"Sytuacja jest ciężka, nawet beznadziejna". Zbiórka może pomóc
W listopadzie ubiegłego roku trafił w stanie ciężkim do szpitala, problemem była niewydolność serca i płuc. Obecnie musi codziennie korzystać z drogich urządzeń ratujących życie - koncentratora tlenu, aparatu CPAP (wspomaga oddychanie podczas snu), maski. Wkrótce czeka go także operacja ręki, z powodu uszkodzenia nerwu.
Problemy ze zdrowiem skutkowały koniecznością rezygnacji z pracy (był instruktorem pływania, ostatnio związany był z Bronowianką Kraków).
"Nie ukrywam że moja sytuacja jest ciężka, można powiedzieć, że nawet beznadziejna. Na dzień dzisiejszy mam ponad 5000 zł deficytu. Spłacam koncentrator tlenu, leki to ok. 500-600 zł na miesiąc. Już nie mówię o 'normalnym' codziennym funkcjonowaniu" - napisał na platformie pomagam.pl. na której można wesprzeć byłego sportowca LINK TUTAJ.
Ludzie idą z pomocą. W ciągu pierwszych pięciu dni zebrano ok. 40 tys. zł z wyznaczonego celu, a według stanu z 17 lipca pułap został przekroczony.
Niesforny pływak Wisły przecierał szlak
Gałka jest jedną z barwniejszych postaci polskiego pływania. Dorobił się "łatki" niesfornego zawodnika. Nie ma jednak wątpliwości, że był jednym z tych, którzy w latach 90. ubiegłego wieku przecierali Polakom szlaki na największych imprezach pływackich.
- Już na pierwszych swoich mistrzostwach Polski, chyba dwunastolatków, zdobyłem dwa złote medale i jeden brązowy. To mnie zmotywowało i ustawiło na pewnym poziomie - mówił Gałka na łamach "Dziennika Polskiego", gdy w 2012 r. przypominaliśmy jego sylwetkę. - Podobnych momentów, gdy po sukcesie dostawałem dodatkowego impulsu, było więcej. Zawsze walczyłem do końca, wychodziłem z założenia, że to ja jestem ten najlepszy. Może byłem trochę niesforny czy nieznośny, ale każdy ma swój charakter. Byłem typem zawodnika, który, gdy był zmęczony, potrafił powiedzieć trenerowi: nie. Wolałem zrobić coś innego, niż wejść do wody i tylko przepłynąć trening, a nie "przetrenować" go. Wiedziałem, że takie zajęcia nie przyniosą efektu, a wręcz przeciwnie, doprowadzą do sytuacji, że jeszcze bardziej nie będzie mi się chciało. Raz było nawet tak, że rzuciłem sprzętem i pojechałem do domu. Na drugi dzień zrobiłem trening na "110 procent" swoich możliwości.
Pływacki wicemistrz Europy, niespełniony olimpijczyk
W 1991 r. zdobył złoty medal ME juniorów na 200 m stylem motylkowym. Rok później zadebiutował na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie, w wieku niespełna 19 lat. W swej koronnej konkurencji był 18. W 1994 r. w Rzymie zajął 4. miejsce w finale MŚ, przygrywając medal o włos; rok później w MŚ na krótkim basenie w Rio de Janeiro powtórzył ten wynik. W 1995 r. w Wiedniu odniósł największy sukces w seniorach - srebro ME na 200 m.
- Pod koniec 1994 i na początku 1995 roku miałem piękną serię. W ciągu kilku miesięcy pokonałem trzech kolejnych aktualnych rekordzistów świata na 200 metrów delfinem: Francka Esposito, Denisa Pankratowa i Melvina Stewarta. Oni sobie odbierali rekordy świata, a ja na mityngach lałem każdego z nich (śmiech). Chyba nikt takiego osiągnięcia nie miał - wspominał.
Z wielkimi nadziejami jechał więc na IO w Atalancie (1996), ale tam nie udało mu się wejść do finału. A po powrocie wszystko się posypało. Wisła Kraków zmieniła mu trenera (wcześniej pracował z wychowawczynią pływackich gwiazd Marią Jakóbik), później wpadł na badaniu antydopingowym (efedryna; twierdził, że to efekt samodzielnego leczenia przeziębienia).
Gałka skończył karierę na własnych zasadach
Po upływie dyskwalifikacji wrócił na basen. W 1999 r. wziął udział w mistrzostwach Polski w Krakowie, po których... zakończył karierę. Przyznał, że taki miał plan, by wystąpić tylko w tych jednych zawodach.
- Gdy mnie zdyskwalifikowano, to powiedziałem, że w takim razie ja dziękuję. Byłem w finale mistrzostw świata, mam medal mistrzostw Europy, rekordy Polski, dwa razy byłem na igrzyskach. Wyszedłem z założenia, że osiągnąłem tyle, na ile mnie było stać. Wprawdzie były na horyzoncie igrzyska w Sydney (2000 - przyp.), ale gdyby mi się nie udało wrócić na dobre, byłoby więcej szumu i gadania, niż gdyby mi się udało. Uznałem, że wystarczy mi startów - mówi.
Teraz były pływak Wisły musi stoczyć największą walkę w swoim życiu.
