Takie życie sobie wymarzyłem
Bywa, że w pogodny weekend schronisko odwiedza kilkaset osób na dobę.
- Tutaj trzeba być przygotowanym na wszystko. Każdego musimy przyjąć i nakarmić. Czasem bywa nerwowo, ale kiedyś właśnie takie życie sobie wymarzyłam i cieszę się, że moje marzenia spełniły się - mówi szef schroniska.
Z żoną i córką
Schronisko prowadzi Krzysztof Knofliczek z żoną i córką. Pochodzi z sąsiedniego Lubnia i oprócz tego schroniska, prowadzi też drugie, na Luboniu Wielkim. Tamto nawet dłużej, bo od 27 lat, tymczasem to na Kudłaczach od 2005 roku.
Taką drogę życia wybrałem i nie widzę siebie gdzie indziej. To moja przygoda życia. Każdy dzień jest inny, niczego się nie zaplanuje, bo nigdy nie wiesz kto i kiedy zapuka do drzwi schroniska - mówi Krzysztof.
Najważniejsze, że co roku puka do nich coraz więcej gości. Krzysztof ma z tych 24 lat taką obserwację, że nigdy nie było roku gorszego od poprzedniego. Turystów przybywa, a czas pandemii przyniósł prawdziwy „boom” na turystykę, także górską.
Odkrywamy Polska na nowo
Ludzie zaczęli na nowo odkrywać Polskę i bardzo dobrze, bo jest naprawdę piękna. I nie mam tu na myśli tylko naszego schroniska, czy tylko naszego regionu, bo będąc podczas wakacji na Roztoczu miałem problem, aby znaleźć kwaterę i to tylko na jeden dzień - mówi.
Pandemia to jedno. Drugi powód jest taki, że już wcześniej zaczął zmieniać się styl życia Polaków, sposób spędzania wolnego czasu. Zwłaszcza tych w wieku 30 plus.
Kiedyś w górach spotykało się najczęściej studentów i grupy zorganizowane. Teraz dominują turyści indywidualni, dużo jest też rodzin z dziećmi. Dawniej nie widywało się ich na szlaku, a teraz widok matki z niemowlęciem w chuście idącej na szczyt Lubomira nie jest niczym nadzwyczajnym. Kiedyś nikt nie biegał po górach. Teraz są biegacze. Dawniej nikt nie jeździł po górach na rowerze – teraz owszem. Najczęściej to osoby od 30 roku życia wzwyż. Nastolatków rzadko się widuje, mają inne zainteresowania. Chyba, że jakiś dobry nauczyciel zechce im pokazać góry – mówi.
Wrzątek i kiełbasa
Wraz ze wzrostem liczby turystów wzrosły ich oczekiwania. Krzysztof Knofliczek wspomina czasy z początków swojej działalności na Luboniu, kiedy to goście spali na schodach, a kuchnia oferowała dwa „dania”. - Na pierwsze wrzątek, a na drugie kiełbasę z tego wrzątku. I wszyscy byli zadowoleni – mówi z uśmiechem.
Spartańskie warunki, jakie nie przeszkadzały kiedyś studentom, dziś raczej by odstraszały gości niż ich przyciągały. Dlatego schronisko na Kudłaczach już dawno rozbudowano i urządzono wygodne pokoje.
W kuchni gotuje się różnorodnie, ale nie uświadczy się tu fast foodu. Krzysztof uznał, że skoro fast food jest obecny wszędzie, także w drodze w góry, to w górach nie musi i w pewnym momencie pożegnał frytkownicę. Frytek więc tu nie zjemy, ale jest bigos, są racuchy. I zupa, której sława, jak się wyraził goszczący tu niedawno Robert Makłowicz, „dotarła już do Krakowa”.
To zupa z czosnku niedźwiedziego gotowana i podawana w schronisku na Kudłaczach od ok. 10 lat.
Efekt tego jest taki, że stała się bohaterką jednego z ostatnich odcinków jego programu.
Czosnkowa polana
Zaczęło się od tego, że Krzysztof leżąc kiedyś na czosnkowej polanie zaczął go zrywać i zjadać. Później wziął czosnek do domu i użył do przygotowania kanapek. Eksperymentując stworzył z niego zupę, która nie od razu zdobyła serca gości, za to dziś nie brakuje takich, którzy przychodzą tu ze słoikami i biorą ją „na wynos”.
Najpierw gotowali ją z czosnku suszonego lub mrożonego, ale od dłuższego czasu korzystając z podpowiedzi znajomego robią z czosnku niedźwiedziego pesto, które potem służy do przygotowania zupy (i nie tylko, bo sprawdza się też jako przyprawa do innych dań).
To był strzał w 10, bo pesto nie dość, że zachowuje dobrą konsystencję, to świetnie się przechowuje w łemkowskiej piwnicy
– mówi Krzysztof.
Najlepszy jego zdaniem czosnek zbiera się w marcu, w okolicy zmiany czasu z zimowego na letni. Kiedy listki mają od 6 do 10 cm są najsmaczniejsze i najbardziej aromatyczne.
Prawdziwa bomba witaminowa
To jedna z pierwszych roślin, jaka pojawia się po zimie. Prawdziwa bomba witaminowa, dlatego warto to wykorzystać zwłaszcza, że czosnek niedźwiedzi można w Małopolsce zbierać legalnie, podobnie zresztą jak jeszcze w dwóch województwach: na Śląsku i Podkarpaciu – mówi Krzysztof.
Warto jednak pamiętać, to aby robić to „z głową”, nie pomylić czosnku z konwalią (mają podobne liście), która jest trująca, nie rwać roślin z korzeniami i zostawić coś dla tych co przyjdą po nas.
Są miejsca takie jak np. Cergowa w Beskidzie Niskim, którą śmiało można nazwać górą czosnku niedźwiedziego, bo gdzie nie spojrzeć rośnie czosnek. Ale znajdziemy go także u nas, np. na Uklejnie jest go pełno, albo przy zielonym szlaku na Suchą Polanę. Jak ktoś przyjdzie na Kudłacze i będzie chciał sobie nazbierać czosnku chętnie udzielę informacji gdzie rośnie – zapewnia.
Promienie słoneczne mogą powodować nowotwór skóry. Jak się chronić?
