Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Nosowska: Jestem już całkiem dojrzałą jednostką

Paweł Gzyl
Katarzyna Nosowska tworzy od wielu lat wraz z kolegami z zespołu zgraną paczkę bliskich sobie przyjaciół
Katarzyna Nosowska tworzy od wielu lat wraz z kolegami z zespołu zgraną paczkę bliskich sobie przyjaciół Zuza Krajewska
W najbliższą sobotę na Kraków Live Festival wystąpi popularna grupa Hey. Jej wokalistka Katarzyna Nosowska opowiada Pawłowi Gzylowi, dlaczego jest wciąż nieśmiała i dlaczego nie weźmie udziału w „Tańcu z gwiazdami”.

Miałaś niedawno kontuzję na planie teledysku i Hey musiał odwołać koncerty, m.in. na festiwalu w Jarocinie. Fani dawali Ci odczuć, że martwią się o Twoje zdrowie

Tak. Udzielili mi wiele wsparcia. To rzeczywiście była bardzo nieprzyjemna kontuzja, znacznie ograniczająca możliwości ruchowe. Całe szczęście jest już lepiej.

Obecne gwiazdy rocka i popu muszą się liczyć nie tylko z uwielbieniem słuchaczy, ale też z internetowym hejtem przeciwników. Też tego doświadczasz?

Nie należę do osób, które chętnie penetrują internet w poszukiwaniu informacji na swój temat - ani dobrych, ani złych. Mam pełną świadomość, że komplement nie przydaje mi wartości, podobnie jak hejt nie jest w stanie jej zaniżyć.

Kiedyś byłaś rówieśnicą swoich fanów, potem starszą siostrą, a teraz - jesteś trochę chyba ich mamą. W którym momencie miałaś wrażenie, że rozumiesz się z nimi najlepiej?

Przemijanie tak naprawdę dotyczy tylko ciała. Tymczasem moje porozumienie ze słuchaczami wzrasta na gruncie tej samej wrażliwości, podobnego odczuwania rzeczywistości. Dlatego myślę, że nie traktują mnie jak mamy, a raczej jak kogoś bardzo podobnego do nich.

Piszesz teksty opisujące to, co widzisz wewnątrz i na zewnątrz siebie. Jak to możliwe, że identyfikują się z nimi kolejne pokolenia młodych Polaków?

Cóż, jestem typową przedstawicielką gatunku homo sapiens. Różnice w scenariuszach, w oparciu o które pędzimy swoje żywoty, nie zmieniają faktu, że pragniemy tych samych rzeczy i tych samych się lękamy. Miłość we wszystkich jej odsłonach i lęk to kwestie, które zajmują nas wszystkich.

Hey jest obecny na scenie już prawie 25 lat - to szmat czasu dla zespołu rockowego. Zastanawialiście się kiedyś w swoim gronie, dlaczego udało Wam się tak długo przetrwać i ciągle odnosić sukcesy?

Jesteśmy sobie bardzo bliscy. Łatwiej się przeżywa wzloty i upadki, w gronie zaufanych ludzi. Kiedy któreś z nas podupada na duchu, reszta przychyla mu nieba. Zawsze chcieliśmy po prostu grać. Dodatkowo wszyscy w tym gronie należymy do posiadaczy wątłych ego. (śmiech)

Pewnie czasem oglądasz się wstecz i przypominasz sobie siebie i swych kolegów z zespołu te dziesięć czy dwadzieścia lat temu. I co wtedy myślisz: bardzo się zmieniliście przez ten czas? Na korzyść czy niekorzyść?

Zaskoczę cię, nigdy nie oglądam się za siebie. Nie widzę takiej potrzeby. Lubię widzieć wyraźnie to, jacy jesteśmy teraz i jestem bardzo ciekawa, jacy będziemy w przyszłości.

A ja jestem ciekaw, czy masz jakieś kontakty z pierwszym dowódcą Heya - Piotrem Banachem. Oboje pochodzicie wszak ze Szczecina. Wpadacie czasem na siebie w rodzinnym mieści?

Widujemy się sporadycznie, ale zawsze się cieszę z tych spotkań. Trudno, aby było inaczej. Przecież gdybym go dawno temu nie spotkała, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej.

Po jego odejściu z zespołu przez pewien czas to Ty pełniłaś rolę liderki Hey. To był trudny czas załamania się mody na muzykę rockową w Polsce i początek kryzysu fonograficznego. Jak sobie wtedy radziłaś?

Szczerze powiedziawszy, nie miałam nigdy poczucia, że oto ja jestem liderką Heya. (śmiech) Jako zespół przetrwaliśmy sporo trudniejszych momentów, ale mamy naprawdę wielką cierpliwość i nigdy nie zgubiliśmy nadrzędnego celu, jakim jest dla nas od zawsze pragnienie grania razem.

Dzisiaj to gitarzysta Paweł Krawczyk dowodzi Heyem?

Decyzje w zespole podejmujemy wspólnie. To, że większość kompozycji jest dziełem Pawła, nie oznacza, że nosi koszulkę lidera. Mówimy wszyscy po kolei, czasem wchodzimy sobie w słowo. Spory również się zdarzają - jak to bywa w sześcioosobowej rodzinie.

Nie jest tajemnicą, że jesteście z Pawłem parą w życiu prywatnym. To pomaga czy przeszkadza w prowadzeniu grupy?

Nie prowadzimy grupy. Jesteśmy jej częścią. Myślę, że to wspaniałe i wyjątkowe - żyć ze sobą i pracować razem. To rzadka umiejętność, a stała się naszym udziałem.

Oryginalne pomysły muzyczne Pawła zaprowadziły Hey w ostatnich latach w okolice nowej elektroniki. Jak Ci się podobał ten kierunek rozwoju grupy?

Wszystko, co robimy w danym momencie, podoba mi się. (śmiech)

Tegoroczny album Hey zaskoczył jednak wszystkich zwrotem w stronę ostrego, ale melodyjnego rocka. W jakimś sensie wróciliście w ten sposób do swych korzeni. Z czego to wynikało?

Potrzeba chwili odgrywa ogromną rolę w naszym artystycznym życiu. Decyzje o kierunku poszukiwań zapadają spontanicznie i są organiczne. Tym razem zapragnęliśmy nagrać zwartą płytę, która będzie pozbawiona zbędnych ozdobników. I tak też się stało.

Koncerty Heya są zawsze na wysokim poziomie, ale ty ciągle sprawiasz na scenie wrażenie onieśmielonej. Jak to możliwe, że po tylu latach trema nie zniknęła?

(śmiech) A jak to możliwe, że istnieją artyści, którzy wychodząc przed publiczność, nie odczuwają tremy? Nie trzeba wielce rozpasanej wyobraźni, by zrozumieć, że okoliczności takiego spotkania są bardzo szczególne. Jeśli dodatkowo występujący należy do grona nieśmiałych, to trema bywa za każdym razem zadziwiająco bujna. (śmiech)

Na początku minionej dekady było Cię więcej w różnego rodzaju mediach: telewizyjnych programach czy w kolorowej prasie dla kobiet. Dzisiaj już się tak nie udzielasz. Dlaczego nie chcesz być częścią celebryckiego świata?

W programach i w pismach, do których pasuję, pojawiam się, jeśli jest to uzasadnione jakimś ważnym wydarzeniem lub po prostu otrzymuję zaproszenie. Brylowanie w mediach jest jednak tylko dodatkiem do mojej pracy. Dlatego najmocniejszy akcent zdecydowanie kładę na pisanie, śpiewanie, nagrania i koncerty.

Twoja przyjaciółka Agata Kulesza wystąpiła z powodzeniem w „Tańcu z gwiazdami”. Z kolei Danuta Stenka jurorowała w „Celebrity Splash”. Ciebie takie występy nie kuszą?

No akurat trudno mi sobie wyobrazić siebie w obu tych programach. Ostatnia próba zaprezentowania publiczności spektakularnej choreografii w moim wykonaniu zakończyła się właśnie wspominaną wcześniej kontuzją. (śmiech)

Wyrastasz z pokolenia, dla którego rock był formą buntu wobec komercji i establishmentu. I właściwie dochowujesz wierności tym ideom. Nie martwi Cię, że Hey jest jednym z ostatnich zespołów tego rodzaju w Polsce?

Powodów do zmartwień jest obecnie mnóstwo, więc nie przyszłoby mi do głowy martwić się czymś podobnym. Jestem dojrzałą jednostką, a wraz z wiekiem stałam się nieprawdopodobnie tolerancyjna dla postaw i wyborów innych ludzi. Dzisiaj słowo „komercja” znaczy dla mnie coś innego niż dawniej, podobnie jak „bunt”, który ukierunkowany jest całkowicie inaczej.

Iggy Pop, Bob Dylan czy Neil Young udowadniają, że można śpiewać rocka, będąc już w wieku emerytalnym. Piosenkarki nie mają jednak tak dobrze. Myślisz, że przyjdzie czas, kiedy powiesz dosyć i zejdziesz ze sceny?

Oczywiście, że kiedyś powiem dosyć, ale na pewno nie będzie to miało związku z moim wiekiem. Nie ma we mnie zgody na tworzenie specjalnego marginesu dla ludzi starszych. W podupadających ciałach jesteśmy tymi samymi dziewczynami i chłopakami. Do końca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska