Jak mówi stare porzekadło, czego znieść nie możesz pokochać. Z odejściem lata radzę sobie wyszukując najlepsze zalety jesieni. Czyli kolory. Nie ma co liczyć, iż liście drzew będą grzecznie zmieniać barwy, by spaść na ziemię w listopadzie. Nic z tych rzeczy. W tym roku wszystko w przyrodzie dzieje się bardzo szybko. Biegam po okolicy za kolonami zwyczajnymi. W lecie drzewo niczym specjalnym się nie wyróżnia. Co innego jesienią.
Jego liście przebarwiają na mocny, czerwony kolor. Jeśli drzewo rośnie na górskim zboczu o południowej wystawie, to w pełnym słońcu wygląda rewelacyjnie. Najważniejszy jest czas i miejsce. Klony zwyczajne zmieniają barwy w mgnieniu oka. Wczoraj szarozielone, dzisiaj czerwone, jutro pozbawione liści. Chwila spóźnienia i do sprawy można powrócić za dwanaście miesięcy. Kiedyś znalazłem piękny okaz przy połemkowskiej cerkwi. Wkomponowany w górskie tło samotnik o regularnej koronie. Piękna czerwień listowia i … mżawka. Gdy deszcz ustał klon miał tylko połowę liści. Te czerwone spadły na ziemię. Miałem nadzieję w drugiej, jeszcze zielonej połówce, ale następnego dnia i one spoczywały na ziemi.
