W środę (11 marca), niemal przez cały dzień w Prokuraturze Rejonowej w Wadowicach trwało przesłuchanie podejrzanego o atak nożem na dwie pracownice Środowiskowego Domu Samopomocy w Wadowicach. Po południu decyzje zapadły.
Po przesłuchaniu prokuratura przedstawiła mu zarzut usiłowania zabójstwa, po czym został doprowadzony do sądu z wnioskiem o areszt tymczasowy. Sąd Rejonowy w Wadowicach zdecydował o osadzeniu podejrzanego w areszcie tymczasowym na trzy miesiące. Grozi mu od 8 do 25 lat pozbawienia wolności lub nawet kara dożywotniego więzienia.
Po ataku kobiety wymagały szybkiej pomocy ze względu na zagrożenie ich życia. Najpierw planowano zabrać je do szpitala powiatowego w Wadowicach, oddalonego o niecały kilometr od miejsca zdarzenia, ale ze względu na ich stan, obie poszkodowane przetransportowano do specjalistycznych oddziałów w innych placówkach.
40-letnia terapeutka z ośrodka została raniona w gardło, ostrze noża przecięło tętnicę.
- To cud, że przeżyła i nie wykrwawiła się na miejscu na śmierć. Dobrze, że to stało się blisko od siedziby pogotowia i policji, błyskawiczna reakcja służb tak naprawdę ją uratowała. Jestem w pełni podziwu dla profesjonalizmu załogi pogotowia, która interweniowała - mówi nam jedna z pracownic Domu Samopomocy.
Ranną 40-latkę w ciężkim stanie przetransportowano helikopterem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala specjalistycznego w Krakowie, gdzie przeszła operację ratującą życie.
Druga z terapeutek została ugodzona nożem prosto w brzuch. Trafiła do szpitala powiatowego w Suchej Beskidzkiej, jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Też była operowana.
- Jeszcze we wtorek ta pani trafiła na blok operacyjny. Obecnie przebywa na oddziale chirurgicznym, jej stan jest stabilny, czuje się dobrze - mówi nam Monika Wróblewska-Polak, rzecznik prasowy suskiego szpitala.
Od wtorku trwały policyjne czynności, prowadzone pod nadzorem Prokuratory Rejonowej w Wadowicach, które miały na celu wyjaśnienie okoliczności zdarzenia. Prokuratura prowadziła śledztwo pod kątem usiłowania zabójstwa. Ustaliliśmy, że na miejscu zdarzenia zabezpieczono nóż, który najprawdopodobniej posłużył sprawcy do ataku.
- Mężczyzna został w środę przesłuchany w charakterze podejrzanego. Przesłuchiwani byli też świadkowie - powiedziała nam Marta Łuczyńska, prokurator rejonowy w Wadowicach.
Sprawca został zatrzymany na miejscu zdarzenia. To Jacek J., 38 - letni pacjent przychodni psychologiczno-terapeutycznej działającej w ramach Środowiskowego Domu Samopomocy. Jak ustaliliśmy, jest mieszkańcem gminy Wadowice i nie był wcześniej karany.
Do mrożących krew w żyłach scen doszło we wtorek, ok. godz. 11, kilkaset metrów od słynnej wadowickiej bazyliki na rynku, w starym pawilonie przy ulicy Emilii i Karola Wojtyłów w Wadowicach, gdzie znajduje się m.in. Środowiskowy Domu Samopomocy im. bł. Matki Teresy z Kalkuty.
To tzw. placówka dziennego pobytu, przeznaczona dla osób z zaburzeniami psychicznymi. Działa jako powiatowa jednostka organizacyjna, podlegająca Starostwu. Korzystający z pomocy ośrodka, przychodzą tu od rana na zajęcia terapeutyczne, które z przerwami trwają przez cały dzień, po czym po południu wracają do domów.
To właśnie podczas jednej z takich przerw miało dojść do ataku jednego z podopiecznych ośrodka na pracownice. Mężczyzna miał wyjąć nóż i ugodzić nim kompletnie zaskoczone kobiety. Nieoficjalnie mówi się, że miał to być efekt jego wcześniejszej sprzeczki z innymi pacjentami, ale obecnie nie udało się nam tego potwierdzić.
We wtorek na miejscu zdarzenia cały dzień była policja. Teren wokół części budynku, w której znajdował się ten ośrodek (pomiędzy gmachem ZUS a miejskim parkingiem) otoczono żółtą taśmą. W pawilonie tym mieszczą się też m.in gabinety dentystyczne i punkty usługowe, na piętrach trwa tam remont. Do tej części budynku prowadzi jednak osobne wejście, które cały czas jest dostępne.
Przed wejściem porządku pilnował radiowóz. Do środka wchodzili tylko śledczy, prokurator i policjanci. Widzieliśmy tam też
pracowników ŚDS. Wszyscy wyglądali na zszokowanych tym, co miało tu miejsce.
W środę ośrodek był nieczynny, Nie wiadomo na jak długo pozostanie zamknięty, na pewno nie zostanie otwarty w tym tygodniu. Taką decyzję podjął Marcin Gawlik, dyrektor tej placówki.
- Wszyscy nasi podopieczni zostali o tym poinformowani, z dziennikarzami nie chcemy rozmawiać - usłyszeliśmy w ŚDS. Pracownicy ośrodka nie ukrywają jednak, że dla nich to bardzo ciężka sytuacja. - Trudno po czymś takim się pozbierać - przyznają.
Poruszeni są też mieszkańcy, spokojnego na co dzień, miasta.
- Nie pamiętam, żeby w Wadowicach takie rzeczy się działy. Jestem tym przerażona. Co te kobiety komu złego zrobiły? Kiedyś moja ciotka tu się leczyła i personel był zawsze troskliwy w stosunku do tych ludzi - opowiadała ze łzami w oczach, stojąca we wtorek przed odgradzającą teren policyjną taśmą, jedna z mieszkanek Wadowic.
