31 października w Krakowie zapadł sensacyjny wyrok. Oskarżony w tzw. sprawie "Skóry" Robert J. został uniewinniony. Czy Pana klient wyszedł już na wolność?
Tak, oczywiście. Zgodnie z postanowieniem Sądu Apelacyjnego w Krakowie Robert opuścił areszt. Tego samego dnia – 31 października – de facto już w chwili, kiedy ten wyrok został ogłoszony, co zresztą podkreślił także sędzia, Robert stał się wolnym człowiekiem. Mógł oczywiście w każdej chwili z tego skorzystać, dlatego opuścił sąd jako wolny człowiek.
Pana klient w czwartek, 31 października w żaden sposób nie odniósł się wyroku, który zapadł. Czy po tygodniu to się zmieniło? Pana klient będzie komentował decyzję sądu?
Z pewnością na tym etapie nie będzie się wypowiadał. Sytuacja jest w miarę oczywista. Pamiętajmy, że to było siedem – długich – lat rozłąki z rodziną. Siedem lat naprawdę traumatycznych przeżyć dla Roberta. Proszę pamiętać również o tym, że poza tym, czego doświadczył w areszcie śledczym, żył też od ponad dwóch lat z perspektywą i świadomością dożywotniego pozbawienia wolności, wiedząc, że jest niewinny. To naprawdę odciska ogromne piętno na człowieku. Dlatego przez te najbliższe dni, tygodnie będzie chciał się nacieszyć bliskimi osobami. Robert będzie chciał spędzić ten czas w gronie osób, których mu najbardziej brakowało. Tak więc, w najbliższym czasie, nie przewidujemy żadnych wypowiedzi publicznych z jego strony.
Czy Robert J. zostanie w Krakowie?
Na pewno są to informacje, co do których nawet gdybym miał wiedzę, nie będę się nimi dzielił z opinią publiczną. To są prywatne sprawy Roberta i takimi muszą pozostać.
31 października zapadł wyrok o niewinności Pana klienta, jednak sąd nie miał 100-procentowej pewności co do jego niewinności lub też winy.
Przypominam to, co powiedział sędzia referent – jest to zasada procesowa, że gdy sąd nie ma pewności, co do tego, jak było, musi uniewinnić oskarżonego. Ale nie oznacza to, że są lepsze czy gorsze uniewinnienia. W perspektywie prawa, Robert jest niewinny i sąd nie mając pewności, co do tego, co się w 1998 roku wydarzyło, wydał wyrok uniewinniający, a każdy wyrok uniewinniający ma taką samą moc. W związku z powyższym, nieuprawnione są jakiekolwiek sugestie, które by wskazywały na to, że mój klient ma cokolwiek wspólnego z tą sprawą. Wyrok uniewinniający mówi tyle – nie ma dowodów, że mój klient jest sprawcą i to jest fakt prawomocnie ustalony. Ja co do tego absolutnie nie mam żadnych wątpliwości i nigdy ich nie miałem. Takie fakty należy przyjmować w przestrzeni publicznej w perspektywie prawomocnego wyroku uniewinniającego.
Prokurator Piotr Krupiński zapowiedział skargę kasacyjną. Co to oznacza dla Pana klienta?
To oznacza tylko tyle, że prokuratura będzie, jak rozumiem, chciała tę kasację wnieść. Jestem nieco zaskoczony tym, że prokurator już wie o tym, że chce złożyć kasację, nie znając tak naprawdę jeszcze pisemnego uzasadnienia wyroku, ale oczywiście jest to jego prawo. Ja tego nie kwestionuję. No cóż, poczekamy na pisemną kasację, zobaczymy jakie argumenty podniesie prokuratura i będziemy się na pewno do tych argumentów merytorycznie odnosić.
Robert J. spędził w areszcie siedem lat. Jak Pan wspominał, już od ponad dwóch lat ze świadomością, że aresztu nigdy nie opuści. Czy Pana klient będzie się ubiegał o zadośćuczynienie i odszkodowanie od państwa?
Nie ulega to najmniejszej wątpliwości. Skarb Państwa musi podjąć odpowiedzialność za te 7 lat pozbawienia wolności osoby niewinnej i to pozbawienia wolności w warunkach nie tylko aresztu śledczego, ale aresztu śledczego wyjątkowo dotkliwego. Przypominam, że Robert był poddawany różnym zakazom, jak chociażby zakaz zabiegów higienicznych. Przypominam, że został okrzyknięty „Skórą” w przestrzeni publicznej. Przypominam, że prokuratura przekazywała różne informacje, które miały rzekomo świadczyć o jego winie, a nie było nawet możliwości, żeby z tym polemizować, a to z uwagi na tajemnicę śledztwa. Innymi słowy, wyrządzono mu ogromną krzywdę tym postępowaniem. I na pewno z tego tytułu to zadośćuczynienie po prostu musi być zrealizowane.
Czy możemy mówić o konkretnej kwocie, o jaką będzie się ubiegał Pana klient? Na chłodno kalkulując, w równie głośnej sprawie Tomasza Komendy, który w więzieniu spędził 18 lat, po wyroku uniewinniającym otrzymał od państwa odszkodowanie w wysokości blisko 13 mln zł. Czy tutaj możemy mówić o podobnej kwocie?
Oczywiście będziemy się starali oszacować wysokość tego odszkodowania. Na tym etapie jednak jest jeszcze zbyt wcześnie, by o tym mówić. Gdy zaczniemy pracować nad tym wnioskiem odszkodowawczym, to wskażemy jak najbardziej precyzyjnie tę kwotę. Teraz nie będziemy spekulować. Poczekamy do ostatecznego wyliczenia wszystkich sum. Każde życie jest inne, każdy ma prawo do swojej, autonomicznej oceny takiego zadośćuczynienia. Nam proszę pozostawić ocenę tego, co dotknęło Roberta, bo w tym przypadku miarodajna jest krzywda Roberta, tak jak w każdym innym przypadku miarodajna jest krzywda tej osoby, która ją poniosła.
Czy dla Pana podjęcie się obrony Roberta J. było największym zawodowym wyzwaniem, z którym przyszło się Panu zmierzyć?
Dla mnie ta sprawa była niewątpliwie ogromnym wyzwaniem. Bardzo dotknął nas brak rzetelnego postępowania w sądzie pierwszej instancji i brak otwartości tego sądu na argumenty obrony, a za to całkowite poddanie się wizji tej sprawy, jaką przedstawiała prokuratura. Bardzo mocno zawiedliśmy się wtedy na państwie polskim, które prowadziło postępowanie - według naszego przekonania - tylko po to, żeby za wszelką cenę wykazać winę człowiekowi niewinnemu. Ta nadzieja na sprawiedliwość wróciła w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie. Niezależnie od tego, że sprawa była na pewno bardzo trudna, była wymagająca procesowo – i byłaby taka dla każdego obrońcy w tym wypadku – to była również pełna goryczy i takiego zawodu z uwagi na to, że wcześniej podmioty, które powinny chronić osoby niewinne - w tym wypadku - temu zadaniu zupełnie nie sprostały.
Znany youtuber zatrzymany przez CBŚP
