- Piłem przez kilkanaście lat. Zawsze lubiłem towarzystwo, bawić się. Były dziewczyny, tańce, lokale. Miałem swój taki stały szlak lokali: Stylowa, Arkadia, Kaprys, Feniks, Warszawianka. I ruszałem w tango - mówi Bania.
Kasy mu nie brakowało. Zdradza, że za wygrany mecz dostawał 2000 zł, tymczasem jego ojciec, spawacz, zarabiał tylko 1200 zł, a mama, pracownica żłobka, 800 zł miesięcznie.
Zaczął popijać, gdy tracił miejsce w Hutniku. Jako piłkarz jakoś się jeszcze pilnował, ale po skończeniu piłkarskiej kariery nie miał już oporów w piciu.
- Chlałem w dzień i w nocy. Z kolegami z drużyny i z podwórka. Zdarzało się, że pijany spałem na schodach, pod ławką. Miałem wszyty esperal, ale koledzy ze szpitala pomogli mi go wyciągnąć i potem piłem nadal - nie kryje.
Próbował zerwać z nałogiem, ale początkowo bezskutecznie.
- Dwa czy trzy razy byłem w szpitalu w Kobierzynie na oddziale osób mających problem z alkoholem. Szukałem pomocy. Trafiłem do grupy anonimowych alkoholików na osiedlu Kolorowym. Jedyną osobą, która wierzyła, że przestanę pić, była moja mama. I doczekała tego – mówi.
W końcu dał radę nałogowi. Picie rzucił w lutym 1989 roku.
- Przyrzekłem sobie, że moje dziecko nigdy nie zobaczy mnie pijanego. Syn Krystian przyszedł na świat w sierpniu. Wychowywałem go z mamą i siostrą Grażyną, bo żona Bogusława, z którą się rozwiodłem w 1992 roku, nie miała z nim kontaktu – mówi. Obecną, od 21 lat, żonę Halinę poznał w Kasince Małej, która pracowała w Bazie Szkoleniowo-Wypoczynkowej Lubogoszcz, gdzie był na wczasach.
- Na weselu piłem tylko sok owocowy. W pierwszych latach kusiło mnie, by się napić, teraz już nie. Mam silną wolę - cieszy się.
W piłkę zaczął grać w wieku 7 lat. Do Wandy trafił za sprawą Mariana Pomorskiego. Chciał strzelać bramki, tymczasem legendarny trener widział w nim obrońcę. Gdy w meczu z Hutnikiem zdobył dwa czy trzy gole, jego szkoleniowiec Józef Strojny zaprosił go na Suche Stawy. W Hutniku przeżył swe najlepsze lata. Grał w pomocy i ataku.
W reprezentacji Krakowa rozegrał ponad 30 meczów, strzelił kilkanaście goli. W pamięci najbardziej utkwił mu występ w 1970 roku na Stadionie Śląskiem w Chorzowie w wygranym 1:0 finale Pucharu Michałowicza z drużyną Gdańska.
- Był to przedmecz finału Pucharu Polski, w którym Górnik Zabrze pokonał Ruch Chorzów 3:1. Na trybunach było 80 tysięcy kibiców. Obok mnie przechodziły takie gwiazdy jak Lubański, Kostka czy Oślizło – wspomina.
Grał m.in. z Andrzejem Garlejem, Zdzisławem Kapką (- Nie odbiegałem od niego umiejętnościami - mówi) i Jerzym Płonką.
W nagrodę za triumf w finale ekipa Krakowa pojechała do Holandii, gdzie wygrała turniej, w którym Bania został królem strzelców (zdobył sześć bramek).
W II-ligowym Hutniku zadebiutował jesienią 1969 roku, mając niespełna 17 lat. Grał m.in. ze Zbigniewem Płaszewskim, Józefem Bonem i Jerzym Kasalikiem. W 1971 roku Hutnik był bliski awansu do ekstraklasy, ale przekreśliła go praktycznie pamiętna porażka w Boże Ciało u siebie z ŁKS-em Łódź 0:1. Bania strzelił w tym sezonie jedną bramkę.
Potem zaczęło się o niego upominać wojsko. Uciekł przed nim do Górnika Siersza, ale po niemal dwóch latach trafił do Wawelu, z którym awansował do III ligi. W 1978 roku zakończył karierę po zaliczeniu służby wojskowej. Miał wtedy 26 lat. Rzucił piłkę dla alkoholu.
Imał się wielu zajęć. Był zaopatrzeniowcem w Mostostalu i HPR-ze, pracował na walcowni w HiL i fizycznie w Austrii. Od 1992 roku jest konserwatorem w Krakowskim Szkolnym Ośrodku Sportowym, gdzie pracuje też jego żona.
Odnalazł swe miejsce w życiu także na innym polu, jako społecznik. W 2002 roku założył Uczniowski Klub Sportowy przy Gimnazjum nr 45 w Nowej Hucie. Był prekursorem powstania klas sportowych w szkołach. Organizował zbiórkę funduszy na przeszczep szpiku kostnego dla chorej na ostrą białaczkę 19-letniej Marleny z Grębałowa, angażował się w pomoc dla nowo narodzonego dziecka trenera oraz dla byłego piłkarza Kalwarianki, Hutnika i Cracovii, zmarłego w 2016 roku Jana Stokłosy. W Teatrze Ludowym zorganizował uroczyste obchody 60-lecia Hutnika.
„Gazeta Krakowska” wyróżniła go tytułem „Człowieka Roku”, prezydent Bronisław Komorowski złotym medalem za długoletnią służbę, a minister Joanna Mucha brązową odznaką „Za Zasługi dla Sportu”.
- Jestem katolikiem. Ktoś czuwał nade mną. Dlatego ja pomogłem innym osobom. Parę z nich nie pije dzięki mnie - cieszy się.
Jako piłkarzowi zdarzało mu się wyjeżdżać za granicę. Po raz pierwszy - w wieku 14 lat z Hutnikiem do Rumunii. Po latach takie wyprawy stały się jednym z jego sposobów na życie, pasją.
- Mam fioła na punkcie krzyżówek. Kiedyś wygrałem bardzo trudną krzyżówkę z hasłem, zorganizowaną przez Angorę. Nagrodą była 14-dniowa wycieczka po Włoszech. W Watykanie zrodziła mi się myśl, by podziękować Matce Bożej za to, że przestałem pić. Z żoną odwiedziliśmy Ziemię Świętą, sanktuaria w Fatimie, Lourdes i La Salette, katedrę w Santiago de Compostela, Ostrą Bramę w Wilnie i bazylikę w Guadalupe w Meksyku – wylicza.
W podróż poślubną pojechali z żoną, która dzieli jego pasję, do Barcelony. Podczas licznych wojaży - a byli m.in. w Meksyku, Katarze, Chinach, Tajlandii, Kambodży i większości krajów Europy - zwiedzili wiele ciekawych miejsc, w tym stadiony Barcelony, Realu Madryt, Lazio, Napoli, Romy, Sparty Praga, Zenitu Sankt Petersburg, Łużniki w Moskwie i Stadion Azteków w Mexico City.
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ: