zasady współpracy.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Nastolatek oblał się benzyną i podpalił!