Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"W święta łatwo jest gadać o miłości. A kochać jest trudno"

Marta Paluch
Ojciec Jan Andrzej Kłoczowski.
Ojciec Jan Andrzej Kłoczowski. fot. Andrzej Banaś
- Bóg jest dla nas nie tylko rodzicem, ale bywa też dzieckiem, które łatwo możemy skrzywdzić. Zbyt rzadko o tym mówimy - zauważa znany dominikanin, o. Jan Andrzej Kłoczowski.

W czasie świąt łatwiej nam kochać?
Nie wiem czy łatwiej. Łatwo jest oczywiście gadać o miłości, bo to nic nie kosztuje. Ale kochać w ogóle jest trudno, bo to kosztuje. Jeśli kogoś kocham, biorę za niego odpowiedzialność. Biorę go do swojego życia, staje się częścią mnie, otaczam go troską. W tym sensie miłość to nie są takie czy inne emocje, tylko pewien sposób życia, zobowiązanie.

Proza życia?
Wręcz przeciwnie! Sama poezja!

Odpowiedzialność to przecież proza, zwyczajne działania.
W każdym razie miłość można określić jako "branie sobie kogoś na głowę".

Pytam, czy teraz łatwiej kochać, bo klimat tych wszystkich choinek i bombek jakoś to na nas wymusza.
To nie miłość, to życzliwość, ale taka życzliwość jest sztuczna jak choinki w supermarketach. Robi się taki szeroki amerykański uśmiech...

I Ojca to denerwuje?
Trochę, bo taki sztuczny uśmiech jest wyrazem obojętności. Chociaż oczywiście wolę to niż kopniaka... Gdy mowa o Bożym Narodzeniu to większą wagę bym przywiązywał do opłatka, i to opłatka w rodzinie. Tam, gdzie ludzie się znają od dobrej i złej strony. Czy łamiąc się tym opłatkiem łamią się, patetycznie mówiąc, także swoim sercem? Mówiąc symbolicznie, można łamać się chlebem albo rzucać w kogoś kamieniem. Zwykle nie rzucamy tym kamieniem. Ale jednak go trzymamy w ręku.

A w drugiej ręce opłatek...
No właśnie. Każdy z nas sam musi siebie zapytać - czy odkładam kamień i obiema rękami łamię się opłatkiem?

No tak, ale połamać się nie jest przecież trudno...
Najtrudniejsze jest zdjęcie z twarzy zasłony czy maski, którą każdy z nas nakłada. Na przykład taką pierwszą zasłonę wstydu. Często nawet bliskie osoby nie potrafią sobie złożyć życzeń, bo się zwyczajnie wstydzą.

I pada sakramentalne: "wszystkiego najlepszego"...
Otóż to. Gdy ktoś mi takie życzenia składał, to zawsze protestowałem. Mówiłem mu, że "wszystkiego" to ja przecież nie udźwignę! Ja chcę życzeń czegoś jednego, ale konkretnego.

A kiedy już przełamiemy ten wstyd?
Po zrzuceniu zasłony wstydu robi się jeszcze trudniej. Trzeba zdjąć kolejne nakładane na siebie maski. Opiekuńczej mamusi, silnego tatusia broniącego rodziny, posłusznego dziecka. Dopiero po ich zdjęciu, człowiek zbliża się do miłości. A miłość czyni nas bezbronnymi. Maski są przecież po to, by nas przed nią chronić, choć - mimo wszystko - na swój sposób w tę Wigilię próbujemy przełamać ten trend. Te próby to już krok w dobrym kierunku. Ale jeśli ma być naprawdę świątecznie, zachęcam do tego, by choć przez jeden dzień zdjąć wszystkie zasłony czy maski i być zupełnie bezbronnym. Zaufać.

A gdy jest konflikt? Lepiej zasmakować samotnych świąt czy na siłę próbować sklejać rodzinę, przez wzgląd na tradycję?
Dobry trener zawsze lekko popchnie zawodnika, który stoi na słupku i trochę boi się skoczyć. Tradycja może pełnić taką funkcję. W wypadku zaognionego konfliktu rodzinnego trudno jednak dawać ogólne rady.

Można w święta skleić rozbitą rodzinę?
To zależy od tego, czy potrafimy sobie przebaczyć. A przebaczenie jest możliwe dopiero wtedy, gdy jest we mnie, w tobie czy w każdym świadomość, że ten, który mnie skrzywdził, nawet bardzo głęboko, nie jest złym człowiekiem. To chrześcijańskie podejście, które nie jest łatwe - powiedzieć człowiekowi : "zrobiłeś źle", ale nigdy: "jesteś zły". Jako spowiednik z wieloletnim doświadczeniem mogę powiedzieć, że pokłady dobra są schowane w każdym człowieku.

Każdym?
Jestem o tym przekonany. Choć w każdym człowieku różne siły to dobro potrafią wyzwolić. Kiedyś do konfesjonału przyszedł do mnie pijany człowiek. Oczywiście, próbowałem uprzejmie z nim negocjować, żeby jednak wytrzeźwiał i wrócił później, ale on się uparł. Przekonywał: proszę księdza, gdy jestem trzeźwy, to nie żałuję grzechów... W każdym z nas jest taka ochronna warstwa "pijaństwa", czasami szczelnie pokrywająca to, co dobre.

Świąteczna atmosfera jest takim "wyzwalaczem" czegoś lepszego?
Może być. A czasami może nim być coś innego. Na przykład zupełnie rozbrajający jest gest człowieka, którego skrzywdziłem i który wyciąga do mnie rękę mówiąc: wybaczam ci. Wielokrotnie byłem świadkiem takich scen.

Wtedy czuć, że ...
Trach! - lód się łamie na rzece. Kra oczywiście jeszcze jest, ale już drgnęła i zaczyna płynąć. Przebaczenie nie następuje błyskawicznie. To nie deklaracja, to proces. Wigilia bywa taką odwilżą, impulsem do zmian. Bo jest coś tajemniczego w tej nocy.

Tajemnica miłości?
Tak to można określić. Bóg pod postacią małego Jezusa wyciąga do nas rękę i to jest ręka bezbronna. Co może lepiej symbolizować bezbronność niż dziecko? Nawet najbardziej toporny cham rozumie, że skrzywdzić dziecko to coś innego niż dać w, za przeproszeniem, mordę koledze. Może zbyt rzadko mówimy o tym, że doświadczeniem miłości Boga w okresie świąt jest to, że On przychodzi do nas właśnie bezbronny. Za to w kolędach widać to bardzo wyraźnie. Nie we wszystkich, za tymi rzewnymi na przykład nie przepadam. A już zupełnie zabawne jest, kiedy moi bracia dominikanie grubymi głosami grzmią "Lulajże, Jezuniu". Każde dziecię by się ze snu zerwało. Ale w kolędzie "Bóg się rodzi, moc truchleje" brzmi czysta prawda. Moc truchleje przed bezbronnym dzieckiem. Kruchość to Jego siła.

Bóg jest bezbronny, możemy Go skrzywdzić?
Oczywiście, że możemy. Kiedy mówię ludziom o grzechu, tłumaczę: nie chodzi o to, że naruszyłeś paragraf. Chodzi o to, że ty Go skrzywdziłeś. Skrzywdziłeś Boga.

My możemy Go skrzywdzić, ale skoro Go kochamy, stajemy wobec Niego bezbronni. I On może skrzywdzić nas.
Cały czas robimy wszystko, żeby się uzbroić, okryć. Zauważyła pani, że łatwiej jest kochać kogoś niż zgodzić się na to, że jestem kochany?

Łatwiej nam uwierzyć o sobie w złe rzeczy niż w dobre.
To prawda. Miłość jest wyrazem wiary w człowieka. A chrześcijaństwo jest wyrazem wiary w Boga, a to znaczy również i to, że Bóg wierzy we mnie.

Może i wierzy, ale możemy czuć się skrzywdzeni tym, że dotyka nas choroba, wypadek samochodowy. Czy Bóg w ten sposób narusza naszą bezbronność wynikającą z miłości?
Są dwie odpowiedzi na pytanie o zło, które nas spotyka. Pierwsza - odpowiedź obojętnego losu, jak w greckich tragediach. Druga - ta zawarta Biblii, na przykład w opowieści o Hiobie. Na początku opowieści szatan mówi, że Hiob wierzy, bo jest pupilem Boga, bo wszystko mu się udaje. I Bóg mówi szatanowi: wypróbuj go. Na Hioba spadają kolejne cierpienia a on stawia Bogu pytania. W Biblii nie ma na wszystkie z nich odpowiedzi. Ale trafną odpowiedź znalazł na to Carl Gustav Jung, który stwierdził, że Bóg nie odpowiedział Hiobowi, tylko sam się stał Hiobem. Jako ukrzyżowany Jezus... To jest ta druga strona.

Strona Jego cierpienia?
Proszę przypatrzeć się ikonom Kościoła wschodniego. Przedstawiają Dzieciątko Jezus w żłobku owinięte w całun żałobny. Wschodni chrześcijanie bardzo wyraźnie uświadamiali sobie, że Jezus od początku...

Jest skazany na śmierć?
...że Jego miłość do ludzi od początku jest zraniona.

To jest właśnie wzięcie odpowiedzialności przez Jezusa? Taka miłość?
Wziął ją, z całym ryzykiem tego, że wolny człowiek może się z Nim rozminąć. Że wolny człowiek nie zrozumie, że On poświęcił się dla niego z miłości, albo że wręcz tego nie zauważy.

Tylko że kochający Bóg nie potrafi nas uchronić przed złem. Co z Niego za rodzic, skoro tego nie robi, i to przy nieograniczonych możliwościach?
Mówi pani tak, jakby to było równanie z jedną niewiadomą. A tych niewiadomych jest bardzo wiele. Rachunek jest skomplikowany. I tutaj, na ziemi, nie jest zamknięty - przynajmniej dla ludzi wierzących. Na ziemi jest czas próby.

Skąd więc mogę wiedzieć, że Bóg faktycznie nas kocha?
Doświadczając życia. Bywa, że człowiek widzi po jakimś czasie, że czegoś się nauczył poprzez cierpienie, przez bardzo trudne doświadczenia. To nie jest przyjemne ani łatwe. Ale proszę sobie przypomnieć, że Jezus nigdy nie obiecywał swoim uczniom, że będzie łatwo. Powiedział: weź swój krzyż i chodź za mną. Taki anty-PR, w wyborach na pewno nie przekroczyłby progu 5 procent...

Trudna miłość?
Tak. I nie chodzi tu o cierpiętnictwo, tylko o to, że rzeczy trudne wymagają wysiłku, zapłacenia pewnej ceny. Czasem mówię: nie wiem, dlaczego mi to robisz, ale Twoja droga też nie była naznaczona sukcesami i łatwizną. Pytania o to, skąd przychodzi zło, cierpienie, są bardzo trudne... Pamiętam rozmowę z niepełnosprawnymi ludźmi o cierpieniu, o ich cierpieniu. Jeden z nich powiedział: bo Bóg sobie siedzi i na to patrzy. A obok siedziała dziewczyna, która odpowiedziała: "ja cię rozumiem, tylko możesz pomyśleć inaczej. Bo On nie siedzi i patrzy, tylko WISI i patrzy". Przecież Jezus powiedział, właśnie na krzyżu, skarżąc się: "Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?". I ja czytając te słowa, wierzę, że On jest po mojej stronie.

Bo wyszła z niego ludzka bezbronność?
Bo był człowiekiem do końca... Może dobrze, że zeszliśmy na ten trudny temat przy okazji Bożego Narodzenia, by powiedzieć, że...

Warto się porwać na taką miłość?

O. Jan Andrzej Kłoczowski
Rocznik 1937. Dominikanin, mieszka w Krakowie. Teolog, profesor filozofii, publicysta, z wykształcenia historyk sztuki. W latach 80. duszpasterz akademicki w słynnej krakowskiej "Beczce", potem rektor Kolegium Filozoficzno-Teologicznego Dominikanów w Krakowie. W każdą niedzielę w południe odprawia słynne dwunastki, czyli msze z "kazaniem filozoficznym".

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska