Konkursowe emocje opadły, zostaje pan na Wawelu. To cieszy?
Tak, na pewno. Oczywiście, że się ogromnie cieszę. Przecież nie startowałbym w konkursie, gdybym nie chciał – i tu mała uwaga… przyjmując nominację, zobowiązuję się do pracy nie „na Wawelu”, a dla Wawelu– miejscu tworzonym przez jeden z najlepszych zespołów muzealnych. Nie odbieram tego w kategoriach objęcia „krzesła/stołka/fotelu”, które udało mi się zachować tylko zobowiązania i – co zawsze podkreślam - przyjęcia odpowiedzialności za tę wyjątkową instytucję i miejsce.
Jak myślę o tym, jak zmienił się Wawel przez ostatnie lata, to chyba dobrze oddaje to określenie „Wawel otwarty”, w znaczeniu nowych miejsc, gdzie turyści po raz pierwszy mogą wejść, ale też inicjatyw takich jak choćby silent disco czy prezentacje umiejętności deskorolkarzy.
To prawda. Otworzyliśmy Ogrody Królewskie, kościół św. Gereona, dziedziniec Batorego, gabinet holenderski, pokój kolekcjonera, zwiększyliśmy liczbę obiektów na ekspozycjach o ponad 30 procent, wprowadziliśmy podpisy i liczne siedziska na ekspozycjach, wprowadziliśmy sprzedaży biletów w formie online, liczne zniżki, jako pierwsza instytucja muzealna w Polsce tworzyliśmy i w pełni udostępnialiśmy wirtualne zwiedzania wystaw na Wawelu w czasie niezwykle trudnym dla kultury na świecie, czyli okresie pandemii, z niezapomnianym cyklem „Przez dziurkę od klucza”, rozpoczęliśmy budowę nowych, stałych wystaw - Skarbca Koronnego, gabinetu porcelanowego Lapidarium, a obecnie Nowej Zbrojowni i Małej Baszty, a także Międzymurza. Hasło „Wawel otwarty” wskazywało też na jedną podstawową rzecz, że dziedzictwo historyczne ma wymiar wspólnoty, a więc trzeba przyciągać jak najbardziej różnorodną publiczność. Niektóre zmiany, jak pozwolenie na fotografowanie czy pokój dla matki z dzieckiem w ciągu komnat królewskich, a także organizacja interdyscyplinarnego festiwalu „Wawel jest Wasz” wydawały się po prostu oczywiste. Na pewno był to okres bardzo intensywnej pracy całego zespołu i to przede wszystkim należy podkreślić. Dyrektor nie wiesza obrazów na wystawach. Mam szczęście, że pracuję z jednym z najlepszych zespołów, z niezwykle zaangażowanymi ludźmi, którzy stworzyli wizerunek Wawelu otwartego. Ocenę pozostawiamy zwiedzającym. Nasz program był odpowiedzią na potrzeby, jakie stawiała przed nami rzeczywistość i oczekiwań naszych gości. Wawel jest tak wyjątkowym miejscem, że zasługiwał na to, by tę wyjątkowość uwypuklić, zaakcentować, by - tak jak było to w dawnych wiekach – stał się w świadomości odbiorców miejscem bardzo aktywnym, gdzie nie tylko spotyka się przeszłość, ale też doświadcza sztuki za sprawą programów edukacyjnych i interpretacyjnych. Koncepcja „Wawelu otwartego” połączyła oczekiwania zespołu i widzów. Zakłada ona nadal, że Wawel jest miejscem przyciągającym, do którego się wraca, a nie tylko odwiedza raz czy dwa razy w życiu. Myślę, że udało nam się to osiągnąć.
Oczywiście, nie jest to pana wynalazek, bo tak dziś funkcjonują muzea, są przestrzeniami, których nie broni strażnik i gdzie eksponaty nie leżą nobliwie w gablotach, a oglądać je najlepiej z daleka, ale wcześniej tej otwartości tu brakowało...
Ponieważ wcześniej – będę to zawsze podkreślał - były nieco inne priorytety i wcale nie mniej ważne. Najważniejszym zadaniem było zachowanie autentycznej struktury zabytkowej substancji. Olbrzymi program konserwacji całego wzgórza prowadzony przez prof. Jana Ostrowskiego pozwolił tak naprawdę wykonać ten drugi krok, jakim stała się możliwość pokazywania kolejnych miejsc, co robimy od kilku lat.
Rodzaj sztafety?
Tak, myślę, że to kontynuacja, w której stawia się gdzie indziej akcenty. Oczywiście, bardzo się cieszę, że udało się zrealizować duże projekty, takie jak choćby wystawa arrasów, kiedy po raz pierwszy w historii pokazaliśmy wszystkie tapiserie jednocześnie, monumentalną wystawę „Obraz Złotego Wieku”, która po prostu musiała się wydarzyć na Wawelu czy „Wawel Wyspiańskiego”. Moja sprawczość polegała na tym, że starałem się stwarzać ramy organizacyjne do tego, ale – powtarzam - to zasługa wspaniałego zespołu. I nie jest to fałszywa skromność. W sumie stworzyliśmy 36 wystaw - na samym wzgórzu - w ciągu pięciu lat, stoi za nimi całe grono kustoszy, olbrzymi wysiłek konserwatorów, koordynatorów, edukatorów, zespołów technicznych, działu promocji czy pracowników tworzących działy obsługi zamku i ruchu turystycznego.
Tworząc program na konkurs, trzeba wybiegać pięć lat do przodu. To też rodzaj wspólnej pracy?
Pewna koncepcja zawsze jest wspólna. Zamek ma bardzo mocno zdefiniowane plany i są one w dużym stopniu niezależne od konkursu, ponieważ konkurs dotyczy jednej osoby, a to miejsce tworzą ludzie. Program wystaw tworzy się nie tylko w przypadku konkursu, każda instytucja powinna funkcjonować z planem wyprzedzającym rzeczywistość o dobrych kilka i to jest wynik pracy zespołowej. Wystawa, która jest planowana za mniej więcej 2 lata od miesiąca ma gotowy scenariusz i tak naprawdę rozpoczyna się już pracę nad jej przygotowaniem pod każdym względem: organizacji, edukacji, scenografii, kwestii promocyjnych. Bardzo się cieszę, że udało się w ciągu roku przygotować Nowy Skarbiec Koronny, ale nie byłoby to możliwe, gdyby nie fakt, że autorzy scenariusza myśleli o nim przez kilka lat.
Bywa, że zespół ma jakiś pomysł, a pan mówi „a czemu nie”?
Niektóre projekty rodzą się ad hoc, poza planem, mnie pozostaje powiedzieć „a czemu nie”. Tak było z propozycją wystawy Józefa Wilkonia, która uświadomiła nam, jak wielką atrakcją jest pokazanie sztuki współczesnej rzeźby w Ogrodach Królewskich. Stwierdziliśmy, że to dobry pomysł na cały cykl wystaw i tak pojawiły się tam w kolejnych latach rzeźby Bronisława Chromego, Zdzisława Beksińskiego, Pawła Orłowskiego. W tym roku zaprosimy do ogrodów na pokaz rzeźb Magdaleny Abakanowicz. Nie ustaniemy w wysiłkach, by przypominać, czym Wawel jest – to miejsce, które wszyscy mamy w DNA, w związku z czym jest ono niebywale rozbudowane.
No właśnie, nie brakuje pewnie i takich, dla których deskorolki czy silent disco na Wawelu były przesadą. Dostało się panu po głowie od zwiedzających za jakieś przedsięwzięcia?
Wawel budzi emocje i będzie je budził. Krytyka wpisana jest tu w każde działanie, ale najmocniej dotyka ona chyba obszaru sztuki współczesnej, która zagościła na wzgórzu. Mamy doskonałą świadomość, że nie wszystkim się to podoba, ale wydaje mi się, że ta różnorodność wzgórza wawelskiego daje wyjątkowe uzasadnienie dla tego rodzaju działań. Festiwal „Wawel jest wasz” nie był uwzględniany w planach, narodził się trzy lata temu, właśnie z pomysłu zespołu, na który przystałem. Wawel odwiedziły osoby, które wcześniej tu nie przychodziły – spełnił więc swój cel, pokazując, że nie jest tylko wzgórzem, które mijamy przejeżdżając przez Most Grunwaldzki czy budzącym wspomnienie o szkolnej wycieczce sprzed lat.
Usprawiedliwieniem chyba jest frekwencja również? Ponad 3 mln zwiedzających w ostatnim roku.
