Rozpocznie się on 4 października. Przez 6 dni publiczność będzie mogła usłyszeć piosenki "króla poezji" śpiewane zarówno przez uznanych artystów polskiej sceny, jak i młodych wykonawców
- laureatów konkursu na najlepszą interpretację piosenek Grechuty.
- Chcemy dać szansę młodym ludziom, którzy posiadają piękne głosy. Bo celem festiwalu jest nie tylko ocalić od zapomnienia twórczość mojego męża. To także szansa dla młodych artystów
- wyjaśnia Danuta Grechuta.
Laureaci konkursu wystąpią na scenie teatru Groteska. Młodym piosenkarzom akompaniował będzie legendarny zespół Anava, który przez lata towarzyszył poecie. 6 października czeka nas muzyczna uczta. Na scenie "Tęcza", zagra znakomity kwintet jazzowy Wojciecha Majewskiego. Artyści zaprezentują piosenki Grechuty w nowej jazzowej odsłonie. 7 października finał festiwalu, czyli koncert galowy w Teatrze im. J. Słowackiego. Hołd artyście złoży cała plejada twórców: Michał Bajor, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Anna Treter, Renata Przemyk, Grzegorz Turnau, Jacek Wójcicki, a nawet grupa Zakopower. I tym razem solistom akompaniować będzie grupa Anava.
Festiwalowi będzie towarzyszyła wystawa obrazów Marka Grechuty, które zostaną pokazane w galerii hotelu Rubinstein.
- Znajdą się wśród nich portrety, kwiaty i prace z ostatniego cyklu męża, pod tytułem "Figury dowolne"- wyjaśnia żona artysty, która przyznaje, że choć od śmierci męża minęło już trochę czasu wciąż ma przed oczami wspomnienia ich wspólnych chwil. Pamięta też dobrze, jak się poznali.
- To było w czasie sylwestrowej imprezy u znajomych. Nawiązała się między nami jakaś rozmowa. Potem zaczęły się wspólne spotkania. Zostałam jego dziewczyną. To były piękne czasy. Potem ślub, a po nim 36 lat wspólnego zmagania z życiem - wspomina pani Danuta. - Marek artystą był tylko
na scenie, ale nie w domowych pieleszach. Najbardziej lubił siedzieć na swojej ulubionej kanapie
i oglądać w telewizji programy sportowe. Nawet terminarz koncertów układał sobie tak, żeby nie pominąć jakichś ważnych rozgrywek - opowiada pani Danuta.
Żona artysty dziś wspomina całkiem przyziemne, związane z nim rzeczy. Opowiada, jak Marek wynosił śmieci, jak uwielbiał jabłka i orzechy, po które sam często chodził na Kleparz.
- Najważniejsze było dla mnie to, że był. Ciężko jest być wdową - dodaje poruszona.
Co ciekawe, artysta wcale nie lubił przebywać w samotności, nawet kiedy pracował.
- W naszym krakowskim mieszkaniu miał dla siebie wydzielony pokój. Ustawiliśmy w nim fortepian. Nie chciałam mu przeszkadzać, kiedy pracował. On jednak co chwilę zaglądał do mojego pokoju.
W końcu przeniósł do niego fortepian - opowiada pani Danuta, przypominając sobie, że największe przeboje artysty powstawały w nietypowych miejscach. - "Dni, których nie znamy" napisał ...
w łóżku. Marek miał wtedy noc załamania. Zastanawiał się, czy to co robi, ma sens. Pokłóciliśmy się
o to. Wtedy wyrwało mi się: "Przecież ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy". Spodobała mu się ta fraza na tyle, że postanowił ją wykorzystać.