Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Turnau: twórca powinien być nienormalny

Katarzyna Jasińska
Grzegorz Turnau
Grzegorz Turnau Wojciech Barczyński
Krakowski aż do bólu i wcale nie taki grzeczny, jak się wydaje. O nowej płycie Grzegorza Turnaua" Fabryka klamek", pakcie z diabłem i demoralizowaniu młodzieży rozmawia Katarzyna Jasińska

Kiedy wpiszemy w wyszukiwarkę Google imię Grzegorz, to jak Pan myśli, które z kolei pokaże się Pana nazwisko w podpowiedziach?
Pierwszy pewnie jest Grzegorz Lato, na pewno z przodu będzie Grzegorz Markowski, podejrzewam, że Grzegorz Schetyna też jest na początku stawki, nie wiem, czy papież Grzegorz, od którego mam imię, tam występuje. Może zdarzyć się jeszcze Grzegorz z Sanoka. Ja pewnie też tam jestem, ale nie wiem, na którym miejscu.

Na pierwszym!
Niemożliwe!

Przed Markowskim, Ciechowskim i Schetyną. Jeśli mi Pan nie wierzy, to proszę sprawdzić.
Wierzę w każde pani słowo. Nigdy tego nie analizowałem, ale to miłe, że tak wiele osób interesuje się tym, co robię.

Czy to nie dziwne, że człowiek śpiewający poezję, która jest dzisiaj niezbyt popularna, jest tak znany?
Trudno mi to komentować bez odcienia spełnionej miłości własnej i nieprzyjemnego zadowolenia. Nieprzyjemnego oczywiście dla odbiorcy. Może jestem trochę takim przypadkiem wypełniania pustej przestrzeni. Może w Polsce jest mało osób, które robią swoje, bez względu na modę. Nie staram się o względy największych rozgłośni, nie próbuję być śmieszniejszy, niż jestem. Żyję swoim życiem, robię to, co potrafię jak najlepiej, bez nadmiernego lansu.

Co Pan zrobił, że nie uderzyła Panu woda sodowa do głowy?
A skąd to pani wie?

Kilka osób, które Pana znają, określiły Pana w rozmowie ze mną jednym słowem - "normalny".
To nie jest najlepsza rekomendacja dla artysty. Twórca powinien być nienormalny, nieprzewidywalny i jego rolą jest raczej wzburzanie niż uspokajanie. Tak przynajmniej słyszałem. Może z mojej natury wynika to, że nie staram się za wszelką cenę o zszokowanie publiczności. Pewnie dlatego że nigdy nie oczekiwałem tego od artystów, których słuchałem i podziwiałem. Jeżeli jestem postrzegany jako osoba normalna, to być może mam szansę nie trafić do zakładu zamkniętego z powodu jakichś nagłych zawirowań psychicznych. Ale czasami są to tylko pozory, więc niech pani uważa, bo może rzucę się za chwilę na panią z tą łyżeczką.

Teksty Pana piosenek czasami są skomplikowane i trudne do interpretacji. Chociażby "Na plażach Zanzibaru" na najnowszej płycie "Fabryka klamek". Występują tam takie słowa jak np. "soma" czy "nomad". Czy myśli Pan, że wszyscy słuchający rozumieją przesłanie tych utworów?
Czasami sam ich nie rozumiem, ale mam słowniki w domu. Mówiąc serio, "soma" nie jest strasznie trudnym słowem. Natomiast "nomad" jest tu w pewnym sensie wybrykiem językowym, bo w polszczyźnie go nie ma. Jest za to "nomada". "Nomad" pochodzi z angielskiego. Leszek Moczulski pozwolił sobie na lekki żart, używając tego słowa do rymu ze słowem "soma".

Co ma na celu ten wybryk?
Najniższe pobudki - rozrywkę, chwilę oddechu, zabawy tematem i rymem. Autor bawi się tu rymem żartotwórczym, czyli najpierw powstaje rym, a potem wynikający z niego żart. Mistrzem tego gatunku był Boy-Żeleński, a potem kontynuował go w doskonały sposób Jeremi Przybora. W tej piosence zastosowany został właśnie taki zabieg i nie należy się za bardzo przejmować treścią tego utworu. Śpiewamy tu o tym, że wszystko nam się znudziło, o wszystkim wiemy i dlatego trzeba jechać jak najdalej. To są takie częste wyobrażenia o tym, że pięknie jest tam, gdzie nas jeszcze nie było. Zanzibar jest symbolem takiej trochę snobistycznej, a trochę naiwnej wizji podróżowania.

Kiedyś usytuował Pan swoją twórczość pośrodku, stawiając ją między tą najwyższą a najniższą kulturą…
Bo ja mam lęk wysokości. Wychodzę sobie do jakiegoś piętra i już mi to wystarcza.

Śpiewał Pan: "Nie dla cepa jest taka ballada"...
To słowa Andrzeja Sikorowskiego, ale ja się pod nimi podpisuję.
Dla kogo Pan śpiewa? Czy myśli Pan o tym w trakcie procesu tworzenia?
Jeśli piszę do teatru, a sporo tego w ostatnich latach robiłem dla młodszej publiczności, to myślę inaczej, niż kiedy wybieram piosenki na płytę. W przypadku tych ostatnich nie ma żadnego innego kryterium poza tym, które mówi, że piosenki powinny być na najwyższym poziomie, zadowalającym nas, czyli: autorów słów i muzyki, instrumentalistów oraz wokalistów. Pragnę podkreślić, że każda płyta jest pracą zbiorową. Od gustu i wrażliwości ludzi zależy ostateczny efekt, a to, że ja decyduję o finalnym kształcie tych utworów, jest naturalne. Nie ma tu żadnej kalkulacji. Nie zastanawiam się, czy dany tekst będzie w stanie zrozumieć np. tapicer, czy nie. Takie drogi powadzą donikąd. Może przysłowiowy tapicer zainteresuje się czymś, czego nie rozumie, i sięgnie po Szekspira.

Czy uważa Pan za swoją porażkę, że takie utwory jak "Cichosza" czy "Bracka" są znane przez wiele osób, a te nowsze są mniej popularne?
Nie, porażka byłaby tu najgorszym ze słów. Myślę, że przetrwać z niezliczoną ilością przebojów przez 20 lat, bo tyle właśnie minęło od wydania mojej pierwszej płyty, mogą tylko giganci, tacy, którzy mają nadprzyrodzony talent do pisania szlagierów. Ja takiego talentu nigdy nie miałem i zawsze przejawiałem skłonność do komplikowania początkowych pomysłów, do zagęszczania harmonii. To nie idzie nigdy w parze z przebojowością piosenek. Mało jest takich artystów, których twórczość późniejsza potrafiłaby dorównać popularnością pierwszym przebojom.

Ma Pan w swoim dorobku adaptacje utworów śpiewanych przez innych wykonawców: Marka Grechutę czy Kabaret Starszych Panów. Łatwiej jest wykonywać piosenki czyjeś czy skomponowane przez siebie?
To bardzo ciekawe pytanie. Kiedy śpiewam cały czas swoje utwory, to włącza mi się autokontrola. Mimo woli ciągle szukam błędów i próbuję je poprawiać. A jak wykonuję inne rzeczy, to mam do nich dystans, patrzę na nie jak na gotowy obraz i tylko go powtarzam, przepuszczając go przez siebie. Bardzo lubię to robić, bo to mnie relaksuje, daje mi dystans.

Śpiewa Pan na koncertach piosenki po angielsku, był Pan jako dziecko w Anglii i studiował anglistykę. Dlaczego nie śpiewa Pan na płytach po angielsku?
Bo nie wydaję płyt w Anglii ani w Stanach. Nie mam takich aspiracji, żeby nagle udowadniać wszystkim, że moje piosenkarstwo jest uniwersalne. Jestem bardzo zakorzeniony w języku, zresztą uważam, język za swoją jedyną prawdziwą ojczyznę. Ojczyzna jako państwo mnie nie interesuje, bo to są kreski namalowane na mapie, natomiast ja się bez polszczyzny nie potrafię obyć. Oczywiście mogę spróbować śpiewać po angielsku, ale nigdy nie zacznę myśleć i wzruszać się po angielsku, bo to jest niemożliwe.

Zawsze mnie interesowało to, jak Pan wybiera wiersze na teksty swoich piosenek. Zwykle są to utwory mało znane, nie tak jak w przypadku "Niepewności", którą śpiewał Grechuta do słów Mickiewicza.
A myśli pani, że ten utwór był tak znany, zanim on zrobił z niego piosenkę? Gwarantuję pani, że to nie był wielki przebój na miarę "Liryków lozańskich". Jeżeli piszę do tekstów dawniejszych, nie współczesnych, to jedynym kryterium dla mnie jest to, czy mnie zachwycają i fascynują. A kompletnie mnie nie interesuje, ile osób je zna. Nie wiem, czy pani zauważyła, że większość prób pisania muzyki do wierszy, które są sztandarem swojego gatunku czy epoki, miała dosyć duże obciążenie na starcie. To tak jakby próbować przerabiać pomniki. Wolę przebudowywać to, co gdzieś schowane w cieniu, to, czego urody do tej pory nikt nie docenił.

Śpiewa Pan w jednej piosence: "Nim napiszesz wiersz, pomyśl i zważ, jak dalece słuszny to krok i czy naprawdę masz czas, żeby pisać wiersz". Często Pan tworzy poezję?
Nie, piszę rzadko. Zdarzają mi się teksty nieśpiewane, ale to jest margines, dlatego dosyć często proszę o nienazywanie mnie poetą, bo to nie jest moja działka. Bycie poetą to dosyć poważne i skomplikowane zajęcie. Jestem wykonawcą, piszę piosenki i muzykę, bywam kompozytorem. Przede wszystkim jestem jednak śpiewającym pianistą i tak bym się chciał określić.

Ale słowa tytułowej piosenki na najnowszej płycie są Pana autorstwa.
Staram się od jakiegoś czasu, konkretnie od płyty "Ultima", tytuły płyt dawać od swoich własnych tekstów. Nie wynika to z megalomanii, tylko chcę nadawać własnym płytom swoją autorską pieczęć.
Każdy Pana koncert jest inny, dopasowuje się Pan do otoczenia i nastroju publiczności. Bywa, że wygłupia się Pan, wywija marynarką. Po co?
Już w liceum błaznowaliśmy w teatrze szkolnym i poza nim. To zwiewne podejście zaszczepił mi pan Słomczyński, chociażby poprzez poezję spod znaku Zielonej Gęsi. Nigdy nie lubiłem balonów ani baloników i starałem się je raczej przekłuwać. W Piwnicy pod Baranami takim podejściem do świata zaraził mnie Piotr Skrzynecki. Zwykle publiczność prowokuje żarty, często czuje się w powietrzu jakąś hecę i trzeba jej ulec. To się zwykle rodzi godzinę przed koncertem.

Zawarł Pan pakt z diabłem?
Naprawdę chce pani o tym porozmawiać?

Od lat się Pan fizycznie nie zmienia, wręcz wygląda Pan coraz lepiej. Jak Pan to robi?
Pakt z diabłem ja bym nawet chętnie zawarł, tylko ja nie znam żadnego porządnego diabła. Chodzę, szukam, lecz do tej pory nie znalazłem.

Myślę sobie, że jest Pan deprawatorem młodzieży.
Mhhm… Proszę kontynuować, chętnie bym zdeprawował jakąś młodzież.

Osiągnął Pan sukces, ma Pan pewnie sporo pieniędzy, sławę, jest Pan inteligentny… a nie skończył Pan studiów. Czy to nie zniechęci młodych do nauki?
Piotr Skrzynecki mawiał, że studiów kończyć nie trzeba, ale zdać w życiu należy co najmniej 50 egzaminów.

I zaliczył Pan już 50?
Obawiam się, że nie, ale w tym znaczeniu egzaminem czasem bywa jakieś poważne wyzwanie zawodowe. Myślę, że będę jeszcze zdawał różne egzaminy. Najbardziej cieszę się z tego, że mój przyjaciel Staszek Mancewicz, redaktor "Gazety Wyborczej" w Krakowie, nie dość, że dwukrotnie podchodził do matury, to potem przerwał studia po pierwszym roku. A jest jednym z najbardziej oczytanych i inteligentnych ludzi, jakich znam. Cały czas więc patrzę bardziej na niego jako na wzorzec nieukończonych studiów niż na siebie, bo ja tak naprawdę poza tym, że układam piosenki, śpiewam i tworzę muzykę, większych osiągnięć nie mam. Moim największym sukcesem jest szczęśliwa rodzina.

Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia pięknych dziewczyn!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Okolice Krakowa: usiłował uprowadzić 9-letnią dziewczynkę
Maciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą. Wejdź na szumowski.eu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska