Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trenuje sztuki walki, studiuje, uprawia triathlon. Jest niewidomy.

Paulina Piotrowska [email protected]
Paweł Król (po lewej) z Jackiem Pawlikowskim wziął udział w triathlonie, podczas którego jechali razem na rowerze, pływali i biegali
Paweł Król (po lewej) z Jackiem Pawlikowskim wziął udział w triathlonie, podczas którego jechali razem na rowerze, pływali i biegali Fot. andrzej banaś
Paweł Król bierze udział w triathlonie, trenuje sztuki walki, studiuje. Po prostu cieszy się życiem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w wieku trzech lat w wypadku stracił wzrok.

Urodził się zdrowym i pełnym werwy chłopcem. Jak każde dziecko stawiał pierwsze kroki, wypowiadał pierwsze słowa, uczył się nowych rzeczy, poznawał nowe miejsca.

Kiedy miał zaledwie trzy lata, w życiu Pawła Króla nagle zapadła ciemność. - Pamiętam, jak patrzę przez okno na podwórko, ale widzę tylko ciemność - wspomina dziś 31-letni Paweł. Przez ostatnich 28 lat nie widział kolorów, ale nie można powiedzieć, że jego życie nie jest barwne. Bo Paweł, mimo utraty wzroku, w nawet najbardziej szarych dniach odnajduje radość życia.

Jest rok 1988. W jednym z krakowskich mieszkań czuć przeciąg. Rozbija się szyba w drzwiach. Nieszczęśliwie odłamek szkła wpada do oka stojącego obok chłopca. Historia jak z baśni „Królowa Śniegu” Hansa Christaina Andersena, która opowiada o małym Kaju. Jemu też odłamek szkła wpadł do oka. Niestety opowieść Pawła, w przeciwieństwie do tej baśniowej, nie kończy się szczęśliwie. - Powinienem wyjść z tego bez szwanku, ale wdała się infekcja, która później przeszła na drugie oko. I tak powoli traciłem wzrok - mówi.

Dziś, kiedy opowiada o wypadku, nie ma w nim żalu. Tak też zresztą było, kiedy był dzieckiem. - Będąc małym chłopcem nie rozpaczałem. Tak to już z dziećmi jest, że przyzwyczajają się do tego, co jest. Uważają, że tak musi być. Podobnie było ze mną, ale do pewnego momentu… - dodaje.

Najtrudniejszy dla Pawła był okres dojrzewania. - Jako nastolatek zastanawiałem się, dlaczego mnie to spotkało, przecież urodziłem się zdrowy - przyznaje. - Doszedłem jednak do wniosku, że nie mogę siedzieć bezczynnie i myśleć o swoich problemach. Każdy jakieś ma, każdy musi nieść swój krzyż.

Powoli Paweł zaczął sobie uświadamiać, że nie chce całe życie być skazany na pomoc innych.

- Kiedy myślisz o swoim życiu, coś chciałbyś zmienić?
- Wcześniej zacząłbym podróżować i uczyć się języków, a już na pewno chodziłbym z laską.

Właśnie ta czynność była dla Pawła najtrudniejsza. Niewidomemu trudno jest przezwyciężyć lęk przed byciem samym w obcym miejscu.

- Myślisz wtedy o tym, jak inni na ciebie patrzą, czy przypadkiem nie z litością. Dzisiaj wiem, że patrzą często z podziwem - zauważa.

Doskonale pamięta, jak pierwszy raz przeszedł 1,5 km sam z laską. To był wielki przełom. Już nie kilkaset metrów, ale 1,5 km!

Z laską zaczął chodzić w wieku 20 lat. Najłatwiej było mu na trasach, które już wcześniej znał.

- Wtedy można nawet biec wzdłuż krawężnika, to prawie tak jakby się widziało - mówi.

Inaczej jest w nowym miejscu, gdzie trzeba pytać o drogę. Osoby widzące zwracają uwagę na inne rzeczy niż niewidomi. Trzeba im wytłumaczyć, w jakim kierunku należy iść, jak długo, na jakie przeszkody trzeba uważać, w którą ulicę skręcić.

- Należy skupić się na rzeczach, które można dotknąć, poczuć - wyjaśnia. - Niewidomi wiele mogą usłyszeć. Wiem, jak blisko ściany jestem, bo słyszę odbijający się od niej dźwięk. Wiem, kiedy ktoś idzie, bo słyszę jego kroki.

W 2011 roku Paweł z dwoma kolegami wpadł na szalony pomysł - podróż do Ameryki Południowej i wyjechanie rowerami na Aucanquilcha w Chile.

- To najwyższa góra na świecie, na której jest podjazd rowerowy, ma ponad 6 tysięcy metrów - nadmienia.

Skąd na taki wyjazd wziął pieniądze? Paweł, Karol i Szymon zwrócili się o pomoc do Fundacji Anny Dymnej. I już po trzech miesiącach dostali rowery. - Po raz pierwszy byłem wtedy za granicą! - wspomina.

Zatrzymywali się w wioskach w Boliwii, jedli tamtejsze jedzenia, nocowali w różnych miejscach. Podróż trwała dwa tygodnie. Paweł musiał zakończyć ją tydzień wcześniej niż koledzy ze względu na kontuzję kolana. Noce były niesamowicie zimne, a rower razem z przyczepką z bagażami i jedzeniem ważył ponad 80 kilogramów.

- O czym się myśli, kiedy się jedzie przez dwa tygodnie na rowerze?
- Rano cieszysz się z podróży, wszystko cię fascynuje, wszystko ci się podoba. Później myśli się, jak dobrze byłoby w domu, usiąść wygodnie w fotelu, pójść normalnie do toalety, zjeść obiad. Wieczorem szukasz już tylko miejsca na obozowisko i chcesz zasnąć, odpocząć - odpowiada.

- Były momenty zwątpienia? Chcieliście zawrócić?
- Nie, ale przyszła taka chwila, że byliśmy do tego zmuszeni. Brakowało nam jedzenia, było bardzo zimno. Wiedzieliśmy, że zdrowie jest najważniejsze, więc zawróciliśmy.

- Będzie kolejne podejście?
- Może, dzisiaj jeszcze o tym nie myślę.

Kilka lat temu Paweł poznał Jacka Pawlikowskiego. Razem biegali, trenowali.

- To zapalony sportowiec, a przy tym dobry człowiek, który lubi pomagać innym - dodaje.

W ubiegłym roku zaproponował Pawłowi wspólny start w triathlonie. - Wiedział, że jestem otwarty. Zgodziłem się od razu! - wspomina. Wcześniej startowali razem w okołu 30 biegach. Ale triathlon to nie tylko bieganie, to też jazda na rowerze i pływanie. Wszystko na czas. Jeśli nie zmieścisz się w wyznaczonym limicie, to nie jesteś klasyfikowany. Z pierwszymi dwoma dyscyplinami Paweł nie miał problemu, ale z pływaniem już tak? To było najtrudniejsze.

- Wcześniej pływałem na basenie - przyznaje. - Kiedy czuje się barierkę, nie ma problemu. Na otwartym akwenie jest o wiele trudniej, dlatego Jacek wpadł na pomysł, że będziemy spięci linką. W czasie pływania było ciężko, kilka razy zadławiłem się wodą, ale udało się. Byłem szczęśliwy!

W ubiegłorocznym triathlonie brało udział ponad 480 osób. Paweł i Jacek zajęli 300 miejsce.

Paweł studiuje romanistykę, zrobił też licencjat z języka hiszpańskiego. Zaraz po maturze skończył studium masażu i kilka lat pracował w zawodzie. W przyszłości chciałby trafić do korporacji, myśli o zostaniu tłumaczem. Trenuje brazylijską sztukę walki, biega, trenował też karate.

- Zawsze chciałem być sprawny fizycznie. W walce mam lepsze wyczucie własnego ciała niż osoby widzące, dlatego jestem w tymdobry.

- O czym marzysz?
- Chciałbym odnaleźć wewnętrzny spokój. Brzmi to banalnie, ale marzę o tym, żeby znaleźć sens życia. Gonimy za rzeczami, które nie do końca są nam potrzebne. Nie chcę tak żyć. Chcę cieszyć się smakiem gorącej czekolady i rozmową z ludźmi.

- Rozmawiasz czasami z rodzicami o wypadku?
- Nigdy o tym nie mówimy. Rodzice są ze mnie bardzo dumni. Ze wszystkich moich osiągnięć, sportowych i intelektualnych. Teraz to jest ważne.

- Co chciałbyś powiedzieć osobom pełnosprawnym?
- Aby nie bały się pomagać niepełnosprawnym i żeby wiedziały, jak to robić. Chcę pokazywać, że życie z niepełnosprawnością nie jest gorsze.

- Życiowa dewiza?

- Wystarczy chcieć!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska