Po niedzielnej wygranej z rzeszowianami 3:2 Mateusz Sowiński szeroko się uśmiechał, bo dobrze pamięta, że jego wejście do drużyny z Suchych Stawów nie należało do łatwych.
- W okresie przygotowawczym, na tydzień przed pierwszym meczem w drugiej lidze, naderwałem mięsień czworogłowy – opowiada. - To był dość poważny uraz, czułem silny ból, okres leczenia miał potrwać trzy, cztery tygodnie, ale się wydłużył. Dopiero po ośmiu tygodniach rehabilitacji przestałem odczuwać ból.
Sowiński zadebiutował w czwartej kolejce 2. ligi, w meczu przeciw Wiśle Puławy (1:0), ale był to występ symboliczny, trwający 10 minut. Tydzień później wszedł na boisko w przerwie wyjazdowego spotkania z Wieczystą (1:7), zastępując Jewhenija Bełycza i poczuł na własnej skórze siłę ofensywną rywala zza miedzy. W kolejnych meczach trener Musiał pozwalał mu grać przez ostatnie pół godziny i dopiero w 9. kolejce po raz pierwszy zdecydował się wstawić go do podstawowego składu.
Trochę trwało, zanim poczułem, że jestem w pełni gotowy do gry i zacząłem więcej dawać drużynie – przyznaje Sowiński. - Początkowo przychodziły do głowy różne myśli, miałem obawy, czy kontuzja nie ulegnie odnowieniu, ale teraz wiem, że z nogą jest już wszystko w porządku.
Wzrost dyspozycji 23-latka sprawił, że trener Musiał zacząć darzyć go coraz większym zaufaniem. W Bielsku-Białej Sowiński wyszedł w wyjściowym składzie i to samo nastąpiło tydzień później w potyczce z Resovią. Oba mecze Hutnik wygrał, a wychowanek Wisły Sandomierz zdobył w niedzielę swoją pierwszą bramkę w nowych barwach.
Była ona wyjątkowej urody, bo Sowiński, po składnej akcji z udziałem Kamila Głogowskiego, Denissa Rakelsa i Patrika Misaka, zwieńczył sprytne zagranie tego ostatniego technicznym strzałem z półwoleja.
- Ten gol mógł się podobać, tym bardziej, że niełatwo było mi się złożyć do tak zagranej piłki – przyznaje pomocnik Hutnika, dodając, że kilka równie efektownych bramek już w karierze zdobył.
W ubiegłym sezonie, jako gracz Garbarni, trafiał do siatki sześciokrotnie, identyczny dorobek zanotował rok wcześniej w barwach Sokoła Sieniawy. To był poziom trzecioligowy, ale i w drugiej lidze, jako piłkarz Wigier Suwałki, dawał drużynie konkretne zdobycze.
W Hutniku zaczynał jako skrzydłowy, ale teraz odpowiada za rozgrywanie piłki w środku pola. Przyznaje, że ta pozycja bardzo mu odpowiada, a gdy pytamy o jego mocne i słabe strony, ma gotową odpowiedź.
Dobrze się czuję w starciach jeden na jednego, potrafię grać na utrzymanie piłki, natomiast gorzej jest, co wytykają mi kolejni trenerzy, w grze obronnej – mówi. - Byłem w karierze ustawiany na różnych pozycjach, zarówno na skrzydle, jak i na „10” czy „9”. Trener Musiał dostrzegł, że mogę występować jako „10” i bardzo się z tego cieszę.
Sowiński miał, tak jak cała drużyna Hutnika, bardzo udaną pierwszą połowę niedzielnego meczu z Resovią. Później jednak, przy stanie 3:0, nieoczekiwanie gra krakowian się posypała, za co w dużej mierze odpowiadają zawodnicy drugiej linii.
- Rzeczywiście mnie też to obciąża, bo nasza słabsza gra zaczęła się zanim opuściłem boisko – przyznaje piłkarz, który w 67. minucie, przy stanie 3:1, został zastąpiony przez Marcela Górskiego. - Sam nie do końca wiem, czy to była kwestia braku koncentracji, opadnięcia z sił, czy jeszcze czegoś innego. Myślę, że najbardziej zaważyło to, iż rzeszowianie starali się na nas coraz mocniej naciskać, zaczęli tworzyć sobie sytuacje po stałych fragmentach i wrzutkach w pole karne, efektem były dwa gole, co ich dodatkowo napędziło. Grali w drugiej połowie naprawdę dobrze.
Sowiński rozpoczął niedzielny mecz w pierwszym składzie, co nie znaczy, że tak samo będzie w środowym spotkaniu pierwszej rundy Pucharu Polski z Piastem Gliwice.
- O to trzeba pytać trenera. Ja jestem gotowy – uśmiecha się Sowiński, wspominając, że miał już okazję rozegrać mecz przeciwko silnej drużynie z ekstraklasy. - To było dwa lata temu, gdy występowałem w Wigrach, mierzyliśmy się z Legią Warszawa. Przegraliśmy 1:3, a ja wszedłem na boisko w drugiej połowie. Gdy występowałem w Koronie Kielce, to z kolei pamiętam mecz przeciw KKS Kalisz, ale to zupełnie inna półka.
Dodajmy, że przed rokiem piłkarz Hutnika mierzył się w barwach Garbarni z Radomiakiem. I, wchodząc na boisko w drugiej połowie, miał udział w wygranej z ekstraklasowym zespołem 2:1 i wyrzuceniu go za burtę w pierwszej rundzie Pucharu Polski. Czy taka historia może się powtórzyć w meczu z Piastem na Suchych Stawach?
- Byłoby fajnie – uśmiecha się Sowiński. - Granie w takich meczach to przyjemność.