Frekwencja jest dla nas ważna, ale nie z tego względu, że chcemy bić kolejne rekordy, jest ona pewnego rodzaju wskaźnikiem mówiącym nam, że to, co robimy znajduje swoje potwierdzenie wśród odbiorców. Publiczność głosuje nogami. Ale frekwencja jest pochodną aktywności, więc można było założyć, że wzrośnie, ponieważ w tym roku mieliśmy więcej inicjatyw niż przed rokiem, przyczynił się do tego również bardzo rozbudowany program „Darmowego listopada”, który zawsze przyciąga na wzgórze wielu turystów, ale w tym roku było ich więcej niż zazwyczaj.
Przychodził pan na Wawel z pewną koncepcją, którą rzeczywistość zweryfikowała, bo przecież nie brał pan pod uwagę choćby pandemii i wojny w Ukrainie, a one wpłynęły na działanie muzeum i to jak funkcjonuje ono dziś. Ja z okresu pandemii pamiętam wspaniały projekt „Przez dziurkę od klucza”.
Paradoksalnie, pandemia pozwoliła nam na prowadzenie wielu działań organizacyjnych, ale rzeczywiście Wawel odkrył całkowicie nową sferę przekazu, dwa dni po ogłoszeniu stanu zamknięcia Wawel otworzył się w sposób niewiarygodny, okazało się, że jesteśmy gotowi na tworzenie opowieści o historycznym miejscu w nowej formie, które uznane zostały za niezwykle atrakcyjne. Wciąż dostajemy sygnały od zwiedzających, że projekt „Przez dziurkę od klucza” był strzałem w dziesiątkę. To właśnie był moment, kiedy trzeba było powiedzieć: „dlaczego nie”. Znowu – paradoksalnie, wojna w Ukrainie dała nam możliwość przygotowani dwóch wystaw „Ekspresja. Lwowska rzeźba rokokowa” i „Emocje. Lwowska rzeźba rokokowa”, które łączyły się ze wsparciem i ochroną naszego wspólnego dziedzictwa, bardzo mocna współpraca z Lwowem i Wilnem.
W ostatnich miesiącach ogłoszona została współpraca z KBF-em, co się z tego może urodzić?
Sercem Krakowa jest Wawel, ale nie jesteśmy wyspą bezludną i fakt, że zamek mieści się na wzgórzu nie oznacza, że chcemy trzymać się zasady splendid isolation za naszymi murami. Nawiązywanie współpracy z rozmaitymi instytucjami kulturalnymi na poziomie lokalnym uzupełnia naszą ofertę. Z MuFo organizujemy szkołę fotografii, współpraca z Teatrem Słowackiego zaowocowała spektaklem Agaty Dudy-Gracz w komnatach królewskich, mamy nadzieję, że organizowane przez KBF koncerty w ramach festiwalu Misteria Paschalia zaowocuje dużymi wydarzeniami także na wzgórzu. To, że Wawel promuje swoje książki w Pałacu Potockich też ma znaczenie – Droga Królewska znajduje się nie na Wawelu, ale w mieście. Zachowując – z całym szacunkiem – ten wyjątkowy charakter muzeum rezydencji królewskiej, jesteśmy też częścią miasta.
Wiosną po raz pierwszy wejdziemy do podziemnej trasy Międzymurza, co już elektryzuje, ale te miejsce, gdzie można wejść po raz pierwszy kiedyś się skończą...
Niezbyt szybko, choć zawsze pozostaną takie przestrzenie, których nie będziemy w stanie otworzyć dla zwiedzających.
Ale do gabinetu pan wpuszcza…
Jestem wyznawcą zasady, że dyrektor pracuje przy otwartych drzwiach. Na wzgórzu pozostaną jednak takie miejsca, gdzie zdecydowanie trudniej się dostać niż do mojego gabinetu, np. znajdująca się pod dziedzińcem Sala Kazimierzowska, do której można wejść, ale wycieczek tam nie wpuszczamy. W tym roku zobaczymy jednak premierowo kilka wspaniałych miejsc. Zakończymy trzy duże inwestycje konserwatorskie: przed wakacjami otworzymy wystawę o miasteczku wawelskim w tzw. Małej Baszcie, gdzie wspinając się po 200 schodach, obejrzymy artefakty pełne emocji – przedmioty należące do mieszkańców miasteczka, a na końcu zachwyci nas panoramę Krakowa z tarasu widokowego, udostępnimy też zwiedzającym rezerwat archeologiczny Międzymurza od strony Wisły, gdzie zobaczymy najstarsze umocnienia, ale też dowiemy się wiele o samym wzgórzu. Jesienią otworzymy też nową ekspozycję stałą Zbrojowni, z nowymi obiektami, na nowo zaaranżowaną, która zaskoczy rozwiązaniami ekspozycyjnymi i będzie tak samo elektryzował odbiorców jak Skarbiec Koronny.
Czego oczekiwać w kolejnej pana kadencji na Wawelu?
Będziemy kontynuowali to, co dla nas najważniejsze, by Wawel był otwarty, dostępny i inspirujący, by nie był wyłącznie punktem na mapie do odhaczenia. Nie chcemy także, by był rezerwatem. Wawel jest pomnikiem historii – mamy tego pełną świadomość i nie chcemy się od tego odwracać, natomiast Wawel musi być „locus communis” – miejscem wspólnym. Chcemy, by tytuł naszego festiwalu „Wawel jest wasz” zyskał jak najszerszy wymiar. W 2025 roku będziemy obchodzić 80-lecie powstania muzeum na Wawelu, poza nowymi trasami i Zbrojownią, zaprosimy m.in. na wystawę rysunków Jacka Malczewskiego i pokaz malarstwa, a także dizajnu po 1945 roku z własnych zbiorów. Poznamy nieznane i zaskakujące oblicze Wawelu. Planujemy również wystawę sztuki współczesnej krakowskiego artysty Łukasza Stokłosy. Z kolei w przyszłym roku zaprosimy m.in. na pokaz z naszej kolekcji – wystawę pasów kontuszowych oraz ekspozycję prezentującą rewersy dzieł sztuki, opowiadających o historii obiektów i okolicznościach ich powstania. Myślę, że będzie to wielka szansa na zobaczenie prac wawelskich z całkiem innej perspektywy i będzie to fascynująca opowieść. Bez dwóch zdań największą wystawą 2026 roku będzie ekspozycja poświęcona Annie Jagiellonce „Ona. Król”, stanowiąca do pewnego stopnia kontynuację wystawy „Obraz Złotego Wieku”. Wyjątkową ekspozycją będzie też pokaz poświęcony głowom wawelskim – tym razem nie będziemy ich zdejmować, ale zrekonstruujemy np. fragment stropu wawelskiego tak, jak on naprawdę wyglądał. Powrócą namioty i nowa opowieść o sztuce wschodu, wrócą również arrasy. W kolejnych latach zaprosimy na opowieść o sztuce gotyckiej w Polsce, a także Wawelu jako polskim Kapitolu. Interesujący będzie również pokaz z okazji setnego jubileuszu powstania naszej Pracowni Konserwacji Tkanin – najstarszej w Polsce. Mamy nadzieję zaskakiwać państwa także w kolejnych latach.
A jak pan widzi Wawel za kilka lat?
Obecnie jedną z najważniejszych rzeczy jest zapewnienie odpowiedniego zaplecza konserwatorskiego, czemu ma służyć przebudowę budynku numer 9 w Centrum Konserwacji i Magazynowania, bo to zapewni bezpieczne funkcjonowanie instytucji w perspektywie 25 lat. Będzie to zmiana funkcji i wykorzystanie w pełni budynku dawnego szpitala na cele konserwatorskie. Drugą ważną rzeczą jest przygotowanie w pełni nowej przestrzeni wystaw zmiennych, niezależnie od przygotowywania ich również w przestrzeniach komnat, co ma swoją wyjątkową wartość i powinno być kontynuowane. Mam nadzieję, że Wawel będzie nadal robił wystawy wielkie, ważne, przekrojowe, bo jest do tego predestynowany, zwłaszcza w odniesieniu do sztuki dawnej.
Takie miejsce jak Wawel boryka się z jakimiś problemami?
Powszechne zjawisko overtourismu dotyczy także Wawelu. Naszą odpowiedzią jest właśnie otwieranie kolejnych przestrzeni, aby móc płynnie „rozprowadzić” ruch turystów, dać odbiorcom możliwości nieoczywiste albo o których nie wiedzieli. Wzmożony ruch turystyczny, który nie jest tylko wynikiem naszej aktywności, powoduje konieczność umiejętnego kierowania tym ruchem, ponieważ zachowanie substancji zabytkowej i bezpieczeństwa prezentowanych dzieł na wystawach jest dla nas nadal najwyższym priorytetem.
