WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

Mecz z ŁKS-em Łódź był czwartym kolejnym w lidze, w którym Wisła Kraków nie zdobyła kompletu punktów. Problem jest jednak dla „Białej Gwiazdy” głębszy, bo biorąc pod uwagę jedenaście ostatnich meczów, Wisła wygrała zaledwie jeden raz! To jest bardzo słaby bilans, wręcz fatalny. Wiślacy oduczyli się po prostu wygrywać mecze. I jeśli szybko sobie tego nie przypomną, będą mieć coraz większe problemy.
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

ŁKS załatwił Wisłę stałymi fragmentami. Wszystkie trzy bramki, jakie strzelił były właśnie ich wynikiem. Krakowianie mieli mieć rozpisane krycie, wszystko omówione, ale gdy przyszło to praktyki, to dawali się zaskakiwać zdecydowanie zbyt łatwo. To była po prostu fatalna gra obronna przy dośrodkowaniach łodzian.
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

Wisła ma problem nie tylko ze stałymi fragmentami w obronie, ale również w ofensywie. W Łodzi „Biała Gwiazda” miała np. siedem rzutów rożnych. I praktycznie żadnego po nich zagrożenia. No, może po jednym ono było, gdy Angel Rodado usiłował strzelać bezpośrednio z kornera i przeniósł piłkę nieznacznie nad poprzeczką. Generalnie stałe fragmenty gry nie są mocną bronią wiślaków. A w tej lidze mogą one być zabójcze i mogą dawać bardzo dobre efekty. Tak jak dobre efekty przyniosły we wtorek ŁKS-owi.
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

W meczach z Kotwicą Kołobrzeg i Wartą Poznań Wisła Kraków miała mnóstwo sytuacji na bramki. Jeśli coś wytykano krakowianom po tych meczach, to brak skuteczności. W Łodzi już tak dobrze nie było. Klarownych sytuacji było jak na lekarstwo. ŁKS dobrze ustawiał się przed swoją bramką, a że w grze wiślaków kompletnie brakowało elementu zaskoczenia, to i sytuacji brakowało.
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

Przez 67 procent czasu gry Wisła posiadała w Łodzi piłkę. Tylko, że niewiele z tego wynikało, bo ŁKS, jeśli akurat nie zakładał pressingu, pozwalał po prostu krakowianom grać od 30-40 metra. Problem rodził się w trzeciej tercji, bo im bliżej było bramki łodzian, tym tej swobody w rozgrywaniu było coraz mniej. Łodzianie postawili na pragmatyzm. Może posiadanie piłki mieli mniejsze, za to w tym, co robili pod bramką Wisły byli o wiele konkretniejsi.
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

Piłkarze Wisły wpadli w dołek formy m.in. dlatego, że brak kolejnych wygranych odbiera im pewność siebie. Przyznał to m.in. w rozmowie z nami kapitan drużyny Alan Uryga. To obrazki znane już z poprzedniego sezonu, gdy drużynie nie szło, nie potrafiła być konsekwentna, nie potrafiła czasem przepchać meczu, który się nie układał. A że w Łodzi nie układał się on prawie od samego początku, to tym trudniej było tej drużynie się pozbierać. I nie pozbierała się.
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

Trener Kazimierz Moskal powiedział po meczu, że zmiany są konieczne, bo tak dalej być nie może. Na razie będzie musiał poszukać ich wewnątrz drużyny. Musi w jakiś sposób pobudzić zespół, dodać mu pewności siebie, ale też poszukać już takich typowo piłkarskich rozwiązań. Prawda jest taka, że ta grupa zawodników ma możliwości na pewno większe niż spadkowe miejsce w I lidze. Udowodnili to przecież choćby w rozgrywkach europejskich pucharów. Pora do takiej właśnie gry wrócić, pora dobrać najlepszy skład i postarać się udowodnić, że problemy są przejściowe.
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

Ostatnie wyniki sprawiły, że już zaczęły pojawiać się pierwsze głosy czy aby Wisła nie potrzebuje zmiany trenera. Naszym zdaniem byłoby to w tym momencie czyste szaleństwo. Kazimierz Moskal nie pracuje przecież w Wiśle nawet czterech miesięcy! Tak nie zbuduje się nic, jeśli po tak krótkim czasie i przy pierwszym kryzysie będzie się sięgało po takie argumenty. Jeśli ktoś zasługuje na to, żeby dostać czas, żeby spokojnie popracować, to właśnie Kazimierz Moskal. W futbolu cierpliwość w takich sprawach naprawdę popłaca. Kto nie wierzy, niech zobaczy, jakie były początki tego szkoleniowca za pierwszej kadencji w ŁKS-ie. To wcale nie była droga usłana różami, raczej częstymi porażkami i mozolną pracą. No, ale koniec końców Moskal zbudował zespół, który wywalczył awans do ekstraklasy. Za drugim razem zresztą również. A jak ktoś nie chce opierać się na przykładzie Moskala, to polecamy historię Rafała Góraka z zeszłego sezonu. Tak, dokładnie tego samego, który wprowadził GKS Katowice do ekstraklasy. Jesienią 2023 „Gieksa” zaliczyła serię ośmiu meczów bez wygranej, a kibice domagali się zwolnienia trenera. Kilka miesięcy później nosili go już na rękach… Dlatego Kazimierz Moskal powinien po prostu dostać czas na zmierzenie się z problemem i szansę na wyprowadzenie drużyny z kryzysu. I jedno zastrzeżenie przy okazji - piszemy o tym trochę tak na wszelki wypadek, bo na razie nie ma na szczęście żadnych sygnałów, że ktokolwiek myśli w klubie o takiej zmianie.
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

Od czego naszym zdaniem w Wiśle powinni teraz zacząć? Od rzeczy podstawowych. Od tego, że jeśli jest rozpisane krycie przy stałych fragmentach, to żeby zawodnicy sumienne wykonywali swoje zadania. Od tego, że jeśli udaje się zrobić przewagę na skrzydle, to żeby skrzydłowy lub boczny obrońca potrafił dokładnie, „w punkt” dośrodkować piłkę. Od tego, że będą dwa, trzy, cztery warianty stałych fragmentów gry, które będą dopracowane do perfekcji i po których będzie realne zagrożenie dla bramki rywali. No i od tego wreszcie, by ci zawodnicy znów mocniej uwierzyli w siebie. No bo skro byli w stanie wygrywać w Europie z takim Spartakiem Trnawa czy Cercle Brugge, to nikt nas nie przekona, że nie są w stanie tego robić również w polskiej I lidze.
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

Dwa ostatnie mecze, jakie Wisła zagrała w Głogowie, nie są miło wspominane przez krakowian. Oba przegrała, najpierw 1:2, a następnie 2:3. Zresztą w Głogowie w meczu ligowym „Biała Gwiazda” nie wygrała nigdy, bo jeśli sięgnąć głębiej do historii, to w 1995 roku padł tam remis 1:1. Biorąc pod uwagę fakt, że Chrobry przeskoczył ostatnio Wisłę w tabeli, mecz ten zaczyna rysować się jako na ten moment starcie o sześć punktów… W każdym razie wiślacy muszą mocno skoncentrować się na niedzielnym spotkaniu. Znacznie mocniej i lepiej niż miało to wiosną, gdy pojechali tam bardziej myśląc o Pucharze Polski niż ligowej grze. Teraz będzie liczyło się tu i teraz. O ile do meczu w ogóle w pierwotnym terminie dojdzie… Co prawda, gdy pytaliśmy w środę w Chrobrym, powiedziano nam, że na ten moment mecz nie jest zagrożony. Pamiętać jednak trzeba, że w weekend do Głogowa ma nadejść kumulacja fali powodziowej. Dlatego trzeba brać pod uwagę różne scenariusze. Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

Wideo