FLESZ - Kosztowna kwarantanna pracowników
W związku z zagrożeniem epidemiologicznym wejście na teren Sądu Okręgowego w Krakowie jest ściśle strzeżone. Do budynku mogę wejść tylko uczestnicy rozpraw i ci, którzy mają ważną sprawę do załatwienia. Przez ochronę nie przeciśnie się żaden nieproszony gość. Tu wymogi sanitarne są spełnione. Okazuje się jednak, że największe zagrożenie koronawirusowe czyha w środku budynku na salach sądowych.
Podczas dzisiejszej rozprawy w głośnym procesie uwagę na łamanie reżimu sanitarnego zwrócili adwokaci oskarżonych. Mecenasi stwierdzili, że prowadzenie rozprawy w sali, gdzie wszyscy siedzą ramię w ramię jest niebezpieczne. Sędzia zaprotokołowała oficjalny wniosek adwokatów w tej sprawie.
Zapytaliśmy sąd, dlaczego do sprawy z tak dużą liczbą oskarżonych nie zarezerwowano większej sali. W odpowiedzi czytamy, że "dopiero w trakcie rozprawy okazało się, że dowódca konwoju ze względów bezpieczeństwa sprzeciwił się umieszczeniu części oskarżonych niepozbawionych wolności w części sali przeznaczonej dla osób pozbawionych wolności, co miało umożliwić w założeniu Przewodniczącego rozprawy, zapewnienie większej przestrzeni dla jej uczestników. Informacje tę przekazano Sędziemu prowadzącemu sprawę już po wejściu uczestników na salę. W tej sytuacji nie było możliwości kontynuowania rozprawy".
Dalej czytamy, ze sąd kolejna rozprawę zaplanował na największej dostępnej sali.
Proces w głośnej sprawie mafii śmieciowej nie rozpoczął się, ponieważ jeden z oskarżonych został aresztowany w innej sprawie i z tego powodu nie był obecny dzisiaj w sądzie. Sprawa dotyczy spółki Clif z Skawiny, która zajmowała się składowaniem i usuwaniem odpadów niebezpiecznych zawierających PCB – polichlorowane bifenyle, w sposób zagrażający środowisku oraz życiu i zdrowiu człowieka. Związki te mają silne właściwości rakotwórcze, ulegają bardzo powolnemu rozkładowi i są trudne do usunięcia. Są to szczególnie niebezpieczne substancje, które zgodnie z dyrektywą Parlamentu Europejskiego i Rady z końcem 2010 r., miały zostać usunięte z użytkowania. Dzięki intensywnej pracy Policji udało się ustalić miejsce przechowywania tych niebezpiecznych substancji.
W toku postępowania ustalono, że grupą kierował Andrzej N., a jej działalność trwała w okresie od 2017 r. do 2 kwietnia 2019 r. Andrzej N. sprzedał usługi odbioru i zagospodarowania odpadów niebezpiecznych szeregu podmiotom gospodarczym - transakcje o łącznej wartości 23 mln zł zł. - działając z zamiarem porzucenia odpadów, celem uniknięcia kosztów związanych z ich unieszkodliwieniem. Ustalono, że tylko około 1 proc. odpadów niebezpiecznych został odebrany przez uprawnione do tego podmioty, co stanowiło około 800 ton odpadów, o wartości brutto 164 tys zł.
W oparciu o dane księgowe ustalono, że spółka Clif nabyła (odebrała od wytwórców) 56 tysięcy ton odpadów niebezpiecznych, z czego zutylizowała 720 ton. Pozostałe 55 tys. ton odpadów (co stanowi około 2300 naczep samochodowych 24 tonowych) trafiały w formie płynnej bądź zmieszanej na nielegalne składowiska lub zalegały w magazynie w Jaworznie i Skawinie.
Członkowie grupy zajmowali się transportem odpadów niebezpiecznych i ich składowaniem, czynili to wbrew przepisom ustawy w takich warunkach i w taki sposób, że mogło to zagrażać życiu lub zdrowiu człowieka, lub spowodować istotne obniżenie jakości wody, powietrza lub powierzchni ziemi lub zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach.
Były to głównie odpady przemysłu chemicznego, petrochemicznego, farbiarskiego, lakierniczego i motoryzacyjnego, o właściwościach wywołujących m. in. nowotwory, lub zwiększających zachorowalność na nie, lub działających szkodliwie na funkcje rozrodcze i płodność u dorosłych osobników płci męskiej i żeńskiej oraz powodujących toksyczność rozwojową u potomstwa, zaburzenia układu endokrynnego, a nadto negatywnie wpływające na środowisko.
Odpady płynne przewożone były porzucane na terenie hal, bądź działek na otwartej przestrzeni. Natomiast odpady zmieszane zawierające dodatkowo odpady komunalne, tzw. „ błotko”, trafiały do wykopów ziemnych, następnie zasypywanych, bądź składowane były w hałdach (pryzmach). Te „ mieszanki” powstawały w siedzibie spółki Clif w Skawinie w dwóch betonowych silosach, skąd następnie ładowano je na samochody typu „wywrotka” i przewożono do miejsc docelowych.
Ich transport odbywał się pojazdami do tego nieprzeznaczonymi, bez wymaganych oznaczeń, po uprzednim usunięciu kodów odpadów i znaków ostrzegających o zagrożeniach dla zdrowia i środowiska, a dokumenty przewozowe nie wskazywały na to, że są to odpady niebezpieczne.
- Rośliny antysmogowe - warto je mieć w swoim domu!
- Jak wyglądały mieszkania w PRL? Zobacz archiwalne zdjęcia
- Koronawirus w Polsce [DANE, MAPY, WYKRESY]
- Kinga Duda niczym Ivanka Trump. MEMY o córce prezydenta
- Spowiedź "Miśka". 10 szokujących fragmentów zeznań byłego lidera gangu kiboli Wisły
- Luksus po krakosku. TOP 15 najdroższych mieszkań
