Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ubiera ludzi z pierwszych stron gazet, ale w domu jest tylko wicemistrzem

Barbara Sobańska
Adam Wojnar
Gdyby się dało wywołać postaci, które odbijały się w lustrach słynnej pracowni krawieckiej Turbasy, pojawiłaby się galeria osób bardzo ważnych dla kultury XX i początku XXI wieku: noblistów, różnych artystów, a także polityków. Jerzy Turbasa ubiera również swoją żonę Dorotę, która w sprawach stroju zdaje się na niego całkowicie - pisze Barbara Sobańska

Dorota Turbasa
Absolwentka psychologii na Uniwersytecie Jagiel-lońskim, przez pewien czas pracowała w zawodzie, później zajęła się domem i dziećmi

W tamtym czasie 32-letni chłopak bez żony, oj, to prawie stary kawaler. Nic to, że był asystentem na Politechnice Krakowskiej i zapowiadał się na świetnego architekta. Dziś wszyscy uznaliby, że ma jeszcze czas i robi karierę. Ale wtedy… Mamusie poznały nas na imieninach koleżanki i zaiskrzyło.
Po roku wzięliśmy ślub. W kościele oo. Dominikanów. W naszym parafialnym, Piotra i Pawła, akurat był remont, wszędzie stały rusztowania i baliśmy się, że gościom sklepienie spadnie na głowę. Potem przeszliśmy spiskować do podziemi w Krzysztoforach. Był sierpień 1985 roku. Gospodarze, dbając, żeby nam nie było zimno, rozpalili w piecach. Cała wilgoć wyszła z murów i Krzysztofory zamieniły się w saunę. Przeżyliśmy jednak.

Jurek najbardziej ceni sobie niezależność. Zapewnia mu ją prowadzenie rodzinnej firmy. Równie ważna jest dla niego niezależność duchowa - stać go na własne zdanie. A ja to cenię. Zawsze mieliśmy wyraźny podział obowiązków - ja zajmowałam się dziećmi i domem, a Jurek całą resztą. I nigdy nie wchodziliśmy sobie w paradę. Ostatnie słowo zawsze jednak należy do męża. Owszem, umiem szyć. Gdy jednak pewnego razu wzięłam do podszycia obrusik, a mąż z teściem stanęli za mną i sceptycznie patrzyli mi na ręce, powiedziałam: "O, nie!", i na zawsze pożegnałam się z maszyną. W firmie mężowi pomagam, ale w sprawach administracyjnych. Dla niego pobyt w urzędzie i sprawy papierkowe to więcej niż koszmar. Przerzucił te "przyjemności" na mnie. Traci cierpliwość natychmiast, gdy wchodzi do urzędu czy dużego sklepu. Bezpieczniej jest nie posyłać go nigdzie, gdzie coś trzeba załatwić, postać w kolejce. Krótko mówiąc, wychodzi na to, że pomagam mu w tym, czego on nie znosi robić. Umówmy się jednak, że te rzeczy, których on nie lubi, ja po prostu kocham.

Dbamy, żeby naszej rodziny nie łączył wspólny ekran telewizyjny. Zresztą telewizor mamy z czasów prehistorycznych, kupiony jeszcze w Baltonie. No, nie chce drań się zepsuć. Święta zawsze spędzamy w domu, rodzinnie, a sylwestra w którejś z krakowskich knajpek. Na weekendy lubimy wyjechać do naszego domu pod Krakowem, a urlopy spędzamy na żaglach - nad Soliną albo na Mazurach. W przeciwieństwie do dnia codziennego, wszystko jest wtedy wielką niewiadomą. Nie wiemy, gdzie spędzimy najbliższą noc. Lubimy się wyrwać gdzieś na weekend. Czasem nawet do Rzymu. Lubimy tam spędzać Niedzielę Palmową. Kiedyś chcielibyśmy przejść Szlakiem Świętego Jakuba. Oczywiście nie cztery tysiące kilometrów, ale tak ze dwieście, i owszem. Nigdy nie korzystamy z biura podróży, nie zaliczamy zabytków, lecz włóczymy się po mieście i poznajemy jego atmosferę.

Mąż nie znosi oglądać staroci, dlatego rzucamy na nie jedynie okiem, a potem podziwiamy architekturę współczesnych Michałów Aniołów - Zahy Hadid, Richarda Meiera, Franka Gehry'ego. Mąż mnie ubiera. (Jerzy w tym momencie dodaje, że nie tylko). Przechodzę koło sklepu i nie zauważam wystaw. Uzależnił mnie od siebie. Jeśli prosi, żebym czegoś nie zakładała, robię to - w sprawach stroju zdaję się na niego. Zaufałam mu i nie żałuję. Koszul i krawatów nigdy Jerzemu nie kupuję. Czasem próbowałam coś wybrać, ale nie zdarzyło mi się trafić w jego gust. Syn to po nim odziedziczył. Nie dają się wziąć pod pantofel.
Zaskoczył mnie, gdy napisał dwie książki. Zresztą nie mnie jedną. Jego polonistka z Nowodworka spytała kiedyś dyskretnie, czy to na pewno on sam, czy ja w tym palców nie maczałam, bo w licealnych wypracowaniach raczej nie błyszczał. Ale do wszystkiego się dorasta. Wiedziałam, za kogo wychodzę - za mężczyznę z potencjałem!
Jerzy Turbasa
Z wykształcenia architekt, prowadzi znaną i renomowaną pracownię krawiecką w Kra-kowie przy ul. św. Gertrudy. Ubierają się u niego ludzie z pierwszych stron gazet. W latach 2006-2007 był królem kurkowym

Jestem tylko wicemistrzem. Po ojcu - moim mistrzu - przejąłem zakład i kontynuuję jego dzieło. Dorota jest mistrzynią w prowadzeniu domu. To dzięki niej mamy wspaniałą rodzinę. Potrafi szybko zjednać sobie ludzi. Skończyła zresztą psychologię, a na studiach była gwiazdą. To, co zrobiła ze mną, to habilitacja! Dębica wydała dwie znaczne osoby: moją żonę i Krzysztofa Pendereckiego. I w tej kolejności (choć nie chronologicznej).

Ujęła mnie swą naturalnością, bezpośredniością, intelektem. A także skromnością, której mnie brakuje, więc średnia wychodzi nam dość dobra. Dorota nie wysuwa się na pierwszy plan. Potrafi słuchać innych. Męża też. To dobrze, bo dziś mamy do czynienia z karleniem rodzaju męskiego. Kiedyś zamawiać garnitur do ślubu chłopak przychodził sam. Dziś obowiązkowo z przyszłą żoną. Po czym głos zabiera ona: "Ja mam sukienkę ecru i bardzo nam się podoba beżowy garnitur dla pana młodego". Próbuję dyskutować: "Jakby to było, gdyby narzeczony miał granatowy garnitur i zaproponował pani granatową suknię ślubną?" - pytam. Przecież ubiór podkreśla charakter człowieka. My milczymy, a nasz ubiór cały czas za nas mówi.

W tym, co nosimy, musimy czuć się dobrze. Tymczasem mężczyźni odpuszczają - praca wyciska z nich wszystkie soki. A kobiety zajmują to opuszczone pole i dominują. Dlatego tak bardzo cenię sobie tradycyjny podział ról w naszej rodzinie. Jak widać, wychodzi nam to na dobre, bo razem jesteśmy 25 lat. To znaczy żona 25, a ja 50, bo mężczyznom liczy się dwa razy szybciej. Mogę pozwolić sobie na ironię, gdyż Dorota świetnie ją kupuje. W tym czasie dochowaliśmy się trójki dzieci i kota. Wszystkie to już elektorat, poza kotem, ale jemu mnoży się rok przez siedem, więc jednak też. Nawet nie wiemy, kiedy dzieci dorosły.

Syn jest po architekturze, a dwie córki studiują prawo. Najmłodszej kazaliśmy stać na schodach kolegiaty świętej Anny, bo naprzeciw jest Collegium Medicum, żeby choć zięć był lekarzem. Wtedy nasza rodzina będzie prawdziwie krakowska: architekt, prawnik i lekarz. To oczywiście żarty, bo ostatnia rzecz, która nas interesuje, to prestiżowość. Dzieci mają kochać to, co robią, a nie być skazane na tradycję.
Dlatego nie wiem, czy któreś z nich przejmie firmę. Pożyjemy, zobaczymy. Do tego trzeba mieć i predyspozycje, i chęci. Jak to napisał Wyspiański: "co by się ino chciało chcieć". Chociaż jest co przejąć. Lustra w naszej firmie powinny być objęte ochroną konserwatorską. Gdyby się dało wywołać postaci, które się w nich odbijały, pojawiłaby się galeria osób bardzo ważnych dla kultury XX i początku XXI wieku: nobliśći, różni artyści, także politycy. Jednak zawód ten może być przekleństwem, gdy ktoś sobie nie radzi. Trzeba mieć oko, które dostrzega to, czego inni nie widzą.

Zawsze kochałem architekturę, ale wolałem traktować ją jak kochankę, nie jak żonę. Mówię oczywiście o miłości platonicznej. Jednak żal było zatracić tak wielką tradycję, jaką stworzył mój ojciec. Stworzył nowe techniki, był postacią numer jeden w Polsce. Francuzi o takich ludziach mówią, że mają sześć palców u ręki. Przekonstruowałem więc swoje życie. Zresztą wtedy czasy dla architektury nie były najlepsze. Ten rozwód trochę mnie boli, lecz nie jest ostateczny. Od czasu do czasu zaprojektuję jakiś dom, wnętrze, park czy witraż. Jeśli ktoś potrafi tworzyć, materia nie jest najważniejsza - szkło, kamień, słowo czy tkanina. Zresztą wykonywanie jednej rzeczy męczy mnie, dlatego stosuję płodozmian.
Żona ma świetny zmysł estetyczny, ale czasem w stroju dodaję jej odwagi. Głównie dotyczy to detali. Dorota nie jest i nigdy nie była przeciętna. A co to jest przeciętność? Jak mawiał Kisiel - jeśli ja mam dwie kochanki, a ty żadnej, to przeciętnie obaj mamy po jednej. Tylko że ty nie masz z tego przyjemności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska