Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Widacki. Adwokat, biegły, podsądny

Redakcja
Jan Widacki
Jan Widacki Marcin Obara
O wygranym procesie, układzie rodem z IV RP, służbach specjalnych, a także o zbliżających się jesiennych wyborach z prof. Janem Widackim rozmawia Marek Bartosik.

Właśnie doprowadził Pan do uniewinnienia oskarżonego Jana Widackiego. Jak się czuje adwokat na tym najbardziej niewygodnym miejscu na sali sądowej?
To dla mnie był przede wszystkim osobisty dramat. Niełatwo człowiekowi w moim wieku, który cieszył się nieposzlakowaną opinią, zasiąść na ławie oskarżonych w towarzystwie osób ubranych w czerwone garniturki niebezpiecznych przestępców. Z drugiej strony jest to dla mnie doświadczenie i obrończe, i naukowe. Uczestniczyłem w procesie karnym we wszystkich rolach, oprócz sędziego. Byłem biegłym, od lat jestem adwokatem, zdarzało mi się reprezentować oskarżyciela posiłkowego. Teraz mogłem spojrzeć na proces karny z punktu widzenia podsądnego.

Z jakimi refleksjami wychodził Pan z sądu po czterech latach śledztwa i procesu?
Widzę wyraźnie, że z tego całego układu - korzystajmy tu z pojęcia wypracowanego i wylansowanego przez PiS - polityków, urzędników i kryminalistów, którzy doprowadzili do oskarżenia mnie, to ci ostatni wykazali najwięcej godności. Pomówiło mnie dwóch skazanych na wieloletnie wyroki. Nie zrobili tego z własnej inicjatywy. Pomawiając mnie o przestępstwa starali się zmienić swoją ekstremalną sytuację życiową. Jeden z nich miał do odsiedzenia 25 lat. Liczył na nadzwyczajne złagodzenie kary. Dawano mu do zrozumienia, że jeżeli spisze się w mojej sprawie, to odpowiednie postępowanie zostanie wznowione. Walczył więc o to, czy będzie siedział w kryminale 25 czy mniej niż 8 lat. Drugi chciał zmienić zakład karny, bo siedział w tym samym co ludzie, przeciwko którym zeznawał. Bał się o życie. Przenosiny mu załatwiono. Obaj zrobili mi straszne świństwo, ale byli do tego nakłonieni i walczyli o sprawy najistotniejsze. Pozostałym członkom układu stworzonego za rządów PiS, który mnie oskarżył, chodziło o zemstę polityczną, o awans. Kto więc, ci przestępcy czy urzędnicy państwowi, był moralnie bliżej dna?

Mówi Pan o zemście... Czy często spotyka się Pan z zarzutem, że jest obrońcą peerelowskiego aparatu?
Mówi się o mnie, że jestem obrońcą ubeków. To wymyślił Wildstein. Tymczasem moimi klientami było około tysiąca osób, w tym jeden funkcjonariusz SB. Pan Mazurek z "Rzeczpospolitej" powiedział mi, że jestem ostatnim człowiekiem, który wierzy, iż Pyjas spadł ze schodów, a nie został zamordowany, Melduję więc posłusznie, że biegli medycy sądowi powołani przez IPN też w to wierzą, bo tak napisali w swej niedawnej opinii.

Jakie odczuł Pan skutki polityczne swego procesu?
Z paskudnymi zarzutami na karku przeszedłem kampanię wyborczą w 2007 roku. Musiałem się z nich tłumaczyć w każdym wywiadzie, podczas każdego spotkania. Przez cztery lata to, że jestem podejrzany i oskarżony, politycy PiS wyciągali mi przy każdej okazji: próbując mnie usunąć z komisji śledczej, nie dopuścić do wybrania na wiceprzewodniczącego komisji odpowiedzialności konstytucyjnej. Miałem ograniczone możliwości działania jako polityk.

Prokuratura odwoła się od uniewinniającego wyroku?

Nie wiem czy się odwoła, ale być może tak, bo teraz to prokuratorzy, którzy byli w układ zamieszani, walczą o życie, a przynajmniej karierę. To, co zostało w procesie ujawnione i powiedziane przez sąd w trzyosobowym, zawodowym składzie w ustnym uzasadnieniu, stawia te zarzuty w zupełnie innym świetle .

Wydawało się, że uniewinnienie dodało Panu energii.

Dowiaduję się z plotek, że mam kandydować do Senatu z tzw. listy samorządowej. Ktoś inny wie, że mam być "jedynką" SLD w Krakowie i bardzo się już z tego powodu niepokoi. Tymczasem ja decyzji nie podjąłem.
Do końca kadencji zostały praktycznie trzy miesiące. Co zdąży Pan zrobić?
Są jeszcze dwa projekty ważnych ustaw, w których pisaniu uczestniczyłem. Chodzi o zmiany prawa o ustroju sądów powszechnych i ustawy o służbach specjalnych. Te projekty mają wzmocnić kontrolę sądową nad czynnościami operacyjnymi, które ingerują w prywatność obywateli i mogą stanowić zagrożenie dla praw obywatelskich. To tak ważne, że trzeba te przepisy uchwalić! Albo niech PO odrzuci je w pierwszym czytaniu. Będziemy mieli wtedy jasną odpowiedź na pytanie, czy PO zależy na tym, by Polska była państwem prawa, czy spodobały się jej mechanizmy wprowadzone przez PiS.

Czy niedawne przystąpienie do klubu SLD zamyka koło Pańskich ideowych wyborów? Od PZPR, przez Unię Wolności do SLD.

(Śmiech). Współczesna partia socjaldemokratyczna nie ma nic wspólnego z PZPR. A PZPR nie miała nic wspólnego z lewicowością. To była partia władzy. Tak jak dzisiaj PO przygarnia z jednej strony karierowiczów, a z drugiej strony ludzi, którzy chcieli coś zrobić w wymiarze publicznym, a bezpartyjność im to uniemożliwiała. Ja wstąpiłem do PZPR z tej drugiej motywacji i oddałem legitymację po 13 grudnia 1981 r. Budowanie na siłę ciągłości między PZPR a SLD jest przesadą.

Ale ciągłości personalnej nie może Pan zaprzeczyć.

A pan Jasiński w rządzie PiS, a prominentni działacze Unii Wolności w SLD? ByIi członkowie PZPR są dziś we wszystkich partiach.

Ale nie w każdej jest Leszek Miller...

A uwielbiany przez prawicę publicysta, do niedawna wydawca "Wprost", towarzysz Król? Widziałem go niedawno otoczonego wianuszkiem posłów PiS. Był przecież członkiem biura politycznego. Wzywam więc do umiarkowania. Mamy ponad 20 lat niepodległej Polski...

Motywem zbliżenia do SLD ma być chęć przeciwdziałania powrotowi do władzy PiS?

Tak, bo Platforma równocześnie straszy i PiS, i obłudnie koalicją PiS/SLD. Moje przystąpienie do Sojuszu pokazuje, że jego koalicja z PiS byłaby bardzo trudna. Jeżeli klub mnie przyjął, to partia musiała sobie zdawać sprawę, że ta decyzja jest casus belli wobec PiS. Jak do tego dodamy raport Kalisza w sprawie śmierci Blidy i reakcje polityków PO, to trzeba zastanawiać się, komu bliżej do PiS: SLD czy PO.

Liczy Pan na koalicję SLD i PO.
To byłaby najbardziej racjonalna koalicja dla Polski.

A jest realna?
Tak, bo POPiS już prawdopodobny nie jest. Koalicja PO i PSL jest małżeństwem bez miłości. Wiąże PO ręce np. w sprawie reformy KRUS, instytucji niesprawiedliwej i rujnującej budżet. SLD byłby siłą, która mobilizuje PO do porządkowania państwa. Platforma po PiS-ie tego nie zrobiła. Korzenie zła tkwiące w IV RP nie zostały zniszczone. Mamy dziewięć służb specjalnych, nad którymi nikt nie jest w stanie zapanować. Wierzę, że nie robią teraz nic złego, ale jak się zmieni władza, to mogą być szalenie niebezpieczne dla obywateli.

Słychać w Pańskim głosie mnóstwo emocji. Nie dyktują ich osobiste doświadczenia?
Nie. Doceniam rolę służb specjalnych. Sam, na początku lat 90. przyczyniłem się do ich organizacji. Przemawia przez mnie troska obywatela, który na temat służb i możliwości ich politycznego wykorzystania wie jednak sporo. Troszczę się nie o przestępców, ale o prawa obywatelskie uczciwych ludzi. O ich prawo do wolności i prywatności.

Jan Widacki (ur. 1948 r. w Krakowie) - adwokat, profesor, dyplomata, autor książek i artykułów naukowych, Poseł na Sejm.
W 2007 r. zarzucono mu, że nakłaniał świadków w sprawie gangu pruszkowskiego do składania fałszywych zeznań. W maju 2011 r. sąd uznał, że został pomówiony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska