Ostatni apel w KL Auschwitz w mroźny styczniowy wieczór
Do ostatniego obozowego apelu wieczornego w Auschwitz stanęło ponad 67 tys. więźniów. Wśród nich zmarła w 2022 roku w Oświęcimiu Zofia Posmysz. Jej udało się przeżyć Marsz Śmierci, ale długo nie chciała wracać do tamtych wydarzeń. Stało się to dopiero po ponad 70 latach.
Z jej relacji wynika, że 17 stycznia 1945 r. z samego rana esesmani oznajmili, że tego dnia rozpocznie się ewakuacja obozu i każdy na własną rękę ma zaopatrzyć się w ciepłe rzeczy i jedzenie. To był bardzo mroźny styczniowy dzień.
Zrobiło się zamieszanie, więźniarki obległy magazyny z odzieżą, ruszyły także na magazyny z żywnością - wspominała Zofia Posmysz w książce „Królestwo za mgłą” napisanej wspólnie z Michałem Wójcikiem.
W tym czasie Niemcy palili dokumenty obozowe, aby zatrzeć dowody popełnionych zbrodni. Pierwsze grupy z macierzystego obozu Auschwitz wyszły już w ciemnościach. Konwojowane były przez uzbrojonych esesmanów, którzy szli w odstępach kilkunastu metrów. - Ja tej skali, tego ogromu nie byłam w stanie ogarnąć - opowiadała Zofia Posmysz.
Kolumny więźniów prowadzono na Śląsk, gdzie czekały pociągi, którymi mieli zostać przetransportowani w głąb Rzeszy. To był ostatni tragiczny rozdział historii tego niemieckiego obozu. Historycy oceniają, że zginęło w nich co najmniej 9 tys. ludzi, ale ofiar mogło być nawet do 15 tys.
Pierwsze kilometry i ofiary
Niemcy zaplanowali, że kolumny składać się będą wyłącznie ze zdrowych jeszcze i silnych więźniów, którzy zniosą trudy wielokilometrowego marszu. W rzeczywistości znalazły się wśród nich także osoby chore i słabe, które obawiały się, że gdy pozostaną w obozie to czeka ich zagłada. Szybko okazało się, że dla wielu wyjście z obozu także oznaczało śmierć. Pierwsi zginęli już po kilku kilometrach marszu.
Można przypuszczać, że powodem był mróz i ogólne wycieńczenie pobytem w obozie, ale część więźniów po prostu została zakatowana lub zabita przez esesmanów, bo spowalniali marsz - podkreślał Dagmar Kopijasz z Fundacji Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau w Brzeszczach.
W dniach od 17 do 21 stycznia główną drogę przez Brzeszcze przeszło około 25 tys. więźniów. W tej kolumnie znajdowali się również więźniowie z podobozów w tej miejscowości, tj. KL Auschwitz-Bor/Budy i KL Auschwitz -Jawischowitz.
Dwa dni po przejściu kolumny ówczesny niemiecki burmistrz Brzeszcz nakazał zebranie ciał na odcinku od Rajska do Wisły. Było ich 18. Pochowane zostały na cmentarzu w Brzeszczach. Żydzi i katolicy razem w jednej mogile. Co roku przy pomniku, który tutaj stanął, Fundacja Pobliskie Miejsca Pamięci organizuje obchody upamiętniające ofiary Marszu Śmierci.
Niewyobrażalna gehenna
Kolejne miejsce, gdzie pochowano następną grupę więźniów jest niedaleko w Miedźnej. I tak co kilka - kilkanaście kilometrów.
Z relacji więźniów, którzy przeżyli wyłania się niewyobrażalna gehenna - mówił Dagmar Kopijasz.
Trzeba pamiętać, że to był bardzo mroźny styczeń. W nocy temperatura spadała do 20 stopni poniżej zera. Esesmani popędzili więźniów w lichych okryciach. Z więźniarskich koców zrobili sobie pledy, rękawice wykonywali z resztek szmat. Na nogach mieli drewniane chodaki. Dzisiaj aż trudno sobie to wyobrazić, co musieli przechodzić na tym potwornym mrozie.
Część więźniów, wykorzystując zamieszanie podczas marszu podjęła próby ucieczki. Niektórym się udało.
Mieliśmy nadzieję, że Armia Czerwona zajdzie nam drogę i przerwie ten marsz -wspominała dalej Zofia Posmysz.
Złudne były to nadzieje. Do Oświęcimia i okolic pierwsze oddziały czerwonoarmistów dotarły dopiero za 10 dni.
Po trzech dniach i przejściu ok. 70 km kolumny z KL Auschwitz dotarły do stacji w Wodzisławiu, wtedy Leslau, gdzie czekały pociągi, którymi więźniowie zostali przetransportowani w głąb Niemiec.
Wagony były otwarte, bez dachu, towarowe - podkreślała Zofia Posmysz. Bardzo wielu więźniów nie przeżyło tego ostatniego etapu podróży, umierając z wyziębienia i wycieńczenia.
Zofia Posmysz trafiła do obozu Ravensbrück, gdzie trzy i pół miesiąca później doczekała wyzwolenia.
Akcja ewakuacji więźniów z KL Auschwitz miała Kryptonim „Karla”
Decyzja o wyprowadzeniu więźniów z obozu Auschwitz i podobozów zapadła 21 grudnia 1944 roku. Niemcy postanowili, że w związku z bezpośrednim zagrożeniem ze strony Armii Czerwonej nastąpi ewakuacja cywilów, jeńców, robotników przymusowych i więźniów z tzw. prowincji górnośląskiej. Zgodnie z przyjętymi wytycznymi, ewakuowani powinni być przede wszystkim jeńcy i więźniowie. Akcja wyprowadzenia więźniów KL Auschwitz otrzymała kryptonim „Karla”.
17 stycznia 1945 roku wymaszerowały też grupy więźniów z podobozów Neu Dachs w Jaworznie i Sosnowitz. Ostatnia kolumna wyruszyła 21 stycznia z podobozu Blechhammer w Blachowni Śląskiej. Trasy wiodły z Oświęcimia przez Pszczynę do Wodzisławia oraz z Oświęcimia przez Tychy, Mikołów do Gliwic. Najdłuższą trasę, tj. ok. 250 km miało do pokonania ponad 3200 więźniów z podobozu w Jaworznie, którzy przeszli do obozu Gross Rosen.
Historycy szacują, że podczas ewakuacji obozu Auschwitz zginęło co najmniej 9 tys. więźniów, ale podawane są i wyższe liczby sięgające 15 tys. Świadectwem zbrodni dokonywanych na ewakuowanych więźniach są liczne mogiły.
Na Śląsku jest ich blisko 60. Dodać trzeba, że Marsze Śmierci przeszły także terenami dzisiejszych Czech i Moraw. Śladami po nich jest kolejnych 50 mogił - wylicza Dagmar Kopijasz.
Świadkowie, którzy widzieli kolumny, po wojnie opowiadali o dantejskich scenach. W miejscowościach, przez które szli więźniowie ludność starała się ratować więźniów. Zbiegłych z kolumny marszowej ukrywano nawet po kilka tygodni.
Więźniów, którzy przetrwali marsze do Wodzisławia lub Gliwic, wywożono wagonami kolejowymi między innymi przez Czechy i Morawy do obozów w Rzeszy, tj. do Ravensbrück, Mauthausen i Buchenwaldu. Wielu spośród tych, którzy przeżyli Marsze Śmierci, zginęło w tamtych obozach.
W KL Auschwitz Niemcy pozostawili około 7 tys. skrajnie wyczerpanych i chorych więźniów, którzy 27 stycznia 1945 r. doczekali wyzwolenia, gdy na tereny obozowe wkroczyli żołnierze 60. Armii Pierwszego Frontu Ukraińskiego.
Zobacz także:
