- Biskup uważa, że te kwestie należy rozwiązać w duchu prawdy, sprawiedliwości i miłości. Czyli, by zakonnicy ugodzili się z tymi ludźmi - tłumaczy rzecznik krakowskiej kurii, ks. Robert Nęcek.
Wczoraj odbyły się cztery pierwsze rozprawy. Trzech pracowników chciało wypłaty pieniędzy za zaległe nadgodziny, jeden - odszkodowania za niesłuszne zwolnienie z pracy.
Niestety, zakonnicy nie posłuchali biskupa Muskusa, mimo że on również jest zakonnikiem (przez kilka ostatnich lat był kustoszem klasztoru w Kalwarii Zebrzydowskiej). Nie jest jednak ich przełożonym. Benedyktyni z Tyńca podlegają bowiem zakonnym władzom w Rzymie.
Wczoraj w sądzie zakonnicy nie przedstawili byłym pracownikom "Benedicite" propozycji ugody. Trzy sprawy będą się zatem toczyć. W jednym przypadku zawarli ugodę, ale dopiero po wyliczeniach sądu, z których wynikało, że będzie to dla nich finansowo korzystniejsze. Chodzi o sprawę jednego z kucharzy w kawiarni prowadzonej przez "Benedicite" w Tyńcu. Pan Jarosław (nazwisko do wiadomości redakcji) domagał się zwrotu niezapłaconych nadgodzin (niecałe 2 tys. zł) za grudzień 2008 r. i styczeń 2009r.
- Uważamy, że te roszczenia są bezzasadne - mówił przed rozprawą Marcin Szulik, reprezentant "Benedicite". Jednak na sali sądowej sędzia argumentował, że same koszty m. in. powoływania biegłych będą wyższe niż suma, której domagał się pracownik. I doszło do ugody. "Benedicite" ma wypłacić panu Jarosławowi 1,8 tys. zł. - Zrezygnowaliśmy z odsetek. Jesteśmy zadowoleni z wyniku ugody - mówił pełnomocnik kucharza, Jakub Spalik.
- Stwierdziliśmy, że to najsensowniejsze rozwiązanie, ale nie zmieniliśmy stanowiska co do zasadności roszczenia - tłumaczył reprezentant "Benedicite".
W dwóch kolejnych sprawach o wypłatę pieniędzy za nadgodziny ugody nie było. Pani Asia (prosi o niepodawanie nazwiska) domaga się 12 tys. zł brutto za lata 2008-2010 r. Była kelnerką w kawiarni, a potem nieformalną kierowniczką. Opowiada, że gdy upomniała się o należność za nadgodziny, dostała od dyrektora "Benedicite" propozycję obcięcia etatu o połowę. Nie mogła na to przystać. Jej sprawę badała inspekcja pracy. Kolejna pracownica kawiarni walczy o 2,5 tys. zł. Z nią też zakonnicy nie chcieli się wczoraj godzić. Natomiast na rozprawie o bezzasadne zwolnienie kelnerki - pani Joanny nie było ani zakonników, ani ich pełnomocnika. Dziewczyna jest urażona, jej zdaniem, wymyślonym powodem zwolnienia w 2011 r. Była kelnerką w kawiarni w Tyńcu, prowadzonej przez "Benedicite".
- Pretekstem były opóźnienia wysyłki towaru i niewykonywania poleceń przełożonych. To absurd! Polecenia wykonywałam, a wysyłka nawet nie należała do moich obowiązków - twierdzi była kelnerka z kawiarni w Tyńcu. Potwierdzili to powołani przez nią świadkowie - jej były szef i współpracownica. Określili ją jako sumiennego pracownika, co do którego nigdy nie mieli zastrzeżeń. Kolejni pracownicy, którzy pozwali "Benedicite", będą mieli rozprawy w lipcu.
Państwowa Inspekcja Pracy w marcu 2012 r. wysłała zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez "Benedicite" - jednostkę gospodarczą zakonników z Tyńca. Chodziło o poświadczenie nieprawdy w dokumentach dotyczących czasu pracy pani Asi, kelnerki w prowadzonej przez "Benedicite" kawiarni. W dwóch różnych ewidencjach czasu pracy godziny jej pracy się nie zgadzają. Inspektorzy podjęli podejrzenie, że stało się tak ze szkodą dla kelnerki. - Postępowanie jest w toku, nikomu nie postawiono zarzutów. Przesłuchaliśmy świadków, badamy dokumenty - mówi Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Czytaj też: W firmie benedyktynów dochodziło do fałszerstw?
Czytaj też: Benedyktyni z Tyńca w opałach?
Trwa plebiscyt na Superpsa! Zobacz zgłoszonych kandydatów i oddaj głos!
Wybieramy najpiękniejszy kościół Tarnowa. Sprawdź aktualne wyniki!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!