Profesor nauk przyrodniczych, z poważnym naukowym dorobkiem, u nas pracujący w PAN, ale z wieloletnim doświadczeniem w jednostkach badawczych amerykańskich i europejskich, stworzył projekt badawczy. Duży projekt, nowatorski naukowo i z perspektywą zastosowań praktycznych. Rozpisany na 2 lata, wymagający zespołu specjalistów, miał kosztować ponad milion euro. Wydawało się jednak, że uzyskanie europejskiego grantu będzie proste, bo zamierzenie doskonale wpisywało się w różne unijne strategie dla Europy. Ale to tylko teoria. W praktyce napisanie wniosku okazało się zadaniem przekraczającym możliwości zespołu naukowców. Po kolejnych biurokratycznych korektach i wymuszonych poprawkach mój kolega opadł z sił i zdecydował się zatrudnić specjalistę. Osoba ta pracowała solidnie, nie oszukując, przez kilka miesięcy posuwając żmudnie do przodu nie badania oczywiście, tylko… wytwarzanie wniosku. Aż profesor się wściekł i napisał list do kolegi (o ile pamiętam, z Harvardu) z prośbą o pomoc. Po kilku zaledwie dniach przyszła entuzjastyczna odpowiedź. Amerykanin plan badań ocenił wysoko i przedstawił do zaopiniowania dwu kolegom z dwu innych jednostek naukowych. Jeśli recenzje będą pozytywne, pieniądze zostaną bezzwłocznie uruchomione. Cała procedura trwała dwa miesiące. Bez setek załączników, pieczątek, ekspertów, którym trzeba płacić - choć pojęcia nie mają o zagadnieniu innowacyjnym i wysoko specjalistycznym. Zamiast pani wykwalifikowanej w tworzeniu wniosków wystarczyła renoma autora projektu i wsparcie kilku naukowych autorytetów.
Czy jeszcze ktoś się dziwi, że Europa w dramatycznym tempie traci konkurencyjność? Nie tylko w stosunku do USA, ale też Chin? Ciężar nadmiernych regulacji dusi gospodarkę, kreatywność i rozwój. Wcześniej pomstowali eurosceptycy; teraz miażdżącą krytykę sformułował człowiek z samego serca systemu - należący do elity zarządzającej Unią - Mario Draghi. Nikt już nie wątpi, że mamy problem. W zasadzie wszystko, co powyżej, to był tylko wstęp. Bo czas najwyższy zauważyć, że brukselska biurokracja to pikuś w porównaniu do tego, co w Polsce. I rośnie jak hydra. Tylko główne założenia opisanej wyżej makabry proceduralnej wniosku o grant powstały w Brukseli; większość wymogów stworzyły nasze władze. I co? Okazuje się, że kontrole kontrolujących kontrolowanych na nic się zdają. Produkują tylko mitręgę i udrękę. Przecież to za pieniądze z wszelkiej maści dopłat wybetonowano tysiące rynków w polskich miastach i miasteczkach; wbrew rozumowi, wbrew tradycji, wbrew klimatowi i rozumowi. Teraz miejscowości te będą szukały dopłat na zieleń. Przykładów inwestycji chybionych jest milion. I za każdym razem ktoś tłumaczy, że nic się nie stało, bo pieniądze dała Unia.
Każdego roku przybywa kilkadziesiąt tysięcy stron nowych ustaw. Kolejne urzędy produkują kolejne zalecenia. Tylko tytułem przykładu: proszę przepytać nauczycieli, ile tracą czasu na sprawozdawczość. Gorsze jeszcze mechanizmy rządzą naszymi prywatnymi sprawami. Na przykład nikt już nie wie, ile kosztuje gaz albo prąd. Dopłaty do dopłat, derogacje, zniżki, zwyżki - za chwilę nawet malutka gmina albo stowarzyszenie sportowe, albo jednoosobowi przedsiębiorcy, a wkrótce chyba też rodziny będą musieli iść w ślady tego profesora PAN, o którym wcześniej pisałam, i wynająć specjalistę od pisania podań. W Polsce do roku 2023 na ponad milionie domów właściciele założyli instalacje fotowoltaiczne. Inni wykosztowali się na pompy ciepła, na co często dostali dopłaty. Dziś rośnie liczba wkurzonych, bo kolejne zmiany prawa i zawirowania cen sprawiły, że czują się wystrychnięci na dudka. Połapać się w rzeczywistości o lawinowo rosnącej komplikacji jest coraz trudniej. Seniorzy nie nadążają, a młodzi też nie nadążają, bo nie mają czasu, żeby wszystko to śledzić.
Czytam krytyczne uwagi wobec Donalda Trumpa i Elona Muska, który ma stworzyć w Stanach DOGE - departament wydajności państwa, żeby ograniczyć biurokrację. Podobno Musk miał obiecać stworzenie rankingu „ najbardziej głupich wydatków”. Nie mam pojęcia, czy takie działania są rzeczywiście Ameryce potrzebne. Natomiast zlikwidowanie nadmiarowych regulacji i marnotrawnych wydatków z pewnością byłoby potrzebne w Polsce. I w całej Unii. Bo inaczej ta cała biurokracja nas ubezwłasnowolni.
