Olkuszanie mają trudny początek jesieni. W pierwszych czterech kolejkach aż trzy mecze muszą zagrać na wyjeździe. W dodatku spotkanie na własnym boisku, przeciwko Jutrzence Giebułtów, które miało się odbyć w świąteczny wtorek, 15 sierpnia, zostało przełożone na 13 września.
– W okresie wakacyjnym płacimy jeszcze za niespodziewany awans na szczebel wojewódzki – przyznaje z uśmiechem Ryszard Myszor, kierownik olkuskiej drużyny. – Jeszcze w styczniu kilku chłopców opłaciło sobie zagraniczne wakacje, więc nie mogli z nich zrezygnować. Choć kadrę mamy szeroką, to pierwsze spotkania przyszło nam zagrać bez kilku doświadczonych zawodników.
Braki najbardziej były odczuwalne w defensywie. Zabrakło ich filarów, czyli Dawida Chabinki, Krzysztofa Kańczugi i Arkadiusza Żaka. To dlatego bramkowe prezenty rozdane w Kleczy nie dziwią olkuskiego kierownika oraz trenera Romana Madeja. Gdyby udało się ich uniknąć, olkuszanie odnieśliby pierwsze zwycięstwo. Wszak Klecza latem przeszła kadrową rewolucję i skład ma znacznie słabszy od ubiegłorocznego.
W najbliższej kolejce sytuacja kadrowa olkuszan ma się poprawić. Szkoleniowiec będzie miał do dyspozycji wszystkich zawodników. To ważne, bo olkuskiemu beniaminkowi przyjdzie zagrać na boisku wicelidera. – Wiślanka ma w swoich szeregach wielu zawodników ogranych na wyższych szczeblach – zwraca uwagę kierownik Myszor. – Czas sielanki dla naszego zespołu już się jednak skończył. Trzeba poszukać punktów.
Zresztą najbliższe spotkania będą chrztem bojowym dla beniaminka, bo na długo oczekiwaną premierę sezonu w „Srebrnym mieście”, która odbędzie się w pierwszy weekend września, zjedzie Hutnik Kraków, zgłaszający aspiracje do awansu. – Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Mam nadzieję, że o Olkuszu będzie głośno – kończy Ryszard Myszor.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska#TOPSportowy24
- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU