Kobieta śmiertelnie pchnęła nożem swojego konkubenta Mariusza K. Żyli razem w jego mieszkaniu przy ul. Hallera w Gorlicach. Często się kłócili, równie szybko godzili, gdy na stole pojawiała się kolejna butelka wódki. 18 maja sprawy przybrały jednak inny obrót. Po zakrapianej alkoholem nocnej imprezie Monika R. poszła do kuchni, by zrobić sobie kanapkę. Przy stole spał Mariusz K. Gdy sięgnęła po nóż i pochyliła się, by otworzyć lodówkę, mężczyzna ocknął się i zaczął krzyczeć. - Chyba myślał, że chcę mu zabrać pieniądze i obrzucił mnie obelgami - wyjaśniała. Doszło do szamotaniny, podczas której 34-latka ugodziła mężczyznę w brzuch. Ostrze przecięło tętnicę. Gdy Mariusz K. zaczął krwawić, kobieta obmyła nóż i krzyknęła do Waldemara L., który pił z nimi poprzedniego dnia, by wezwał pogotowie. Sama schowała się w łazience.
- Dlaczego oskarżona nie udzieliła pomocy ofierze? - pytał prokurator Sławomir Korbelak. Monika R. wyjaśniła, że nie wiedziała, co należy robić w takiej sytuacji. A ukryła się ze strachu. - Wszystko działo się tak szybko - dodała Monika R. - Jakbym na moment zamknęła oczy i po chwili zobaczyła Mariusza we krwi.
Gorliczanka przyczyn tragedii upatruje w alkoholu. Piła bez przerwy od siedmiu miesięcy. W październiku 2012 r. sama zgłosiła się na odwyk, ale wytrzymała zaledwie dwa tygodnie. Nałóg okazał się silniejszy. Monika R. przyznała się do zadania śmiertelnego ciosu, ale zaprzeczyła, by zrobiła to celowo. Już jutro w jej sprawie ma zapaść wyrok.
Napisz do autora:
[email protected]
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+