Wiosną 1997 r. w Wiśle nikt jeszcze nie przypuszczał, że klub stoi na progu największych swoich sukcesów w historii. Kibice modlili się przede wszystkim o to, żeby drużyna nie spadła znów na zaplecze ekstraklasy.
A wiosna siedemnaście lat temu nie rozpoczęła się dla wiślaków dobrze. Zremisowali derbowe spotkanie u siebie z Hutnikiem 0:0, a później przyszły wyjazdowe porażki z Polonią Warszawa (0:1), Odrą Wodzisław (0:1) i Górnikiem Zabrze (1:3). Przeplatane były one domowymi remisami 1:1 z Lechem Poznań i Ruchem Chorzów. Seria została przerwana w Tychach, gdzie krakowianie po bramce Roberta Szopy wygrali 1:0. Co ciekawe, mecz ten rozegrano dokładnie 12 kwietnia. Czyli w sobotę, gdy wiślacy zagrają z Podbeskidziem Bielsko-Biała, minie dokładnie 17 lat od tamtego spotkania i może również teraz uda się wreszcie zgromadzić komplet punktów.
Wisła wiosną 1997 roku ostatecznie utrzymała się w ekstraklasie, a kilka miesięcy później do klubu weszła Tele-Fonika i zaczęły się całkiem inne czasy. Takie, kiedy właściciele klubu nie tolerowali przegranych. Pierwszy boleśnie przekonał się o tym Wojciech Łazarek, który po zaledwie drugiej porażce wiosną 1998 roku pożegnał się z pracą. A warto przy tym dodać, że prócz przegranych z Legią i Ruchem, "Baryła" mógł się wtedy pochwalić ośmioma wygranymi i jednym remisem.
Później też nie było zmiłowania, gdy drużyna traciła punkty. Przekonał się o tym m.in. Franciszek Smuda, który jesienią 1999 roku pracę w Wiśle stracił już po pierwszej porażce w sezonie (domowe 2:3 z Polonią Warszawa).
Na litość właściciela nie mogło później liczyć wielu trenerów. Choć z czasem Bogusław Cupiał pozwalał im przegrać jedno czy dwa spotkania, to jeśli zaczynała się robić z tego seria bez zwycięstwa, szkoleniowcy wylatywali na bruk. Tak jak Maciej Skorża wiosną 2010 r., gdy przegrał dwa mecze i zremisował trzeci. I nie miało wtedy najmniejszego znaczenia, że zespół zajmował pozycję lidera.
To co dzieje się w Wiśle obecnie, pokazuje jednak, że czasy się zmieniły. To dlatego Franciszek Smuda może spać spokojnie mimo fatalnej passy jego drużyny. Biorąc pod uwagę sytuację w tabeli i regulamin rozgrywek, sezon można jeszcze uratować, czyli zająć miejsce na podium. Trzeba jednak wziąć się solidnie do pracy i zacząć wygrywać mecze. Najbliższy już w sobotę...
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+