Nadziejo uciekająca pieszo do granicy garstką sił, biegnąca donikąd, z pustymi oczami, kieszeniami i dziurawym sercem, zostawiająca za sobą jakieś swoje wczoraj. Nadziejo z węzełkiem dorobku, pustym, a jak bardzo ciężkim. Ostrzeliwana w korytarzach humanitarnych. Nadziejo wątpiąca, zgaszona, śpiąca z duszą na ramieniu i nieśpiąca wcale. Wieziona w stłoczonych autobusach, pociągach, zagubiona w tłumie. Sprzedana za ropę, gaz i przywileje możnych. Nadziejo idąca w proteście, bez wiary w jego sens i zwycięstwo. Nadziejo pozbawiona planów, perspektyw, na ziemi obcej, choć pod tym samym niebem. Odarta ze złudzeń i godności ludzkiej. Złamano trzcino. Matko głupich, słabych i niewierzących. Nadziejo w człowieka, zabita przez człowieka, Nadziejo z beznadzieją w sercu, odsuń kamień, wyjdź z grobu!
Zobacz! Już Wielkanoc pisanki maluje. Chleb pachnie i kiełbasa swojska. Dzwony zamilkły. Słychać szczęk gwoździ i żelaza. Przydrożna kapliczka jest pusta, Bóg dziś poszedł na Golgotę. Matka Boska bandaże prasuje. Do kościoła idą wierzący, niewierzący i ci, co się zaparli. Kiwają głową nad śmiercią, która daje życie. Czasem, by uwierzyć, trzeba najpierw zwątpić. Zmartwychwstanie zawsze dokonuje się w nocy. Wtedy serca biją głośniej, niż kościelne dzwony. A kiedy w końcu uwierzymy w niemożliwe, osłupiejemy wprost ze zdziwienia.
Drodzy Czytelnicy. Z okazji świąt Wielkiej Nocy życzę, byśmy stali się świadkami zmartwychwstania. I nawet jeśli nie spotkamy Boga przy pustym grobie, ani w drodze do Emaus, to chociaż byśmy Go spotkali w swojej podróży do Damaszku. A jeśli już Go spotkamy, żebyśmy jak dobry łotr, zdążyli uwierzyć przed śmiercią.
