Cisy to kawał historii. Dla naszych słowiańskich przodków cis był był roślina magiczną i niebezpieczną. Ci, co niebacznie zażyli drzemki pod cisem zasypali na wieki. Dziatwie zakazywano wchodzić choćby w cień krzewów w obawie by nie została przemieniona w kozy, sarny i zające.
Dlaczego akurat w te zwierzaki? Trujący cis miał nie czynić im żadnej krzywdy. Być może oszczędza niektóre ssaki, lecz wyciągi z zielonych gałązek przez wieki używano do zatruwania grotów strzał. Jeszcze szczypta magii. Niegdyś na naszych ziemiach rozsypywano szpilki cisowe w izbach, gdzie spoczywały ciała zmarłych. Zabezpieczały przed powrotem umarlaków w upiornej wersji. Z tego powodu posypywano szpilkami drogę za konduktem pogrzebowym.
W Bretanii do dzisiaj wierzą, iż cmentarne cisy wypuszczają korzenie sięgające ku ustom nieboszczyków. Miał się go bać diabeł, gdyż dym z cisa odpędzał czarne koty, w które tak chętnie miał się wcielać Zły. Co zostało z owych bajań? Niewiele. Cisowe żywopłoty cenią ogrodnicy, a farmaceuci znaleźli w nim lek na raka. Dzisiaj wszystko jest na swoim miejscu.
