Do incydentu doszło w minioną środę, 19 września po południu. To wtedy na policję zadzwonił jeden z pracowników Muzeum Armii Krajowej. Poinformował o znalezieniu w placówce niewybuchów i materiałów niebezpiecznych. Policjanci zaalarmowali prokuraturę i sami udali się an ul. Wita Stwosza.
- Na miejsce została skierowana grupa oględzinowa, przewodnik z psem do wykrywania materiałów wybuchowych oraz jednostka saperska – wylicza st. asp. Barbara Szczerba, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Nie było zagrożenia dla pracowników i zwiedzających, dlatego nikogo nie trzeba było ewakuować.
Policyjni pirotechnicy zabezpieczyli i wywieźli z muzeum 2 granaty bojowe i 150 sztuk amunicji strzeleckiej.
Ze wstępnych ustaleń wynika, że niebezpieczne przedmioty trafiły do muzeum razem z innymi przedmiotami przekazanymi przez osobę, który jest członkiem rodziny oficera Wojska Polskiego.
- Policjanci sprawdzili również mieszkanie darczyńcy, nie ujawniając innych niebezpiecznych materiałów – dodaje st. asp. Barbara Szczerba.
To kolejna w ostatnim czasie wpadka Muzeum AK, o której piszemy na łamach „Dziennika Polskiego”.
Kilka tygodni temu okazało się, że z placówki znikają pamiątki po jej patronie, gen. Auguście Emilu Fieldorfie Nilu. Odebrał je z depozytu Leszek Zachuta, członek rodziny gen. Nila, po tym, jak przez kilka lat leżały w magazynie, zamiast znajdować się na ekspozycji.
Wcześniej m.in. ówczesna p.o. dyrektora, a obecna wicedyrektor Muzeum AK Joanna Mrowiec podpisała umowę o współpracy ze związkiem skupiającym byłych oficerów… komunistycznego ludowego Wojska Polskiego.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
WIDEO: Poważny program
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto